Pustynia Śmierci
-
– A zapłacić kiedy mam? – zapytał z lekkim uśmieszkiem na ustach. Wydaje mu się, że najpierw się płaci, a potem dostaje się żarcie. No chyba że za darmo dostał…
-
- Na koszt firmy. - potwierdził te domysły, ku Twojemu wielkiemu zdziwieniu, bo przecież przed apokalipsą praktycznie nic nie można było dostać za darmo, chyba że w mordę, a tym bardziej teraz.
-
– Dzięki. – podziękował i zaczął szamać zupę.
-
Dice, po zakończeniu swojej roboty, również przysiadł się do kontuary. Cierpliwie odczekał na moment, w którym Hugh nie będzie zajęty klientami.
— Wszystko jest zniesione na miejsce, co do skrzyni. — Powiadomił go, wystukując palcami rytm na blacie. -
Zohan;
Było dość smaczne, nawet bardzo, jeśli wziąć pod uwagę, że do tej pory żywiłeś się tylko sucharami i konserwami, bo na nic innego nie było miejsca podczas podróży. Tymczasem reszta spokojnie sączyła swoje piwo, a do lady przysiadł się jakiś czarnoskóry mężczyzna, sądząc po jego słowach, jakie skierował do barmana, był zapewne jednym z pracowników.
Radio;
- No i to mi się podoba. Na razie masz wolne. - odparł, nie poświęcając Ci już więcej uwagi, podobnie jak reszta, a przynajmniej na razie. -
Gdyby jeszcze coś grało w tle…
– Barmanie, nie macie jakieś szafy grającej albo radyjka? -
“I pewnie jeszcze frytki do tego.” Pomyślał Dice, słysząc słowa klienta. Pewnie zaraz Hugh pośle go po gitarę.
-
Zohan, Radio:
- Mam Murzyna. - odparł Hugh, wskazując na siedzącego przy ladzie czarnoskórego pracownika. - Jak ładnie poprosisz, to może i Ci zagra. -
– Na czym grasz, czarnuchu? – zapytał tak jak murzyn murzyna.
-
//Czekam na Radio.//
-
//Zakładam, że rzeczywiście jesteś czarny. //
– Bas, gram na basie. – Odpowiedział, opierając się o kontuar. -
//Tak, jedyny murzyn jakim gram.//
– Tylko? – bas zawsze wydawał mu się nudny, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. – Zagrasz coś?
-
— To moja robota. — Parsknął, po czym poszedł do swojego pokoju. Wrócił na parter z gitarą przewieszoną przez ramię.
— Jakieś specjalne życzenia co do muzyki? — Zapytał, nim zaczął grać. -
– Graj to, co Ci się zachce.
-
— Oryginalnie. — Zażartował, po czym zaczął grać. Nie miał wiele werwy po harówce przy noszeniu skrzyń, więc wybrał spokojniejszy, odprężający utwór.
-
A więc grałeś, a muzyka nieszczególnie ruszyła ani barmana, ani gości, choć do szału też im daleko, a przecież wszyscy doskonale wiedzą, że muzyka bardzo różni ludzi.
-
Dalej jadł zupę i słuchał muzyki. Przynajmniej ma okazję usłyszeć coś, co nie brzmi jak Zombie albo seria z karabinu.
-
- Nooo… To co ściągnęło Cię do tego zapomnianego przez Boga miejsca z tą bandą popaprańców? - zagadnął barman, przy ostatnich słowach wskazując ruchem głowy na Twoich kompanów.
-
– Mogłem zostać w LA i siedzieć na dupie albo ruszyć się i pozwiedzać trochę.
-