Pustynia Śmierci
-
– Mogłem zostać w LA i siedzieć na dupie albo ruszyć się i pozwiedzać trochę.
-
-
Radio:
Grałeś, ku uciesze gawiedzi.
Zohan:
Barman wzruszył ramionami.
- A było tam aż tak źle, że musiałeś się wynosić? -
– W końcu bym spotkał kogoś, komu zaszedłem za skórę przed apokalipsą. A takich ludzi było dużo.
-
- I są tacy, co dalej będą pruć się o przeszłość, gdy trzeba trzymać się razem, żeby nie zjebać przyszłości? A myślałem, że to ja mieszkam na prowincji.
-
– Pewnie są, a ja wolę nie ryzykować, że znajdę kurwa kogoś takiego.
-
-
- W Las Vegas narobisz sobie jeszcze więcej wrogów niż już masz i których zostawiłeś za sobą w Los Angeles.
-
– To spierdolę stamtąd jak najszybciej, gdy zrobi się gorąco. – dokończył zupę. – Albo tutaj wrócę i będę zamiatać podłogi. – uśmiechnął się.
-
- Przyda mi się jakiś jełop w razie gdyby czarny za wolno zapierdalał, chociaż on i tak jest tu tylko od brzdąkania na gitarze. Taniej zainwestować w kolejnych muzyków niż co kilka dni naprawiać faszerowaną ołowiem szafę grającą. I łatwiej.
-
Gdyby wcześniej Hugh nie mówił mu o realiach pracy w barze, to Dice pewnie teraz wyleciałby z taktu czy byłby w inny sposób zaskoczony, ale w rzeczywistości tylko uśmiechnął się pod nosem i grał dalej, pozwalając sobie na głębsze zanurzenie w muzykę. Delektował się nią, czystą możliwością niczym nie zakłóconej gry.
-
//Możesz trochę przyśpieszyć, bo powoli nudne to się robi.//
– Jeszcze zobaczę. Możliwe, że za kilka dni zdechnę albo dożyje starości gdzieś na Alasce.
-
//Nie mam za bardzo czego przyspieszać, bo tu chodziło głównie o zapoznanie się Waszych postaci. O ile macie na to ochotę.//
-
// O, czyli mamy się zapoznać. Okej. Tylko tutaj bardziej liczyłbym na inicjatywę wychodzącą od Zohańska, bo Dice jest tutaj tylko murzynem od grania i nie odzywania się. //
-
//Miałem właśnie napisać, abyś to ty podjął tę inicjatywę, no ale cóż…//
– Długo on tutaj gra? – skierował wzrok na czarnucha, który brzdąka na gitarce.
-
//Niby mógłbym odpowiedzieć, ale niech już Radio się wypowie.//
-
//Ahyom. //
— Niedługo, bracie. — Odpowiedział Dice, nawet na takt nie odrywając palców od strun. — Jestem tutaj od wczoraj. — Podniósł wzrok na czarnego.
-
//To na jakiś czas Was zostawiam.//
-
– Prawie co nic. Co wcześniej robiłeś, zanim tu trafiłeś?
-
— Podróżowałem brachu, jeżeli tak można nazwać miesiące spędzone na gubieniu się w piaskach pustyni. Ty? —