Begin
-
Ustawił dziecko w pozycji bezpiecznej i obejrzał dokładnie. Co może być powodem jego objawów?
-
Wiewur
— Dosyć mocno się różni. To taki… bardzo idylliczny świat. Znaczy nie zawsze i nie wszedzie, ale są miejsca w których bywa nawet zbyt beztrosko. Na przykład nie ma waluty. -
buba
Zwrócić uwagę Dokji mogła rana na szyi. Coś jakby… ugryzienie? Bardzo dziwne. -
- Niezbyt to sobie wyobrażam… Jak działa ten brak waluty? - Nic dziwnego, że ciężko jest jej wyobrazić sobie świat bez pieniędzy, w końcu miała bogatych rodziców i mieszkała w willi…
-
— To chyba taka umowność. Pewnie by nie działało, gdyby Kraina była większa. Możesz wszystko dostać, o ile nie jesteś złą osobą i nie masz złych zamiarów.
-
A, czyli trochę tak jak miała w tamtym świecie…
- Wiesz gdzie mogłabym znaleźć jakieś miejsce do spania? Wychodzi jednak na to, że pobędę tu dłużej niż myślałam… -
— Są dwa hotele w miasteczku. Ale jeśli nie czujesz się pewnie, to mam pokój gościnny. Tak w ogóle jestem Hannah.
-
- Angelika Windfield - odpowiedziała nieco odruchowo. - O, bardzo chętnie skorzystam z propozycji! - odparła nieco już radośniej i wstała z krzesła - pokazałabyś mi jeszcze miasto? - dodała po chwili. Chętnie by sobie zwiedziła to miejsce, jednak obawiała się, że bez przewodniczki mogłaby się zgubić, zabłądzić albo natrafić na jakąś nieprzyjemną rzecz…
-
— No dobrze.
Kobieta wstała i ruszyła do drzwi.
— Akurat jest ładna pogoda na spacer. -
Zerwał kawałek swojej peleryny by zatamować ranę i wyniósł dzieciaka z mieszkania na rękach, uważając na to, by jej nie otworzyć. Zaniósł go szybkim, ale stablinym krokiem do Motelu.
-
Ruszyła za nią.
-
bulba od kiedy ty do choinki masz pelerynę
Eveline wyszła mu na spotkanie i aż podskoczyła w przestrachu.
— Boże, co mu się stało? Połóż go tu, na kanapie.
Gwizdnęła szybko i poinstruowała jakiegoś gościa, by pobiegł po lekarza.Wiewiur
Wciąż było całkiem ładnie. Hannah powoli szła, spoglądając na Angelikę.
— W Beginie jest dosyć spokojnie. Mamy tu często marynarzy i woźniców za gości. Pójdziemy do portu na moment. -
//Od czasów zakupów z lumpie. Przecież ja teraz chodzę w tym stroju.//
- Przechodziłem obok i usłyszałem krzyk z jednego z domów. Coś spierdoliło przez okno zostawiając ślady krwi i zostawiło go na ziemi z tą dziurą w szyi. Cud że żyje. Wampiry tu macie czy ki czort? -
Kiwnęła jej głową i rozglądała się dookoła.
- Jak duża jest kraina? -
bulba
— Są, ale prawie nigdy nie zapuszczają się w te strony. Jest tu dla nich zbyt słonecznie. Dobrze, że znalazłeś tego dzieciaka.Wiewiur
— Jak wspomniałam, niezbyt duża. Nie mam niestety porównania, nigdy nie przepadałam za geografią. -
- No co ty nie powiesz. - Parsknął patrząc na młodego. - Albo nabawi się traumy, albo wyjdzie z tego silniejszy. Wolałbym to pierwsze, dość już widziałem dzieci przesiąkniętych nienawiścią tak, że zmieniły się w puste skorupy odarte z dziecinnej niewinności. -
-
— A, najwyżej się go odwiezie do wariatkowa. Tobie nic nie jest poza wspomnieniami z wojny?
-
- Prawdziwemu mężczyźnie nigdy nic nie jest. - Uśmiechnął się i prychnął sam ze swojego żartu. - Nie, nic mi nie jest. Przyszedłem na miejsce po fakcie.
-
Gdy mówił, oparła dłoń o jego klatkę piersiową.
— Cieszę się — rzuciła z uśmiechem.
Po niedługim czasie przyszedł lekarz i zajął się chłopcem. -
- Co z nim? - Spytał konowała po odratowaniu dzieciaka.