Begin
-
Uśmiechnęła się na słowa kota.
- W takim razie prowadź! - Weźmie sobie coś do jedzenia po drodze. Przed ewentualnym opuszczeniem budynku pożegnała się z Hannah. -
Hannah życzyła im pomyślnej drogi. Nasza gwiazdeczka wyszła razem z kotem.
— To łapiemy wóz od razu czy chcesz coś jeszcze załatwić? -
- Na szybko wstąpię do jakiejś piekarni po jakąś słodką bułkę i możemy ruszać… - Po czym po chwili dodała - gdzie tu jest jakaś piekarnia?
-
Skrzywiła się, jej twarz trochę ściemniała.
— Ta. Mogłaś od razu powiedzieć, że pieprzysz się ze mną. Dzięki za stratę czasu.
Szybko odwróciła się i zeskoczyła z stołku, by bez oglądania się wyjść z baru. -
Wiewiur
Sho podniósł łapę i wskazał jej właściwy budynek.Radioś
Barmanka nie odpowiedziała. Adahy znów stała na dworze. Co teraz? -
Uśmiechnęła się do niego i ruszyła do wskazanego budynku.
-
— Eh… — Westchnęła. — Pieprzeni ludzie…
Barmanka solidnie ją zirytowała. Wciąż nie wiedziała gdzie jest, a dodatkowo straciła czas.Zaczęła od przetrząśnięcia swojej kurtki, może jednak, przez dziurę w kieszeni, jakieś drobiazgi się w niej zaplątały.
-
Wiewiur
W budynku pachniało bułeczkami z cynamonem, a na wystawie było sporo innych smakołyków.Radioś
//jeśli nie szukasz pieniędzy to dopisz czego szukasz konkretnie// -
Podeszła do lady.
- Poproszę to o - i wskazała najlepiej wyglądający smakołyk jaki oferował. Zdecydowanie opierała się na wzroku i niczym innym. -
// Raczej szukała czegokolwiek, szczerze. Od zmiętej chusteczki po broń, by po prostu zobaczyć czy jest tam coś wartego uwagi. //
-
Sprzedawczyni zapakowała jej wyśmienicie wyglądającą muffinkę i życzyła jej miłego dnia.
-
//sorry już już
-
Radioś
Znalazła scyzoryk, wygnieciony batonik, kawałek drutu i dość zużytą zapalniczkę. -
Opuściła budynek, konsumując po drodze babeczkę. Udała się do Sho.
-
Grzał się bezczelnie na słoneczku.
-
// Spokojnie, nigdzie się nam nie spieszy. //
Obróciła kilkakrotnie scyzorykiem w dłoni, będzie przydatny. Tak samo jak batonik, lepsze jest takie jedzenie, niż jego brak.
Schowała to wszystko to nieco bezpieczniejszych kieszeni w spodniach i wyszła na poranne ulice miasta. Wciąż nie wiedziała, gdzie tak naprawdę jest i skoro nie pomogła jej barmanka, to ktoś lub coś innego to zrobi. -
Ruch nadal był mały, ale wschodziło słońce. Było cicho. W hotelu ktoś otworzył okno i zaczął śpiewać. Dość wulgarnie.
-
- Możemy ruszać! - Zakrzyknęła do niego radośnie.
-
Podniósł się i ziewnął. Następnie pomału ruszył w stronę jednego z wozów.
-
I ruszyła za nim.