Begin
-
// Raczej szukała czegokolwiek, szczerze. Od zmiętej chusteczki po broń, by po prostu zobaczyć czy jest tam coś wartego uwagi. //
-
Sprzedawczyni zapakowała jej wyśmienicie wyglądającą muffinkę i życzyła jej miłego dnia.
-
//sorry już już
-
Radioś
Znalazła scyzoryk, wygnieciony batonik, kawałek drutu i dość zużytą zapalniczkę. -
Opuściła budynek, konsumując po drodze babeczkę. Udała się do Sho.
-
Grzał się bezczelnie na słoneczku.
-
// Spokojnie, nigdzie się nam nie spieszy. //
Obróciła kilkakrotnie scyzorykiem w dłoni, będzie przydatny. Tak samo jak batonik, lepsze jest takie jedzenie, niż jego brak.
Schowała to wszystko to nieco bezpieczniejszych kieszeni w spodniach i wyszła na poranne ulice miasta. Wciąż nie wiedziała, gdzie tak naprawdę jest i skoro nie pomogła jej barmanka, to ktoś lub coś innego to zrobi. -
Ruch nadal był mały, ale wschodziło słońce. Było cicho. W hotelu ktoś otworzył okno i zaczął śpiewać. Dość wulgarnie.
-
- Możemy ruszać! - Zakrzyknęła do niego radośnie.
-
Podniósł się i ziewnął. Następnie pomału ruszył w stronę jednego z wozów.
-
I ruszyła za nim.
-
Wóz był pełen pojemników, w których chyba zazwyczaj przewożono mleko. Woźnica lekko skinął głową, gdy podeszli wystarczająco blisko.
-
Spojrzała na swego kociego kompana. W końcu nie chciał jej zdradzić gdzie się udają. Jedyne jak się to odezwała, to przywitanie z woźnicą.
-
— To jak, wsiadacie?
Sho wskoczył na wóz i popatrzył na swoją ludzką kompankę. -
Spodziewała się jakiejś rozmowy, albo czegoś… No nic, trochę zbita z tropu ochoczo wskoczyła na wóz. Ku nieznanemu!
-
Spojrzała do góry i nawet zastanowiła się nad tym, czy nie warto byłoby wypytać osoby z okna. Jednak finalnie machnęła ręką i udała się dalej, nie mając zamiaru wrzeszczeć do kogoś siedzącego kilka pięter wyżej.
-
Wiewiur
— Co tak milczysz, gwiazdo?Radio
Momentalnie po schodach zbiegł mężczyzna i stanął w recepcji. Ziewnął.
— Dzień dobry… -
Przystanęła, odwracając się do niego.
— Dobry. — Dygnęła lekko, odpowiadając na powitanie. Przyjrzała się mu i od razu przeszła do sedna, chowając lewą dłoń do kieszeni. — Umiesz mi powiedzieć co to za miasto? -
- Och, zwyczajnie wybiło mnie to, że nie musiałeś nic mówić do woźnicy…
-
Radioś
Wyglądał na nieco rozespanego. Miał lekki zarost i łagodną minę. Ziewnął raz jeszcze.
— Miasto? Miasto nazywa się Begin.Wiewiur
— A, bo gadałem z nim wcześniej, a on nie przepada za dłuższymi rozmowami. Wybiera się do Kotrii, więc może nas podrzucić do Rebel.
Pomału wyjeżdżali z miasteczka.