Zbiór informacji ogólnych dla mieszkańców miasta
—
HISTORIA MIASTA
Spoiler
PRZED KOŃCEM
Po upadku komuny, podupadło także miasto. Niegdyś kombinat huty był jednym z potężniejszych w kraju, później rozsprzedany, głównie zagranicznemu kapitałowi, z “krainy stali” przekształcił się w “królestwo aluminium”. Chociaż na dobre wyszła różnorodność zakładów i pozostawienie zakładów zbrojeniowych w rękach państwa. Wielu utalentowanych fachowców przetrwało apokalipsę i w obecnych czasach ułatwiają życie mieszkańcom, jak tylko mogą najlepiej.
APOKALIPSA
Chociaż region miał dużą wartość strategiczną, to poza taktycznym nalotem rakiet z małymi głowicami konwencjonalnymi, niewiele więcej się stało. Co prawda kilkanaście minut później nadleciało skrzydło samolotów z oznaczeniami Federacji Rosyjskiej, lecz pobliski garnizon oraz niedaleka obsada lotniska wojskowego szybko przechwyciła nieproszonych gości. Poza kolejną porcją ładunków konwencjonalnych, musieli przewozić także broń chemiczną lub biologiczną nieznanego typu, gdyż nawet mimo opadu wtórnego, lokalna fauna i flora zmutowała w stopniu zbyt dużym, jak na obecne warunki.
PIERWSZY ROK PO WOJNIE
Wiele punktów miasta żyło w odosobnieniu, nierzadko napadając na siebie lub próbując siłą podporządkować sobie sąsiadów. Kiedy wszystkie oczy zwracały się ku policji oraz wojsku, ci bezprecedensowo strzelali do każdego w zasięgu wzroku. Bestialstwa, które się tam działy, były nie do pomyślenia nawet dla Pradawnych, którzy znali jeszcze telewizyjne reportaże o Guantanamo czy ISIS. Jednak po pewnym czasie struktury się zaczęły stabilizować, a w mieście zapanowało kruche status quo, przerywane jedynie bandyckimi napadami lub incydentami granicznymi. Dopóki nie nadeszła Kościana Strawa…
KOŚCIANA STRAWA
Szalejąca zaraza, która nie wiadomo skąd się wzięła. Wszyscy oskarżają o to wojskowych, gdyż to właśnie od tej strony nadeszła i to w nich najmocniej uderzyła.
Zarażeni na początku dostawali objawów typowych dla zwapnienia stawów. Powoli, w niewyobrażalnych bólach, kolejne tkanki zamieniały się w kości. Najpierw skóra, później organy wewnętrzne, aż w końcu chory samemu kończył swe życie lub czekał, kiedy serce czy płuca przestaną działać.
Żołnierze z kolei oskarżali o to wszystkich dookoła, szczególnie że Nisko stało się cmentarzem, a ich siły będące przed kataklizmem w polu i instytucie po drugiej stronie miasta, zaginęły.
Palenie trupów, kwarantanny i ucieczki w miejsca odosobnienia niewiele pomagały. A zaraza zakończyła się równie szybko, jak się zaczęła.
STABILIZACJA SYTUACJI
W odpowiedzi na szalejące bezprawie oraz radykalizację instytucji, które uprzednie prawo miało egzekwować, zaczęły powstawać coraz większe instytucje. Największe i najstarsze to Galera, Związek Wolnych Kupców Starego Rynku, Federacja Starej Huty i Kult Pioruna. To dzięki ich inicjatywie okolice stały się bezpieczniejsze i ukróciły panowanie “nowych panów”. Do tego zainspirowały wiele pomniejszych frakcji do utworzenia się. Miasto zaczęło odżywać ale niebezpieczeństwo miało dopiero nadejść.
PIERWSZY GON
W trzy lata po Upadku, i drugi od jakiejkolwiek stabilizacji, pojawiły się pierwsze mutanty, które przestały być nową legendą, a stały się faktem. I kiedy z początku tylko walczyły między sobą czy żywiły się jakimiś ochłapami, bardzo szybko przerzuciły się na ataki na ludzi, a nawet i na osiedla.
Kiedy patowa sytuacja trwała cztery miesiące i ruch w mieście praktycznie ustał, pierwsi śmiałkowie wreszcie dali radę jako opanować sytuację. Kiedyś się śmiano z tych tak zwanych “preppersów”, dzisiaj stali się stalkerami z krwi i kości. Dzięki nim nauczono się wytwarzać broń na miarę obecnych czasów, zdobywać pożywienie, poruszać się wśród ruin i wytworzyć taktyki do walki z nowymi gatunkami zwierząt.
Ruch ponownie odżył, mutancie ścierwa gęsto ścieliło resztki asfaltu, lokalni mistrzowie kuchni przyrządzali z nich prawdziwe frykasy. Aż doszło do czegoś, co nazwano “Pierwszym Gonem”. Wielka fala mutantów przelała się przez miasto, zmiatając z map kilka małych osiedli, które do dzisiaj nie odżyły. Inne frakcje zostały poważnie nadwątlone. Chociaż wszystkie siedziby były przystosowane do obrony przed oblężeniami ludzi i nocnymi atakami monstrów, to nikt nie mógł przewidzieć, że fala mutantów liczące tysiące osobników będzie niszczyć wszystko na swej drodze.
Od tamtej pory gony mutantów pojawiały się regularni każdego roku na jesień, większe bądź mniejsze, i zawsze od strony Niska, co jeszcze bardziej zraziło do siebie wojskowych, a ci z jeszcze większą zajadłością rzucali się na byłych cywilów.
WOJNA DOMOWA
Pięć lat po Katastrofie pojawiać się zaczęły oznaki normalności. Rodziły się dzieci, młodzież niepamiętająca zbyt dobrze poprzedniego życia lub w ogóle go nie znając, zaczęła wkraczać w dorosłość. Uprawy i hodowle przynosiły plony na tyle duże, by powoli odstawiać przedwojenne, bezcenne zasoby zakonserwowanej żywności, a okolica stawała się coraz bardziej bezpieczna. Ludzie, którzy wspominali dawne życie, zaczęli być nazywani “Pradawnymi” i cieszyli się ogromnym szacunkiem.
Jeden z rutynowych patroli wojskowych wkroczył w rejony Kwietniku, chociaż granica była wyraźnie wytyczona. Społeczność odpowiedziała na to strzałami ostrzegawczymi, jednak mundurowi musieli poczytać to za próbę ataku. Wywiązał się z tego zatarg graniczny, i żadna ze stron nie chciała odpuścić. Krótka strzelanina zamieniła się w ogromną batalię, gdy cała dzielnica ruszyła do walki, a żołnierze otrzymali wsparcie ze swojej bazy. Wtedy cywile zmuszeni byli prosić o pomoc swoich sąsiadów, Bałtów z ulicy Sopockiej. Wysłali im na pomoc swych doborowych wojowników, gdyż sami od dawna byli nękani przez wojsko i uznali to za doskonałą okazję do odpłacenia się i poszerzenia wpływów. Żołdacy uznali to jednak za jawną próbę obalenia władzy rządowej.
W akcie odwetu wysłali swoje oddziały młodzików na tyły Bałtów, by pojmali ich rodziny i zmusić tym samym walczących do kapitulacji. Podrostkom jednak puściły nerwy i zakończyło się krwawą rzezią, nie przeżył nikt, włącznie z kilkoma noworodkami. Cały teren spalono, a kilka lepiej utrzymanych budynków wysadzono. Gdy Bałtowie się o tym dowiedzieli, paleni rządzą zemsty i desperacją poprowadzili frontalny atak na bazę. Zostali zmasakrowani, jednak udało im się mocno uszkodzić mury, podłożyć ogień pod baraki i zniszczyć część sprzętu ze zbrojowni. Jednak nikt tego nie przeżył, a tereny Bałtów pozostają do dzisiaj ruinami, i legenda ich straceńczej walki powoli wymiera. Gdy wieści o tej okrutnej zbrodni przewinęła się przez miasto, każda z frakcji wysłała swoje siły, by wymierzyć sprawiedliwość.
Armia czując się osaczona przez wrogów, podjęła negocjacje ze Śmierdzielami, Granatowymi i Ligą Stalówki, obiecując im amnestię w zamian za pomoc. Ci przystali na propozycję i już po chwili pożoga ogarnęła całe miasto. Chociaż walki na tyłach Koalicji Stali, jak w tym przypadku nazwały się frakcje, odciągały część sił, to i tak wojsko było w kiepskim położeniu. Tocząc coraz cięższe boje i powoli stając na granicy desperacji, uruchomili stare opancerzone wozy bojowe, czołgi oraz artylerię. Zmasowany ostrzał perymetru zaowocował znacznym uszczupleniem sił Koalicji, ci w odpowiedzi przeszli do walk typowo partyzanckich, skupiając się na niszczeniu pojazdów, odgrywaniu się na ludności cywilnej będącej pod rządami armii oraz ustawicznemu niszczeniu zasobów.
Wojna zaczęła być coraz bardziej dramatyczna, już praktycznie wszystkie chwyty były dozwolone. I wtedy pojawił się gon, zwany od tamtej pory Drugim Gonem. Urazy i krzywdy poszły w niepamięć. Gdy podczas kolejnej z walk nagle strzały przybrały na sile za plecami wojskowych, Koalicja uznała to za sygnał od sił będących głęboko za liniami wroga i przypuściło atak wszystkimi siłami. Jakże wielkie było ich zaskoczenie, gdy żołdacy strzelali do fali mutantów równie wielkiej, jak za pierwszym razem. Chociaż z początku korzystano z okazji, mszcząc się na nieznanych im żołnierzach, dowódcy polowi szybko pojęli sytuację i nakazali wsparcie wroga ogniem. Podniosły się głosy protestu, lecz kilka pokazów siły, szybko przekonało opierających się, że pomoc wojskowym jest teraz najlepszym, co można zrobić.
Doskonałe wyszkolenie i potężna broń ponownie dowiodła swojej wartości, ograniczając niszczycielski wpływ mutantów.
To był przełom. Chociaż lud i politycy grzmieli, to nic nie jest w stanie przezwyciężyć nici porozumienia, która się wytwarza pomiędzy wojownikami walczącymi ze sobą ramię w ramię. Podpisano rozejm, ustalono nowe strefy wpływów, wypłacono sobie nawzajem kontrybucje i pogrzebano zmarłych.
Z czasem rozejm przekształcił się w pokój, czasem tylko zakłócany kolejnymi zatargami granicznymi z Kwietnikami.
DZISIAJ
Obecnie Pradawni powoli wymierają, dawne urazy są pielęgnowane tylko podłóg tradycji, a status quo, chociaż trwa, to coraz słabiej. Jednak powojenne pokolenie chce żyć po swojemu, odrzucając prawidła dawnego świata. Zaczęło pojawiać się mnóstwo różnych historii, legend i spisków. Wszyscy szeptają o Kulcie Napromieniowanego Pana czy Spisku Złotówki, jednak nie ma na to dowodów, co mimo wszystko nie ukróca plotek.
–
BROŃ
Spoiler
Chociaż króluje broń biała, od zwykłych pałek i zaostrzonych płaskowników, to fachowcy z zakładów produkcyjnych tworzą prawdziwe perełki. Typowe noże, łuki, kusze, proce, włócznie, miecze i inne zdobycze technologiczne średniowiecza, są nie mniej popularne niż wiatrówki sprężynowe i gazowe, broń czarnoprochowa czy broń palna nowego typu, ta przedwojenna, jak i produkowana obecnie.
Mimo, że jest popularna, to broń palna już sama w sobie jest strasznie droga, a amunicja dochodzi do takich wartości, że jedynie siły frakcyjne są w nie wyposażone, osoby niezwiązane z władzami swojego osiedla praktycznie nie mają dostępu do takich zabawek.
–
LEGENDY STALI
Spoiler
Kult Napromieniowanego Pana - kiedyś można by ich określić mianem “satanistów”, teraz… Nie bardzo wiadomo, jak ich opisać. Mówi się, że kryją się w blokach dookoła Galery, która poza starym centrum handlowym nie obstawia żadnego budynku, uznając to za bezsensowne marnotrawstwo środków, skoro ogołocili mieszkania ze wszystkiego, co tylko dało się sprzedać. Kultyści podobno tworzą własną komunę, żyjąc na zasadach równości, wyznając bliżej nieokreślonego Pana, który wyłonił się z pyłu radiacji po Końcu i ma już niedługo poprowadzić ludzkość ku Zielonym Łąkom, do miejsca, które nie zostało skażone i można tam bez problemu żyć tak, jak kiedyś. Wielu młodych przyciąga do siebie ta wizja i niestrudzenie przeczesują blokowisko, często nie wracając. Nie wiadomo, czy to przez śmierć w tych bezpiecznych okolicach, czy odnajdując swój mały “raj”. Okoliczne rządy boją się tej legendy jak ognia, jest to potencjalna konkurencja, która przyciąga młodych. A opowieści o życiu w tych warunkach napawa obrzydzeniem nawet najtwardszych Pradawnych. Wielu rozpowiada o kazirodczych związkach, składaniu ofiar z ludzi, mrocznych rytuałach religijnych, ogromnych orgiach i okaleczaniem się lub porywaniem mieszkańców innych osiedli, by zadowolić swego Pana.
Spisek Złotówki - nie wiadomo, kiedy się to zaczęło ani jak. Jednak wszystkie podejrzane wydarzenia, zatargi graniczne na dotychczas spokojnych regionach, napady na podróżnych, kradzieże czy rozboje miały ze sobą jeden punkt wspólny. Każdy z uczestników miał przy sobie przedwojenną złotówkę. Niemal wszystkie pochodziły z roku 2009, jednak czasem zdarzały się inne, co śledczym nasunęło myśl o hierarchii. Żaden z zatrzymanych nie chciał składać wyjaśnień, nawet podczas tortur czy przy jednym pokazowym straceniu. Legenda jest owiana tajemnicą tak wielką, że podaje się w wątpliwość jej prawdziwość.
Szklane domy - wzdłuż jednej z dróg biegnącej blisko Bałtyckiej, w zrujnowanej części miasta, znajdują się dwa stojące obok siebie bliźniaki, a po drugiej stronie drogi kolejny dom jednorodzinny. Z niewiadomych przyczyn, jako jedyne są całkowicie nienaruszone, w środku panuje nieskazitelny porządek, a szyby czy lustra nie mają najmniejszej plamki. Najdziwniejsze w tym wszystkim są owe lustra. Kto tam wejdzie, widzi w nich rzeczy, które się nie dzieją naprawdę, zaczynają powoli wariować. Do dzisiaj po mieście niosą się pełne grozy opowieści o wielkich lustrach, które mają ślady dłoni niedających się zetrzeć. Tak jakby były one… Od drugiej strony. Jakby się znajdowały nie na powierzchni lustra, a pod warstwą srebrzonego metalu. Każdy, kto widział to miejsce, szybko odbierał sobie życie w najwymyślniejsze sposoby.
Wstęga Möbiusa - mówi się, że na stalowowolskim brzegu Sanu, tam gdzie biegną słynne “kanały”, w jednym z wejść do systemów ciągów kanałów burzowych, jedna z betonowych cembrowin jest zachowana w nadzwyczaj dobrym stanie. Wielu wędrowców, sądząc że jest to jakaś skrytka lokalnych stalkerów, posterunek sił wypadowych bądź nowa kolonia, zapuszcza się w te labirynty, by nie powrócić. Wielu śmiałków podjęło to ryzyko, powrócił jeden, który niedługo po opowiedzeniu swojej historii popełnił samobójstwo. Podobno w pewnym momencie wchodzi się do zaskakująco dużego przekopu, gdzie bez problemu może iść obok siebie pięć osób w wyprostowanej pozycji. Chociaż biegnie idealnie niemal prosto, wędrowcy w pewnym momencie odczuwają wrażenie, jakby się kręcili w kółko, szczególnie że niektóre struktury ze śmieci zdają się być obozowiskami poprzedników. Natrafiają na charakterystyczne punkty, nie mogąc pojąć, w jaki sposób kręcą się dookoła, nie mijając żadnych odnóg, dopływów czy robiąc tyle kroków, że na spokojnie powinni być już po drugiej stronie miasta. Jedyny żywy świadek twierdził, że czas płynął inaczej, nie mogąc dokładnie sprecyzować, w jaki sposób. Niektóre sprzęty potrafiły w ciągu godzin rozpaść się w proch, a inne, wyglądające na przestarzałe, całymi dniami opierać się czynnikom zewnętrznym. Brak cieknącej z sufitu wody, brak jakiegokolwiek pożywienia i nienaturalna cisza, której nawet kroki nie mąciły, działała destruktywnie na ludzką psychikę. Ocalały twierdził, że nieprzerwanie przez dwa tygodnie po prostu parł przed siebie, aż w pewnym momencie przed oczami ukazała mu się podziemna cysterna, z której udało mu się dostać do mniejszych kanałów i stamtąd już wyjść jedną ze studzienek. Po przejęciu przez siły ZWKSR w kółko tylko mówił o swojej przygodzie, nie sposób było ustalić jakiekolwiek jego personalia, pochodzenie, dane towarzyszy, kompletnie nic. Po kilku dniach znaleziono go w tymczasowo przydzielonym mu pokoju, powiesił się, zapisując wcześniej na ścianie “TO SZŁO ZA MNĄ CAŁY CZAS JEGO CZERŃ BYŁA MROCZNIEJSZA OD CIEMNOŚCI CHYBA GO WTEDY WYPUŚCIŁEM”. Napił był zrobiony jakąś czarną mazią, jednak nikt nie był wstanie określić jej pochodzenia. Zarząd stacji uznał, że znalazł jakieś zapasy w kanale, być może nawet wojskowe, i chciał próbkę zanieść swoim zwierzchnikom, jednak doznał załamania psychicznego przez niebezpieczną podróż po ruinach. Sprawę zamieciono pod dywan, a legendę szeptają już sobie tylko stalkerzy, a i to z dala od uszu władz.
Marionetkownik - opowieść szczególnie popularna wśród stalkerów i sił wypadowych wszystkich frakcji, jak miasto długie i szerokie. Zależnie od wersji, mutant jest jeden, lub kilka porusza się niezależnie po ruinach, a może nawet w swego rodzaju stadzie działających synchronicznie na odległość. Jest to humanoid, chodzący w starych, zniszczonych ubraniach, zupełnie jakby nie było promieniowania ani przeraźliwego zimna. Do tego zawsze boso, jest to element wspólny wszystkich historii. Podobno jest w stanie mentalnie zapanować nad swoją ofiarą, psychicznie zmusić ją do uległości i spełniania rozmazów, nawet nie patrząc na nieszczęśnika. Stopniowo ma tracić rozum, pozostawiając tam jedynie skorupę ze swoimi odruchami bezwarunkowymi oraz pełnym oddaniu w wypełnianiu obowiązków. Podobno nawet wpływa w jakiś sposób na ciała ofiary, że te nie wymagają wody ani żywności. A po zabiciu swego pana, maja się snuć bez celu po mieście, jak w starych filmach o zombie. Coraz to nowsze plotki wybuchają na ten temat, jednak brak jakichkolwiek jednoznacznych dowodów utrzymuje w ryzach nadgorliwych żołnierzy i brawurowych stalkerów.
Bąbel - do dzisiaj w okolicach Instytutu można wyłapać desperackie nawoływanie radiowe. Ktoś podaje swoje personalia, stopień, pokrótce opowiada o sytuację i rozpaczliwie prosi o pomoc. Potężne zakłócenia pozwalają zrozumieć co trzecie słowo, jedno jest pewne, że pochodzi z czasów zaraz po Końcu, jednak z całą pewnością nie jest odgrywanym w kółko nagraniem. Żaden sprzęt nie wytrzymałby ponad dwudziestu lat ciągłej pracy, do tego pozostaje kwestia pozyskania zasilania. Na jakiś chory żart czy kodowaną wiadomość dla tajnych agentów terenowych także to nie wygląda. Nie wiadomo, co się tam dokładnie dzieje, najwięksi bajkopisarze mówią o bańce czasoprzestrzennej, z której pojmani próbują się wydostać, uparcie maszerując przed siebie.
–
KALENDARIUM
Spoiler
2012 - “Apokalipsa”, koniec ówcześnie znanego świata;
2013 - Powolna stabilizacja i nastanie kruchego status quo, pojawienie się “Kościanej Strawy”;
2015 - Pierwszy Gon;
2017 - Wojna Domowa, Drugi Gon;
2033 - Przejście wielkiego Gonu pustoszącego miasto, w trakcie walki mocno uszczuplono załogę Galery, poniesiono wielkie ofiary w ludziach i sprzęcie;