Dallas
-
Upewnił się, że broń ma przy sobie i pobiegł w kierunku bramy.
-
Miałeś, jak najbardziej, i wychodzi na to, że przyjdzie Ci z niej zrobić użytek, bo od razu po wyjściu z baraku zauważyłeś zagrożenie. Gdy trafiłeś pod bramę widziałeś już je dokładnie: Około setki, może sto pięćdziesiąt, żywych trupów kroczyło w stronę rancha. Głównie były to zwykłe Zombie, może też jakieś Świeże albo Biegusy, ale stąd jeszcze nie widziałeś szczegółów. Niegdyś taki widok oznaczałby dla Ciebie pewną śmierć, ale inni tu zgromadzeni wydawali się nie przejmować, skoro byli dość dobrze uzbrojeni i mieli wystarczająco broni palnej, aby wystrzelać trupy nim te się zbliżą.
-
Z rewolwerem i obrzynem za wiele nie zrobi, ale będzie mógł przynajmniej siebie i innych obronić przed pojedynczymi szwendami, jeżeli dojdzie do konfrontacji. Pozostaje mu nic innego, jak czekać na rozkazy.
-
Te były dość oczywiste, a Ty nie miałeś nawet okazji na użycie swojej broni, Zombie, który dotarł najbliżej do rancha, padł około pięćdziesięciu metrów od bramy, przy której stałeś.
-
Wycofał się kilka metrów do tyłu, aby przypadkiem jako jeden z pierwszych nie paść, gdy sztywne się tu wedrą. Położył dłoń na rękojeści rewolweru i czekał.
-
//Miałem przez to na myśli, że wszystkie zostały wybite z dala od bramy, a ten, który doszedł najdalej, padł pięćdziesiąt metrów stamtąd. Czyli wszystkie Zombie martwe, tym razem już porządnie.//
-
//Ah.//
Czyli ma na razie spokój. Chyba, bo pewnie trzeba będzie coś zrobić z tymi ciałami.
-
Trzeba, ale widać, że reszta wiedziała co robić i kto ma to zrobić. Udali się tam z kanistrami, zapewne z benzyną, bo gdy polali trupy ich zawartością i podpalili, te momentalnie stanęły w ogniu, a niebo zaczął wznosić się słup czarnego dymu. Nie był to najlepszy, bo dość widoczny, sposób na pozbycie się ścierwa, ale innego wyboru nie mieliście, trzeba się było ich pozbyć jak najszybciej i jak najskuteczniej.
-
Smród palącej się padliny na pewno jest nie do wytrzymanie, więc najlepiej będzie, jak odejdzie od tego jak najdalej.
-
Nikt nie miał zamiaru, żeby Cię zatrzymać, więc droga wolna. Tylko gdzie się udać?
-
Przede wszystkim chce się dowiedzieć jaka jest pora dnia i wtedy zdecyduje co ze sobą zrobić.
-
Nie spałeś długo, więc nie minęło wiele czasu. Okolice popołudnia, więc czasu było sporo.
-
Chyba się weźmie za jakąś robotę, aby zabić czas i na dodatek pokazać innym, że jest coś wart. Rozejrzał się za czymś, co nie spowoduje u niego odruchów wymiotnych i nie będzie przy okazji śmierdzieć jak sztywny.
-
Mogły to być rozmaite prace gospodarskie, o które mógłbyś zapytać kwatermistrza lub jednego z roboli. Ci byli zajęci choćby naprawianiem zużytych już zagród dla trzody i bydła, przerzucaniem wyschniętego siana do stodoły, rąbaniem drwa na opał i tym podobnych.
-
Rąbanie drewna najbardziej mu pasuje. Podszedł do jednego z roboli, który się tym zajmuje i zapytał:
– Nie potrzebujesz dodatkowych rąk do roboty? -
Mężczyzna, solidnej, choć nie jakiejś szczególnej, postury wpatrywał się w Ciebie jak w wybawcę. Dopiero po chwili zauważyłeś, że musiał robić to przez dłuższy czas, może kilka godzin, nawet w najgorszym skwarze, i niezbyt kusiło go kontynuowanie.
- Pewnie, chłopie. - odparł, wbijając siekierę w pieniek. - Masz tu tego od zajebania, a robota prosta, to nie mam Ci co tłumaczyć. Ja idę trochę odsapnąć i zmienię Cię za godzinę czy dwie, dobra? -
Ściągnął z siebie górną część odzieży, ale zostawił tylko podkoszulek. Nie będzie świecić klatą i brzuchem i robić z siebie jakiegoś macho. Wyrwał siekierę z pieńka i zabrał się za rąbanie drewna.
-
Mężczyzna mógł mieć coś innego na głowie, zapomniał, albo zwyczajnie nie miał ochoty wracać do tej parszywej roboty, więc wszystko przeciągało się ponad te dwie umówione godziny, ale drewna do rąbania było wciąż sporo.
- Wody? - usłyszałeś zza swoich pleców ciepły i przyjemny głos, zdecydowanie damski. -
Wykonał jeszcze jeden zamach siekierą i dopiero wtedy się odwrócił.
– Przydałoby się jej trochę. -
Kobieta wręczyła Ci półtoralitrową butelkę pełną zimnej wody, chyba do tego z cytryną. Na piegowatej twarzy okrytej rudymi lokami miała uśmiech równie ciepły jak głos. Ogólnie rzecz biorąc była dość ładna, młoda, może po dwudziestce, z zielonymi oczami.
- To Ty jesteś tym nowym, prawda?