Galera
-
Dawna wielka galeria handlowa została otwarta na kilka minut przed katastrofą, cały personel i okoliczni mieszkańcy znaleźli tam schronienie. Długo żyli w dostatku dzięki zapasom, prowadzili ożywiony handel. Jednak magazyny zaczęły pustoszeć i ogołocenie okolicznych bloków poskutkowało porzuceniem budynków, które nie są wykorzystywane nawet w roli posterunków. Chodzą plotki o komunie satanistów w piwnicach. Sami Galernicy żyją teraz przede wszystkim z usług wszelkich maści. Jako jedyny są w stanie zapewnić ci wszystko, czego tylko ci potrzeba, nawet jeśli w innych osiedlach jest to zakazane.
-
- I wtedy ta łaska obudziła się bez głowy…!
- Pierdolenie…
- Powaga!
- Niemożliwe.
- Przysięgam, że tak było!
- Jakim cudem mogła się obudzić bez głowy, skoro bez tego durnego łba już by nie żyła?
Przy stoliku obok jednego z dawnych barów, a obecnie jednej z lokalnych mordowni, dwójka stalkerów kłóciła się o jedną z lokalnych legend. Jak zwykle ci sami, Śledź opowiadał niestworzone historie, a Mały tylko się pukał w głowę. Byli to jedni z nielicznych wolnych strzelców, których Mar znał do osobiście, i to na tyle dobrze, by Ci pałali do niego jakąś sympatią, zamiast powszechną w środowisku galerników pogardą wobec osób, które mają tak duże skrupuły w obecnych czasach. -
— Powiedz mi jeszcze Śledź, że sama Ci tą historię opowiedziała, hę? — Zarechotał Mar, huśtając się na wysłużonym taborecie. Może nie było to szczególnie towarzyskie, ale zamiast alkoholu w jego szklance leniwie kołysało się kilka łyków najzwyklejszej wody. Upił nieco, zwilżając suche usta.
-
- A co ja, idiota?! - Obruszył się dryblas - Jasne, że nie! Przecież już była martwa!
- Czyli jednak…
- Ale dopiero potem, Mały! - Aż uderzył pięścią w stół.
- Panowie, wykłócacie się o pierdolety, a jest tu całe mnóstwo lepszych rzeczy do roboty - Do ich stolika dosiadła się Owca, lokalna stalkera znana tak z radykalnego podejścia do zlecenia, jak i z niecodziennych… Postaw życiowych. -
-- Oho, co teraz? – Mruknął z ubawem, składając ramiona na piersi. Przypatrzył się Owieczce, ciekawe co miała im do powiedzenia.
-
- A chociażby nowa beczka siwuchy - Wskazała na przyniesioną szklankę. Lokalni szamani pędzi bimber tak podły, że nawet najgorsza wódka przedwojenna była istnym luksusem. A ta jednym łykiem, bez skrzywienia się nawet, wlała się całą ćwiartkę.
- Dupa, nie siwucha, psujesz mi historię… - Mruknął niezadowolony Śledź. -
— Daj spokój, ta historia i tak już nie ma rąk, nóg i… głowy. — Machnął ręką i w ślad za Owcą upił nieco zawartości swojej szklanki.
-
- Poza tym, cokolwiek byś nie powiedział, i tak mam coś, czego nie przebijesz - Dziewczyna uśmiechnęła się chytrze, a wyższemu z mężczyzn praktycznie poszła para z nosa.
- Zaczyna się… - Przewrócił oczami Mały - Nigdy nie można w spokoju się napić… -
— Dawaj, zamieniamy się w słuch. — Rzucił lekko sarkastycznie, drapiąc się po lewej dłoni.
-
- Kojarzycie te historyjki o Astronautach? Właśnie jednego rozwaliłam - Z dumą uderzyła się dłonią o wątłą pierś.
- Owca, do cholery… W regionie nie ma żadnego kosmodromu - Mały złapał się za głowę, dziennie musiał znosić miliony tego typu rewelacji. Stąd też dziwne, że zadaje się ze Śledziem, bo facet był zapewne twoim równolatkiem, może niewiele młodszym, i na pewno pamiętał poprzedni świat oraz historię dawnego kraju. Jego towarzysz miał za to może z dwadzieścia lat, a może dwadzieścia pięć. Ludzie wciąż posądzali ich o dewiantyzm, jednak między nimi było coś w rodzaju relacji ojciec-syn, chociaż nikt nie wiedział, z jakiego powodu. -
Mar spojrzał na blat stołu i sięgnął do pamięci. Historyjki o Astronautach? Kojarzył coś takiego?
-
Ludzie mówili, że po okolicy paradują ludzie w pełnych skafandrach kosmicznych, pojawiają się znikąd, wykonują tylko sobie znane cele i równie niepostrzeżenie znikają. Podobno mają kompletnie nie znać strachu, a jeśli się wie, gdzie ich szukać, to za odpowiednio wysoką cenę zrobię wszystko, co byś tylko sobie zażyczył, włącznie z obaleniem wszystkich dotychczasowych rządów.
-
// Czy to jest nawiązanie do jednego z opowiadań z UM? O człowieku, który już nie czuł strachu? //
-- Nie ma szans. – Odpowiedział. – Jak chcesz rozwalić kogoś, kto nie istnieje? Chyba, że trafiłaś na jakiegoś stukniętego, Bogu ducha winnego przebierańca, w taką wersję już mogę uwierzyć. – Zaśmiał się krótko.
-
Ten post został usunięty!
-
Popatrzyła na ciebie ze złością, sięgnęła do obszernej kieszeni i rzuciła Ci przed twarz jakiś kawałek materiału.
-
Mar spojrzał to na nią, to na Śledzia i Małego. Chwycił materiał i przyjrzał się mu.
-
Był to biały kiedyś, teraz raczej szary, kawałek materiału z logiem NASA. Jednak nie była to jakaś część swego czasu modnych ubrań. Naszywka była porządna, nawet teraz zachowała się doskonale.
-
Wyglądało wiarygodnie, nawet bardzo. Marley obejrzał materiał z każdej strony, potem spojrzał na Owcę.
— Śledź, weź to zobacz. — Podał logo koledze, po czym zwrócił się do dziewczyny. — A gdzie zostawiłaś resztę szczęściarza, do którego to należało? -
- Gdzieś obok Kolejarzy, niewiele więcej zdołałam zabrać. Te pierdolone mutanty robią się coraz bardziej bezczelne.
Dziewczyna była wyraźnie niezadowolona, że tylko tyle rozszabrowała.
Mały oglądał wszystko dookoła, długo i dokładnie. Co raz coś mruknął i pokręcił głową. -
— No nie wiem… — Mężczyzna pociągnął łyk. — Jakieś naciągane mi się to wydaje. Nie, nie, w to że go kropnęłaś wierzę, ale nie w to, żeby był to astronauta z prawdziwego zdarzenia. Czego niby taki Neil Armstrong na spółę Jurijem Gagarinem mieliby szukać w naszym urokliwym mieście? — Przedostatnie zdanie wypowiedział z słyszalnym przekąsem.