Dzikie Pogranicze
-
– Prędzej my się upijemy, niżeli on. Wypiłem trochę tego krasnoludzkiego świństwa i myślałem, że mnie zetnie od razu, a oni takie rzeczy normalnie piją…
-
- No to ja nie mam już innego pomysłu, jak wyciągnąć z niego jakieś informacje. Bo przecież nie zapytamy wprost, a jeśli, to i tak albo nic nie odpowie, albo powie coś, co nie musi być prawdą.
-
– Albo spróbujemy pić zupełnie co innego. My jakieś piwo, a on ten swój spirytus.
-
- No i to jest plan, ale chyba mamy teraz coś innego do załatwienia, nie?
-
Przytaknął i zaczął poszukiwać jakiś straganów z jedzeniem. Zależy mu głównie na sucharach, suszonym mięsie, ale również na warzywach czy też owocach, które mógłby jeszcze dzisiaj zjeść.
-
Jeśli chodzi o warzywa i owoce, to było ich niewiele, nie było tu warunków do uprawy roślin, ale gdy już jakieś znalazłeś, to mogłeś przyznać, że nie widziałeś takich wcześniej na oczy. Prowiantu podróżnego w postaci suszonego czy wędzonego mięsa bądź sucharów było pełno, miasteczko było tylko przystankiem dla grup handlarzy, najemników i innych, więc wielu lokalnych kupców zarabiało ładne pieniądze, sprzedając taki podróżny prowiant.
-
Kupił trochę owoców, suchego prowiantu na przynajmniej tydzień oraz mięsa, aby nie dostać bzika od wcinania samego pieczywa. Po załatwieniu tych wszystkich spraw, dał wszystkie rzeczy Leifowi, aby on je dźwigał, i ruszył w kierunku karczmy.
-
Nie protestował, Ty zaś znalazłeś jakąś gospodę, raczej niewielką, w której pełno było nawianego pyłu oraz wypchanych zwierząt w ramach ozdoby, a nad kontuarem wisiał rozdziawiony łeb sporego Orka, być może łup samego karczmarza, bo choć nie był już on w sile wieku, to widziałeś po jego posturze, że wciąż potrafiłby solidnie zdzielić, nie miał też dwóch palców u lewej dłoni, a twarz szpeciły rozmaite blizny. Reszta klienteli nie wyglądała równie ciekawie, to najemnicy, kupcy i awanturnicy z Verden i Nirgaldu, widziałeś więc, że na Dzikim Pograniczu naprawdę łączą się wpływy i kultury obu tych miejsc.
-
Podszedł do kontuaru i zapytał barmana:
– Przyszedł tu chwilę wcześniej Krasnolud? -
Zaprzeczył, kręcąc głową.
- A widzisz tu jakiegoś? - zapytał, a zapytał słusznie, bo w lokalu nie widziałeś żadnego niskiego gbura z brodą i toporem. -
Przecież ten Krasnolud miał znaleźć jakąś karczmę i wynająć pokoje, a on gdzieś polazł i go nie ma…
– No nic, poczekamy. Trzy kufle piwa, z czego jedno musi być naprawdę mocne. -
Może zawieruszył się po drodze albo Was wystawił? Mógł też szukać miejsca w innej karczmie, nie miałeś przecież pewności, czy są tu wolne pokoje, w końcu panował tu spory tłok. Karczmarz bez słowa spełnił Twoją prośbę, stawiając przed Tobą trzy kufle, wszystkie takie same, ale widać, że zawartość jednego była o wiele ciemniejsza niż w pozostałych, więc to pewnie to było tym mocniejszym, jak chciałeś.
- Dziesięć złota za wszystko. - odparł karczmarz. - Coś jeszcze? -
Jeżeli wystawił, to trudno. Jeżeli zawieruszył się gdzieś, to pójdzie go potem poszukać. Jeżeli zawędrował do innej karczmy, to też go poszuka. Teraz chce chociaż na chwilę odpocząć, bo walka i marsz potrafią zmęczyć. Wyciągnął dziesięć monet i zapłacił karczmarzowi za piwo.
– Na razie nic. – już miał odchodzić z kuflami piwa, ale w ostatniej chwili się zatrzymał. – Mam pytanie. Ile dni zajęłoby nam, aby dostać się do najbliższego miasta? -
- A to zależy czy mówisz o jakimś miasteczku z pogranicza, takim jako to, czy może jakimś pełnoprawnym mieście w Verden albo Nirgaldzie.
-
– Pełnoprawne miasto. Miasteczka z pogranicza mnie nie interesują.
-
- Kiedyś było Gibelest, ale już go nie ma… Wielka armia Paktu Trzech je zniszczyła. Teraz trzeba będzie iść aż do Cesarstwa, chyba że chcecie zawadzić o państwo Mrocznych Elfów… Prywatnie nie lubię kreatur i Wam radzę podobnie, ale wyglądacie mi na najemników, więc mogę Wam wspomnieć, że pewnie szukają takich jak Wy do jakiejś roboty, walczą przecież z Krasnoludami, Elfami i Cesarstwem, choć jak im idzie to nie wiem, dawno nikt nie miał żadnych wieści na ten temat.
-
– Ta… z Elfami… – zaśmiał się. – Tam raczej nie pójdę.
Odszedł od karczmarza i usiadł z kuflami przy jakimś stoliku.
– Jeżeli ten nasz mały “przyjaciel” nie przyjdzie albo go nie spotkamy, to załapiemy się na jakąś karawanę. -
- Aż tak masz gdzieś to wszystko, o czym mówił? - zapytał Leif, dosiadając się ze swoim kuflem. - Nie mówię, że zarobimy na tym tyle, że będziemy żyć jak królowie resztę życia, ale nie ukrywam, że cholernie mnie to ciekawi.
-
– Mówię tylko, co zrobimy, jeżeli on nie przyjdzie. Chętnie bym się więcej o nim dowiedział oraz o jego zleceniu.
-
Pokiwał głową, bo pewnie sam miał podobne odczucia. Kilka minut siedzieliście w milczeniu, sącząc piwo, gdy do karczmy wszedł Krasnolud, chwilę stojąc w progu i się rozglądając, a później kierując się wprost do Waszego stolika, gdy tylko dostrzegł, że przy nim siedzicie. Bez słowa zajął miejsce obok i chwycił stojący wolno kufel, który opróżnił na raz do połowy.
- Kurwa, pojebane to wszystko. - mruknął pod nosem. - To już z trzecia karczma, do której wchodzę, bo we wszystkich mówią mi, że już wolnych pokoi nie ma… Jak tak dalej pójdzie, to nawet do stajni nas nie wezmą.