[Metro-Zdzieszowice] Stacja Szkolna
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T -10 (Wydarzenie)]
Kompan posłusznie wypełnił rozkaz, ale uważne przypatrywanie i przysłuchiwanie się tunelowi nic nie przyniosło Mariuszowi, przynajmniej nie w pierwszej chwili. Dopiero dłuższe wyciszenie pozwoliło mu na wyłapanie nikłego szeptu, jakby niesionego wraz z przeciągiem.
Wpuść nas… Czekamy… -
- Wracamy - Splunął gęstą śliną pod nogi i sam poświecił w głąb tunelu dla pewności.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T -10 (Wydarzenie)]
Tunel był zupełnie pusty i stateczny, nic, prócz kabli kołyszących się w przeciągu, nie zakłócało jego ponurego spokoju.
— Czekaj. — Usłyszał szept Serweryna. — Podaj tą moją Biblię. — -
- Jaja sobie robisz… Klepanie tych twoich paciorków nic nie da na jakieś psychotyczne gówno - Z niedowierzaniem spojrzał na faceta, którego mimo wszystko miał za rozsądnego.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T -10 (Wydarzenie)]
Czekamy… czekamy… czekamy…
— Daj ją żesz, chociaż spróbujemy. — Warknął nieco głośniej, stawiając twardo na swoim. — Chcesz wrócić prosto w ramiona Gwardzistów?! — -
- Wolę dać im się rozwalić tradycyjną pestką, niż iść tutaj i później do końca swojego, zapewne krótkiego, życia jedynie się ślinić.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T -10 (Wydarzenie)]
Serweryn przez moment spoglądał na towarzysza i już otwierał usta, by mu odpowiedzieć, ale nie zdążył; rozległy się nieme krzyki, eksplodujące w głowie Mariusza niczym całe tony dynamitu.
Czekamy! Błagamy! Czekamy! Błagamy!Słyszał chór, ale także każdy, pojedynczy ryk i płacz. Były ich tysiące, w jednej, koszmarnej całości. Młodzi, starzy, kobiety, dzieci i mężczyźni. Wszyscy jednakowo zrozpaczeni i zdesperowani, setkami szturmując wrota umysłu Szprycera.
Oboje padli na kolana, na zimną posadzkę, Serweryn rozpaczliwie próbował zasłonić swoje uszy, to podnosił twarz.
— Biblia! Biblia! Podaj! — Wrzeszczał, z trudem przebijając się przez upiorną harmonię duchów.Mariusz mógł uciec, jeszcze nie było za późno, jednak mógł także zaufać towarzyszowi. Musiał podjąć decyzję.
-
Rzucając masę przekleństw na prawo i lewo, z trudem rzucił mu swój plecak, po czym przytknął czoło do zimnej szyny.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T -10 (Wydarzenie)]
Gdzie byliście?! Gdzie jesteście! Otwórzcie nam wrota! Otwórzcie! Nam! Wrota! Powietrze zabija!
Plecak opadł bezwładnie na podkład, a Serweryn wytężył wszystkie swoje siły by sięgnąć po niego dłonią. Jednym ruchem rozpiął go i wyszarpnął księgę z wnętrza.
W tym momencie upiorna harmonia przerodziła się w przeraźliwy, jednostajny wrzask, zadający fizyczny ból Mariuszowi. Czuł, jakby ściany jego czaszki stanowiły kruszący się mur, szturmowany przez tysiące demonów. Już, już tylko chwila, a chwiejne cegły runą w dół, dewastując wszystko pod sobą. Co za huk!
Serweryn już nawet nie zatykał uszu, tylko raz po raz walił głową w posadzkę, przysuwał Biblię do siebie milimetr po milimetrze, z wielką trudnością, tocząc z siebie siódme poty. W końcu postawił ją przed swoimi oczami i zaczął w panice wertować, po kilka kartek naraz. Zatrzymał się na jednym fragmencie i przycisnął foliant pięścią.
— Pan jest mym pasterzem… nie brak mi niczego… — Zasapał z bólem.
Głosy gwałtownie przybrały na mocy, jakby sprzeciwiając się. Jerychońska pieśń wybrzmiewała niczym orkiestra nuklearnych eksplozji.
— Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach… — Wdech, wydech wysokiego. — …Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć: orzeźwia moją duszę… —
Mariusz czuł tysiące rozgrzanych do czerwoności szpilek w jego mózgu. Umiera.
Serweryn padł na posadzkę, nie wypuszczał Pisma z rąk. Wentylował się, jęcząc jakieś słowa. “Wie… Wie… Wie…” I ucichł, zamknął oczy. Czasem nie warto jest próbować.
I wtedy wrzasnął głośniej, niż cały chór przeklętych.
— Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoje imię! Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną! —
Głosy cofnęły się, jakby zlęknione. Biły się, ale na to wybrzmiały kolejne słowa psalmu.
— Twój kij i Twoja laska są tym, co mnie pociesza! Stół dla mnie zastawiasz wobec mych przeciwników; namaszczasz mi głowę olejkiem; mój kielich jest przeobfity! —
Głosy przeszły w totalny odwrót. Zmieszały się, przestały stanowić harmonię, każdy wrzeszczał swe skargi każdy z żalem, jakby błagały o łaskę i litość. Serweryn nie miał litości.
— Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną przez wszystkie dni mego życia i zamieszkam w domu Pańskim po najdłuższe czasy! — Koniec psalmu Dawidowego z szczególną mocą poniósł się po spękanych ścianach tunelu, rezonując na każdym jego metrze. Usłyszały go stare podkłady, zwisający lamy, szczeliny w ścianach i mieszkające w nich szczury. Usłyszały go tunelowe kuny mutanty, brudne kałuże, a nawet mieszkańcy Szkolnej i poturbowany urzędniczek przy wrotach prowadzących na powierzchnię.Głosy odeszły. Nastała cisza, niemalże zupełna cisza, mącona wyłącznie podróżującym w oddali echem i rzadkim werblem kropli, które zbierając się u stropu, miarowym tempem odrywały się od wilgoci i opadały, uderzając w beton. Piękna cisza.
Serweryn zaległ, ciężko dysząc. Jego pierś podnosząc się przypominała plastikowy woreczek, raz po raz nadmuchiwany przez podekscytowane dziecko.
-
- Gówno, nie wiara… - Wysapał Aleksander - Pierdolony szajs, kiedyś tego nie było… Jestem już na to za stary…
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T - 9 (Wydarzenie)]
— Ale działa! — Serweryn roześmiał się kasłającym, przytłumionym śmiechem. Po kolejnej chwili leżenia podniósł się do półsiadu i zaczął rozcierać skronie. Betonowa posadzka odbiła ładny ślad na jego czole…
Mariusz także z wolna wracał do siebie. Jego tętno zwolniło, ustał huk pulsującej w potylicy krwi. Tak, było dobrze. Chyba nie umarli. -
- Było mi zdechnąć na górze… Ale nie, zachciało się łazić po tunelach… - Podniósł się do pozycji leżącej i sprawdził, czy posiada w ciele tę samą ilość otworów, co dziesięć minut temu.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T - 9 (Wydarzenie)]
— Jakbym miał wybierać… — Odezwał się siedzący obok Serweryn. — To też wybrałbym śmierć na górze, ale tylko z ładnym pogrzebem w pakiecie. Ciekawe jak dzisiaj wygląda cmentarz i kaplica…—
Liczba dziur okazała się być taka sama jak ostatnim razem, gdy Mariusz sprawdzał ich ilostan. -
- Jak zwyczajny kurwidołek, nie ma tam czego szukać - Spróbował wstać przy pomocy ściany.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T - 9 (Wydarzenie)]
— Tak myślisz? Hmm, może. — Powiedział Serweryn, podnosząc się z ziemi równie nieporadnie co niemowlak po wypiciu flaszki wódki.
Znalezienie stalowej belki wystającej z ściany znacznie ułatwiło sprawę. Szprycer podniósł się do pionu, jeszcze tylko przez chwilę czując, jak cały świat lekko chybocze się pod jego nogami. Potem wszystko wróciło do normy, jaką mężczyzna znał od dwudziestu dwóch lat. -
- Ja to wiem. Miałem nieprzyjemność tam być - Ruszył przed siebie, tym razem bardziej wyczulając się na podświadomość, która mogła mu dać ostrzeżenie o kolejnym takim ataku, niż skupiając się na ochronie przed mutantami czy najgroźniejszymi stworzeniami powojennego świata. Ludźmi.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński [T - 8 (Wydarzenie)]
Tym razem (i na całe szczęście) jedynymi z towarzyszących mu dźwięków był tupot stup, krople odrywające się od stropu i rzadkie odgłosy przemykających tu i ówdzie szczurów, choć widać ich nie było. Minęli kolejną wnękę, do końca tunelu pozostały jeszcze tylko dwie, z których jedna prowadziła do wspomnianego przez towarzysza Mariusza włazu.
— Hmm, razem z rządowymi Łazikami? — Zapytał Serweryn, który od czasu ucieczki głosów nie wypuszczał Biblii z dłoni. -
Zatrzymał się raptownie. Zamiast odpowiedzieć, spojrzał na towarzysza nieufnie. Nigdy mu nie mówił o konotacjach z rządem, poza znajomościami z kilkoma Gwardzistami. Wysuwa zbyt daleko idące wnioski, i to nad wyraz trafne.
- Rządowi nie spoufalają się z wolnymi. -
Mariusz “Szprycer” Woliński [T - 8 (Wydarzenie)]
Serweryn także stanął, spoglądając dziwnie na towarzysza.
— Wiem to, po prostu trasa rządowych przebiega niedaleko kaplicy, dlatego założyłem, że byłeś z nimi. Czemu się zatrzymujemy? -
- Żeby pójść dalej - Uciął temat i podjął marsz. Obecnie towarzystwa było dla niego coraz bardziej niewygodne.