Pustynia Śmierci
-
— To moja robota. — Parsknął, po czym poszedł do swojego pokoju. Wrócił na parter z gitarą przewieszoną przez ramię.
— Jakieś specjalne życzenia co do muzyki? — Zapytał, nim zaczął grać. -
– Graj to, co Ci się zachce.
-
— Oryginalnie. — Zażartował, po czym zaczął grać. Nie miał wiele werwy po harówce przy noszeniu skrzyń, więc wybrał spokojniejszy, odprężający utwór.
-
A więc grałeś, a muzyka nieszczególnie ruszyła ani barmana, ani gości, choć do szału też im daleko, a przecież wszyscy doskonale wiedzą, że muzyka bardzo różni ludzi.
-
Dalej jadł zupę i słuchał muzyki. Przynajmniej ma okazję usłyszeć coś, co nie brzmi jak Zombie albo seria z karabinu.
-
- Nooo… To co ściągnęło Cię do tego zapomnianego przez Boga miejsca z tą bandą popaprańców? - zagadnął barman, przy ostatnich słowach wskazując ruchem głowy na Twoich kompanów.
-
– Mogłem zostać w LA i siedzieć na dupie albo ruszyć się i pozwiedzać trochę.
-
-
Radio:
Grałeś, ku uciesze gawiedzi.
Zohan:
Barman wzruszył ramionami.
- A było tam aż tak źle, że musiałeś się wynosić? -
– W końcu bym spotkał kogoś, komu zaszedłem za skórę przed apokalipsą. A takich ludzi było dużo.
-
- I są tacy, co dalej będą pruć się o przeszłość, gdy trzeba trzymać się razem, żeby nie zjebać przyszłości? A myślałem, że to ja mieszkam na prowincji.
-
– Pewnie są, a ja wolę nie ryzykować, że znajdę kurwa kogoś takiego.
-
-
- W Las Vegas narobisz sobie jeszcze więcej wrogów niż już masz i których zostawiłeś za sobą w Los Angeles.
-
– To spierdolę stamtąd jak najszybciej, gdy zrobi się gorąco. – dokończył zupę. – Albo tutaj wrócę i będę zamiatać podłogi. – uśmiechnął się.
-
- Przyda mi się jakiś jełop w razie gdyby czarny za wolno zapierdalał, chociaż on i tak jest tu tylko od brzdąkania na gitarze. Taniej zainwestować w kolejnych muzyków niż co kilka dni naprawiać faszerowaną ołowiem szafę grającą. I łatwiej.
-
Gdyby wcześniej Hugh nie mówił mu o realiach pracy w barze, to Dice pewnie teraz wyleciałby z taktu czy byłby w inny sposób zaskoczony, ale w rzeczywistości tylko uśmiechnął się pod nosem i grał dalej, pozwalając sobie na głębsze zanurzenie w muzykę. Delektował się nią, czystą możliwością niczym nie zakłóconej gry.
-
//Możesz trochę przyśpieszyć, bo powoli nudne to się robi.//
– Jeszcze zobaczę. Możliwe, że za kilka dni zdechnę albo dożyje starości gdzieś na Alasce.
-
//Nie mam za bardzo czego przyspieszać, bo tu chodziło głównie o zapoznanie się Waszych postaci. O ile macie na to ochotę.//
-
// O, czyli mamy się zapoznać. Okej. Tylko tutaj bardziej liczyłbym na inicjatywę wychodzącą od Zohańska, bo Dice jest tutaj tylko murzynem od grania i nie odzywania się. //