Galera
-
-- Jak “Wędrowiec nad Morzem Mgły”… – Stwierdził w zadumie, widząc kotłujące się pod nim tysiące zmutowanych ciał. Z góry wyglądało to… inaczej. Pomimo wszystkiego, co przyniosła z sobą Apokalipsa, zdeformowana, poraniona natura wciąż potrafiła zapierać dech w piersiach swoim majestatem, nawet jeżeli ten był zabójczy dla człowieka.
-
- Pierdolety - Mruknął Mały, po czym westchnął ciężko - Za stary już na to jestem… Na następny gon chyba się gdzieś zaszyjemy ze Śledziem. Już nie wyrabiam.
-
// Myślałem, że to Śledź jest starszy. //
-- Miałbyś pozbawić się takiego widoku? – Odparł Marley, wciąż podziwiający gon. – Jeszcze powalczymy trochę. Tak trzeba.
-
- Kolejny narwaniec - Pokręcił głową - Łap się za swoją pukawkę, może wreszcie odpuszczą - I sam podszedł do krawędzi, przy której ustawiono skrzynkę z kilkoma granatami ręcznej produkcji.
-
-- Może. – Stwierdził.
Ukląkł na jedno kolano i zajął się kolejno przeczyszczeniem lufy i załadowaniem pocisku. Bez pośpiechu. -
W tym czasie kilka strzał, bełtów, oszczepów i ładunków zdążyło polecieć w dół. Kwik mutantów zrobił się straszliwy, ich wściekłość od odnoszonych ran i niemożności odwetu, wprowadzał ich w ogromną furię.
- Dajcie szkło! - Ktoś krzyknął mocno ochrypniętym głosem. -
Szkło? Już chciał strzelać w masę na dole, ale obejrzał się, by zobaczyć o co chodzi.
-
Lodołamacz wpatrywał się w skupieniu w masę, musiał się siłą wyrwać z punktu medycznego, bo miał na sobie tyle bandaży, że wyglądał, jakby się przed chwilą przebrał.
-
Ten to miał zaparcie. Mar ponownie spojrzał w dół. Wzrokiem poszukał największego bydlaka. Nie zamierzał stracić kuli na byle maleństwo, a i bydlę dawało ku większą szansę na trafienie.
-
Wyglądało na to, że jakiś żubr planował właśnie staranować główne wejście.
- No chuj mu w dupę i kawałek szkła… - Jęknął Lodołamacz, patrząc w dal przez lornetkę, którą ktoś mu właśnie podał. -
Marley przykląkł i ścisnął obrzyna w dłoniach. Wycelował prosto w kark żubra. Ręka stabilna, oby kula trafiła. Strzelił.
-
I weszła, zabijając zwierzę w pędzie.
- Powała walczy w koło… A nie! Przedziera się do bloków! Co on znowu kombinuje? - Informował wszystkich Lodołamacz. -
Podniósł głowę. Powała żył, ba, wciąż jeszcze walczył. Być może chciał dotrzeć do bloków, ażeby zabarykadować się w którymś z nich i tam przetrwać Gon. Byłoby to sensowne, choć Marley wolałby uniknąć sąsiedztwa kultystów.
Przeczyścił wyciorem lufę i zabrał się za ładowanie kolejnego pocisku. Po tym wszystkim trzeba będzie sypnąć groszem na uzupełnienie amunicji… -
Zgraja mutantów powoli rzedła, gon uderzał na Brandwicę, w szaleńczym pędzie nie zwracając uwagi na nic. Przy rondzie było widać już znaczne odstępy między potworami, niektóre się zatrzymywały, żeby posilić się padłymi towarzyszami. Jednak to wcale nie zwiastowało końca atrakcji, ziemia zaczęła mocno drżeć. Musiało się zbliżać coś dużego.
-
-- Idzie jakieś wielkie świństwo! – Zakrzyknął, czując jak podłoże drży mu pod stopami. Przyspieszył z ładowaniem, cokolwiek to było, wolał nie zastać tego z pustą lufą.
-
Zdążyłeś przeładować i miałeś jeszcze na tyle czasu, żeby zrobić to kolejne pięć razy. Cokolwiek to było, nie chodziło zbyt szybko.
- Jak to będzie kurczak, to się chyba zastrzelę… - Jęknął jeden ze stalkerów. -
Kurczak? Chyba o gabarytach bloku! Marley wbił wzrok w horyzont, czekając na to, co się tam pojawi.
-
Jak na zawołanie, jeden z niższych bloków przed galerią najpierw się mocno zatrząsł, a następnie zapadł z ogromnym hukiem. Wielka fala kurzu dopadła też do was z niewyobrażalną prędkością.
-
-- Skurwysyństwo! – Warknął, ściągając gogle z kasku na oczy, a chustą zasłonił usta.
-
Straszny kwik przetoczył się po parkingu. Tym razem nie był to zew krwi, ale okrzyk przerażenia mutantów i strasznego ich bólu. Tuman zaczął powoli opadać, ale z wcześniej widocznych grzbietów, zostało raptem kilka, większość uciekła na Brandwicę.