Begin
-
BULBA
Nikt nie wyszedł mu na spotkanie. Drzwi były niedomknięte i przy którymś uderzeniu po prostu się otworzyły.Wiewiur
— Okej, może przesadziłam. Zbieranie Talii nie jest takie złe. Po prostu trochę potrwa, a wielu takim jak ty się niesamowicie śpieszy. -
- Jak się tych kart szuka?
-
— Ogółem to są po prostu wyznaczone przez kogoś osoby, które mają karty. Oczywiście nie wszystkie. Taka osoba wydaje jedną konkretną kartę, ze swoją podobizną. Ty po prostu musisz te osoby znaleźć.
-
Wszedł do środka rozglądając się ostrożnie. Jeśli nic nie znalazł podejrzanego, ruszył do dziecka by sprawdzić jego stan.
-
Widział bałagan i otwarte, podrapane okno, ze śladem krwi. Dziecko wciąż się nie ruszało, ale oddychało.
-
Brzmi… ciekawie. Zapowiada się, że nawet jak za cel postawi sobie opuszczenie krainy to i tak chwilę tu sobie pobędzie. Kiwnęła jej głową.
- A opowiesz coś jeszcze o tym miejscu? Czym się różni od naszego? Jakaś kultura? - No tak, zasady kultury są dla niej najważniejsze, w końcu wpajano jej to od małego, to nie dziwota że o nich myśli. -
Ustawił dziecko w pozycji bezpiecznej i obejrzał dokładnie. Co może być powodem jego objawów?
-
Wiewur
— Dosyć mocno się różni. To taki… bardzo idylliczny świat. Znaczy nie zawsze i nie wszedzie, ale są miejsca w których bywa nawet zbyt beztrosko. Na przykład nie ma waluty. -
buba
Zwrócić uwagę Dokji mogła rana na szyi. Coś jakby… ugryzienie? Bardzo dziwne. -
- Niezbyt to sobie wyobrażam… Jak działa ten brak waluty? - Nic dziwnego, że ciężko jest jej wyobrazić sobie świat bez pieniędzy, w końcu miała bogatych rodziców i mieszkała w willi…
-
— To chyba taka umowność. Pewnie by nie działało, gdyby Kraina była większa. Możesz wszystko dostać, o ile nie jesteś złą osobą i nie masz złych zamiarów.
-
A, czyli trochę tak jak miała w tamtym świecie…
- Wiesz gdzie mogłabym znaleźć jakieś miejsce do spania? Wychodzi jednak na to, że pobędę tu dłużej niż myślałam… -
— Są dwa hotele w miasteczku. Ale jeśli nie czujesz się pewnie, to mam pokój gościnny. Tak w ogóle jestem Hannah.
-
- Angelika Windfield - odpowiedziała nieco odruchowo. - O, bardzo chętnie skorzystam z propozycji! - odparła nieco już radośniej i wstała z krzesła - pokazałabyś mi jeszcze miasto? - dodała po chwili. Chętnie by sobie zwiedziła to miejsce, jednak obawiała się, że bez przewodniczki mogłaby się zgubić, zabłądzić albo natrafić na jakąś nieprzyjemną rzecz…
-
— No dobrze.
Kobieta wstała i ruszyła do drzwi.
— Akurat jest ładna pogoda na spacer. -
Zerwał kawałek swojej peleryny by zatamować ranę i wyniósł dzieciaka z mieszkania na rękach, uważając na to, by jej nie otworzyć. Zaniósł go szybkim, ale stablinym krokiem do Motelu.
-
Ruszyła za nią.
-
bulba od kiedy ty do choinki masz pelerynę
Eveline wyszła mu na spotkanie i aż podskoczyła w przestrachu.
— Boże, co mu się stało? Połóż go tu, na kanapie.
Gwizdnęła szybko i poinstruowała jakiegoś gościa, by pobiegł po lekarza.Wiewiur
Wciąż było całkiem ładnie. Hannah powoli szła, spoglądając na Angelikę.
— W Beginie jest dosyć spokojnie. Mamy tu często marynarzy i woźniców za gości. Pójdziemy do portu na moment. -
//Od czasów zakupów z lumpie. Przecież ja teraz chodzę w tym stroju.//
- Przechodziłem obok i usłyszałem krzyk z jednego z domów. Coś spierdoliło przez okno zostawiając ślady krwi i zostawiło go na ziemi z tą dziurą w szyi. Cud że żyje. Wampiry tu macie czy ki czort? -
Kiwnęła jej głową i rozglądała się dookoła.
- Jak duża jest kraina?