Pustynia Śmierci
-
Teraz pewnie zatrzymują się tutaj tylko jacyś włóczykije i tym podobne. Pić alkoholu nie zamierza, ale na pewno coś zje, bo podróż może człowieka zmęczyć. Dosiadł się do blatu i zapytał barmana:
– Jedzenie serwujecie? -
No przecież, Hugh zabiłby go, gdyby znalazł te skrzynie, cokolwiek w nich jest, pod zwałami piasku. Ta wizja skutecznie zachęciła czarnoskórego do cięższej pracy. Chodząc w te i z powrotem, narzucił sobie szybsze tempo.
-
Zohan:
- Coś się na pewno znajdzie, ostatnio szczury mi się zalęgły na zapleczu. Nie dość,że tłuste, to jeszcze wielkie jak koty! - powiedział barman, i gdyby nie jego śmiech, którym parsknął chwilę potem, podobnie jak Twoi kompani, mógłbyś zastanawiać się, czy brać jego słowa na poważnie. - No, mamy, mamy. Czego by chciał?
Radio:
Ostatnia skrzynia znalazła się na miejscu tuż przed rozpoczęciem piaskowej burzy. Teraz nic już nie stoi na przeszkodzie, a wręcz jest wskazane, abyś udał się do jakiegoś bezpiecznego, wolnego od wiatru i piachu, schronienia. -
– Znałem takiego jednego, co za gram cracku ugryzł żywego szczura. – uśmiechnął się, gdy przypomniał sobie tamtego ćpuna i tamtą sytuację. – Zupę jakąś bym chciał.
-
Dice, po zakończeniu swojej roboty, również przysiadł się do kontuary. Cierpliwie odczekał na moment, w którym Hugh nie będzie zajęty klientami.
— Wszystko jest zniesione na miejsce, co do skrzyni. — Powiadomił go, wystukując palcami rytm na blacie. -
Radio:
//Masz zamiar robić coś konstruktywnego, zapoznać się z nowymi postaciami czy cokolwiek?//
Zohan:
Pokiwał głową i ruszył do kuchni, przy okazji odbierając zamówienia od reszty. Po chwili przed Twoimi kompanami stały kufle z piwem i talerze pełne ryżu z jakimś brejowatym sosem oraz kawałami mięsa, Ty zaś otrzymałeś brązową zupę o dość gęstej konsystencji, gdzie pływało nieco warzyw, jak ziemniaki i marchew, oraz kawałki różnego mięsa. -
// Powiedzmy, że zapomniałem o ich istnieniu. Zedytuję post. //
-
– A zapłacić kiedy mam? – zapytał z lekkim uśmieszkiem na ustach. Wydaje mu się, że najpierw się płaci, a potem dostaje się żarcie. No chyba że za darmo dostał…
-
- Na koszt firmy. - potwierdził te domysły, ku Twojemu wielkiemu zdziwieniu, bo przecież przed apokalipsą praktycznie nic nie można było dostać za darmo, chyba że w mordę, a tym bardziej teraz.
-
– Dzięki. – podziękował i zaczął szamać zupę.
-
Dice, po zakończeniu swojej roboty, również przysiadł się do kontuary. Cierpliwie odczekał na moment, w którym Hugh nie będzie zajęty klientami.
— Wszystko jest zniesione na miejsce, co do skrzyni. — Powiadomił go, wystukując palcami rytm na blacie. -
Zohan;
Było dość smaczne, nawet bardzo, jeśli wziąć pod uwagę, że do tej pory żywiłeś się tylko sucharami i konserwami, bo na nic innego nie było miejsca podczas podróży. Tymczasem reszta spokojnie sączyła swoje piwo, a do lady przysiadł się jakiś czarnoskóry mężczyzna, sądząc po jego słowach, jakie skierował do barmana, był zapewne jednym z pracowników.
Radio;
- No i to mi się podoba. Na razie masz wolne. - odparł, nie poświęcając Ci już więcej uwagi, podobnie jak reszta, a przynajmniej na razie. -
Gdyby jeszcze coś grało w tle…
– Barmanie, nie macie jakieś szafy grającej albo radyjka? -
“I pewnie jeszcze frytki do tego.” Pomyślał Dice, słysząc słowa klienta. Pewnie zaraz Hugh pośle go po gitarę.
-
Zohan, Radio:
- Mam Murzyna. - odparł Hugh, wskazując na siedzącego przy ladzie czarnoskórego pracownika. - Jak ładnie poprosisz, to może i Ci zagra. -
– Na czym grasz, czarnuchu? – zapytał tak jak murzyn murzyna.
-
//Czekam na Radio.//
-
//Zakładam, że rzeczywiście jesteś czarny. //
– Bas, gram na basie. – Odpowiedział, opierając się o kontuar. -
//Tak, jedyny murzyn jakim gram.//
– Tylko? – bas zawsze wydawał mu się nudny, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. – Zagrasz coś?
-
— To moja robota. — Parsknął, po czym poszedł do swojego pokoju. Wrócił na parter z gitarą przewieszoną przez ramię.
— Jakieś specjalne życzenia co do muzyki? — Zapytał, nim zaczął grać.