Hrabstwo Nagren
-
Ork parsknął śmiechem.
- A różno, kilku rycerzyków na konikach, od chuja chłopskiej milicji i jeszcze jakieś różne najemniory. Jak chcesz, to idź no na górę i sam zobacz. -
– Mierne fiutki.
Wszedł na górę i samemu zobaczył, co za parobasy przyszły. Spróbował też na oko ocenić ilu ich jest. -
Nie byłeś najlepszym rachmistrzem pośród Orków, ale wiedziałeś, że przeważali Was liczebnie. I, tak jak mówił Agrag, zauważyłeś kilku ciężkozbrojnych rycerzy w pełnych zbrojach, na koniach, stojących na niewielkim wzgórzu. Poza nim była też wspomniana już chłopska milicja, tych było na oko ponad stu, a choć miernie wyposażeni i uzbrojeni, to mogli Was zwyczajnie zalać samą liczbą i wymęczyć walką. Byli też prawdziwi żołnierze, o połowę mniej liczni od milicji, ale ci mieli już skórznie, lekkie hełmy, czasem kolczugi i elementy pancerzy płytowych, a ich wyposażenie było dość jednolite, w postaci tarczy, długiej włóczni, sztyletu i jednoręcznej broni, najczęściej toporka lub miecza. Uzupełniali to najemnicy, różnych ras, różnie wyposażeni. Nie byli liczni, więc musieli być dobrzy, skoro przyprowadzono ich tu mniej niż dwudziestu. Tak czy siak, nie wyglądało to dobrze, zwłaszcza że to chyba nie były wszystkie siły, bo zauważyłeś jakieś poruszenie na skraju pobliskiego lasu, gdzie mogli kryć się kolejni wrogowie.
-
Niech mnie sam Zgładziciel wypierdoli w dupę. Dużo ich.
– Czego tu? – wydarł japę, aby tamci usłyszeli. -
Nie usłyszeli, wciąż byli za daleko, a nawet gdyby, to miałeś wrażenie, że najpierw będziecie musieli zabić przynajmniej połowę w czasie krwawych szturmów na wioskę, żeby byli skłonni z Wami pertraktować.
-
No i chuj z darcia mordy. A szkoda, bo by chętnie porozmawiał i podrwił z człowieczków. Zszedł na dół i wrócił do Agraga.
– Jakiś planik, gdy się tu wpierdolą? -
- Najpierw zrobim żywom tarczem z tych tu wieśniorów, a potem będziem ich bić i napierdalać, póki nie padną. Innych opcji ni ma, ich jest wiencej. Ale dobrze, że nie majo żadnej katapulty czy innej machiny, wtedy to dopiero by było…
-
– Tylko mi tu nie pierdol o jakiś katapultach, bo zara się okaże, że jakąś mają i taki fiutek z nas będzie.
-
- Tanio skóry nie sprzedam… No, ale te ludziki, co nas wynajęły, to by już mogły wrócić…
-
– Ano, mogłyby, bo im więcej chłopa po naszej stronie, tym łatwiej będzie się napierdalać.
-
- No, to wyciągnij mnie skąd te więcej chłopa, jak taki mądry jesteś! Może tam jeszcze pójdziesz se z nimi pogadać, co?
-
– A może i pójdę z nimi pogadać! A co, kurwa!
-
- To se kurwa idź! Zobaczym, jak szybko Cię tam ustrzelom, debilu Ty!
-
– Kurwa, no! Nie będziemy się z nimi napierdalać tak po prostu, gdy tych ludków jest więcej! Albo trza ich w chuja zrobić, albo się z nimi ugadać. Pomyśl, kurwa!
-
- Tylko, że chujki to wiedzą. Dopiero jak spuścim im srogi wpierdziel, to zmondrzejo i pomyślo, że chyba jednak trza najpierw pogadać, zanim znów pójdą po łomot.
-
– Dobra, kurwa. Spuścimy im wpierdol, a potem może będziem płakać. Pilnuj tych chłopaków tutaj, a ja pójdę do swoich powiedzieć im, co się do dzieje, do kurwy nędzy, i zaraz wracam. – jak powiedział, tak zrobił.
-
Pokiwał głową i machnął ręką, żebyś w końcu spierdalał. Na miejscu zastałeś obu Orków z bronią w ręku, gotowych do walki, a także kobietę, która już się obudziła, sądząc po jej bezskutecznych próbach uwolnienia się z więzów i jęków stłumionych kneblem.
-
– Będzie napierdalanka, bo jakieś zjeby przylazły. Nie ukrywam, dużo ich. – spojrzał się na rudą szmatę. – Kiedy się obudziła?
-
Orkowie wzruszyli ramionami.
- Przed chwilą. - odparł jeden z nich. - A co? To po nią? -
– A chuj wie czy po nią. Pilnujcie tej rudej pizdy, a ja idem się napierdalać.
Wyszedł z kryjówki i zaczął iść pod bramę. Po drodze również rozejrzał się za jakąś tarczą, bo tarcza ważna rzecz.