Galera
-
Poza głośnym chrapaniem i stękaniem kolejnych ofiar kaca, nic zza kotar boksów nie wskazywało na to, by można było dziewczynę zlokalizować.
-
Było tu coś w rodzaju kasy lub recepcji?
-
Była stara lada tuż przy końcu, jedyne co faktycznie zostało po sklepie. Siedział za nią jakiś mężczyzna, na oko ze trzydzieści pięć lat.
-
Podszedł do niego, nonszalancko wsadzając dłonie w kieszenie.
-- Cześć, Eniu. – Przywitał się, bez większego entuzjazmu. – Zaglądała tutaj może Owca? -
- A bo ja wiem? - Wzruszył ramionami - Wczoraj przewinęło się tutaj chyba z pół Galery.
-
-- Owcy nie można nie zauważyć, szczególnie tej z wczoraj. Jest tu gdzieś? – Nie ustępował.
-
- Jeśli jest, to tam, gdzie zawsze - Obojętnie skinął na najbliższy sobie boks po lewej. Wydawał się nie być zainteresowany tym, czy jesteś zazdrosnym mężem, oszukanym kupcem czy łowcą głów.
-
-- Dzięki. – Strzelił kciukiem i odwrócił się na pięcie, kierując do wskazanego boksu. Zapukał w framugę. – Owca? Jesteś tam?
-
Ze środka nie dobiegł cię żaden dźwięk, tylko obok ktoś gniewnie sapnął, gdy wybudziłeś go z kacowej maligny.
-
Przewrócił oczami i uchylił lekko drzwiczki czy kurtynę, rzucając okiem do środka.
-
Poza nieładem, jakby stoczono tu zacięta bitwę na pięści, uwagę przykuwało łóżko z narzuconym kocem i jakimś kształtem pod nim.
-
-- Ostra noc, co? – Mruknął pod nosem i podszedł do łóżka, niezbyt silnie trącając “kształt” pod nim.
-
Spod koca doszło stłumione mruknięcie. Mogło to byś pytanie o godzinę, bądź zwyklinanie cię do pięciu pokoleń wstecz. Nie mogłeś tego odróżnić.
-
-- Żyjesz tam, Owca? – Zapytał, krzyżując ramiona.
-
- Wal się, Mar… Nie mam zamiaru dzisiaj się wyczołgiwać spod koca… - Jęknęła z bólem.
-
-- Jakiś gość w skafandrze kosmonauty Cię szuka. – Zmyślił, kłamiąc bez większych emocji w głosie.
-
- Nawet żeby miał przejść kolejny gon, to się stąd nie ruszam - Powiedziała stłumionym głosem, wciąż leżąc przykryta razem z głową i chyba nawet obróciła się do ciebie plecami.
-
-- A na wojnę pójdziesz? Federacja podobno dobrze zapłaci każdemu, kto nakopie kilku łysolom z Ligi.
-
Długo nie było z jej strony żadnej odpowiedzi, jakby chciała przepędzić cię ignorowaniem. W końcu podniosła się i usiadła po turecku, a spadający koc odsłonił, poza jej nagim ciałem, także śpiącą obok gołą dziewczynę, która nie mogła mieć więcej, niż szesnaście lat.
Stalkera kiwała się w przód i tył, patrzyła na ciebie długo, bardzo długo. Próbowała złapać ostrość i powstrzymać pływanie obrazu. Pewnie też próbowała zrozumieć, co do niej mówisz.
- Z tej starości chyba do reszty ci się poprzestawiało we łbie… Kto normalny urządza wojnę dzień po gonie? Nawet armia nie miałaby takiej siły. -
No proszę. Codziennie dowiadujemy się czegoś nowego o personach dookoła nas.
-- Nikt normalny. Kibole. Ci ludzie mają sflaczałą piłkę zamiast mózgu, ale mają też wsparcie. Ktoś pożyczył im broń i ludzi, zaatakowali Federację