Galera
-
- A co ja, idiota?! - Obruszył się dryblas - Jasne, że nie! Przecież już była martwa!
- Czyli jednak…
- Ale dopiero potem, Mały! - Aż uderzył pięścią w stół.
- Panowie, wykłócacie się o pierdolety, a jest tu całe mnóstwo lepszych rzeczy do roboty - Do ich stolika dosiadła się Owca, lokalna stalkera znana tak z radykalnego podejścia do zlecenia, jak i z niecodziennych… Postaw życiowych. -
-- Oho, co teraz? – Mruknął z ubawem, składając ramiona na piersi. Przypatrzył się Owieczce, ciekawe co miała im do powiedzenia.
-
- A chociażby nowa beczka siwuchy - Wskazała na przyniesioną szklankę. Lokalni szamani pędzi bimber tak podły, że nawet najgorsza wódka przedwojenna była istnym luksusem. A ta jednym łykiem, bez skrzywienia się nawet, wlała się całą ćwiartkę.
- Dupa, nie siwucha, psujesz mi historię… - Mruknął niezadowolony Śledź. -
— Daj spokój, ta historia i tak już nie ma rąk, nóg i… głowy. — Machnął ręką i w ślad za Owcą upił nieco zawartości swojej szklanki.
-
- Poza tym, cokolwiek byś nie powiedział, i tak mam coś, czego nie przebijesz - Dziewczyna uśmiechnęła się chytrze, a wyższemu z mężczyzn praktycznie poszła para z nosa.
- Zaczyna się… - Przewrócił oczami Mały - Nigdy nie można w spokoju się napić… -
— Dawaj, zamieniamy się w słuch. — Rzucił lekko sarkastycznie, drapiąc się po lewej dłoni.
-
- Kojarzycie te historyjki o Astronautach? Właśnie jednego rozwaliłam - Z dumą uderzyła się dłonią o wątłą pierś.
- Owca, do cholery… W regionie nie ma żadnego kosmodromu - Mały złapał się za głowę, dziennie musiał znosić miliony tego typu rewelacji. Stąd też dziwne, że zadaje się ze Śledziem, bo facet był zapewne twoim równolatkiem, może niewiele młodszym, i na pewno pamiętał poprzedni świat oraz historię dawnego kraju. Jego towarzysz miał za to może z dwadzieścia lat, a może dwadzieścia pięć. Ludzie wciąż posądzali ich o dewiantyzm, jednak między nimi było coś w rodzaju relacji ojciec-syn, chociaż nikt nie wiedział, z jakiego powodu. -
Mar spojrzał na blat stołu i sięgnął do pamięci. Historyjki o Astronautach? Kojarzył coś takiego?
-
Ludzie mówili, że po okolicy paradują ludzie w pełnych skafandrach kosmicznych, pojawiają się znikąd, wykonują tylko sobie znane cele i równie niepostrzeżenie znikają. Podobno mają kompletnie nie znać strachu, a jeśli się wie, gdzie ich szukać, to za odpowiednio wysoką cenę zrobię wszystko, co byś tylko sobie zażyczył, włącznie z obaleniem wszystkich dotychczasowych rządów.
-
// Czy to jest nawiązanie do jednego z opowiadań z UM? O człowieku, który już nie czuł strachu? //
-- Nie ma szans. – Odpowiedział. – Jak chcesz rozwalić kogoś, kto nie istnieje? Chyba, że trafiłaś na jakiegoś stukniętego, Bogu ducha winnego przebierańca, w taką wersję już mogę uwierzyć. – Zaśmiał się krótko.
-
Ten post został usunięty!
-
Popatrzyła na ciebie ze złością, sięgnęła do obszernej kieszeni i rzuciła Ci przed twarz jakiś kawałek materiału.
-
Mar spojrzał to na nią, to na Śledzia i Małego. Chwycił materiał i przyjrzał się mu.
-
Był to biały kiedyś, teraz raczej szary, kawałek materiału z logiem NASA. Jednak nie była to jakaś część swego czasu modnych ubrań. Naszywka była porządna, nawet teraz zachowała się doskonale.
-
Wyglądało wiarygodnie, nawet bardzo. Marley obejrzał materiał z każdej strony, potem spojrzał na Owcę.
— Śledź, weź to zobacz. — Podał logo koledze, po czym zwrócił się do dziewczyny. — A gdzie zostawiłaś resztę szczęściarza, do którego to należało? -
- Gdzieś obok Kolejarzy, niewiele więcej zdołałam zabrać. Te pierdolone mutanty robią się coraz bardziej bezczelne.
Dziewczyna była wyraźnie niezadowolona, że tylko tyle rozszabrowała.
Mały oglądał wszystko dookoła, długo i dokładnie. Co raz coś mruknął i pokręcił głową. -
— No nie wiem… — Mężczyzna pociągnął łyk. — Jakieś naciągane mi się to wydaje. Nie, nie, w to że go kropnęłaś wierzę, ale nie w to, żeby był to astronauta z prawdziwego zdarzenia. Czego niby taki Neil Armstrong na spółę Jurijem Gagarinem mieliby szukać w naszym urokliwym mieście? — Przedostatnie zdanie wypowiedział z słyszalnym przekąsem.
-
Chwilę milczała, jej młodziutki wiek nie pozwolił jej poznać tych zacnych nazwisk, jednak zdawała sobie sprawę, że ją nabierasz.
- Nigdy nie kłamię w takich sprawach - Wycedziła przez zęby, i nachyliła się przez stolik tak, że światło padło na jej bliznę, która teraz wyglądała przerażająco. -
// Co to za blizna tak właściwie? W sensie, jak wygląda i gdzie przebiega? //
— Dobra, no przecież powiedziałem… — Odchylił się na taborecie, wyciągając przed siebie dłonie. — Tylko wydaje mi się dziwne, żeby jakiś facet latał po okolicy w takim wdzianku. Bo po co?
-
Zacisnęła pięścią, twarz nabiegła jej krwią, jedynie szrama pozostała blada. Biegła od lewego kącika ust, przez policzek, załamywała się na czole, by przejść przez linię włosów zostawiając łysy ślad i kończyła się za prawym uchem. Już miała się odezwać, gdy Mały rzucił jej materiał do dłoni i samemu wbił wzrok w wejście do baru.