Gospodarstwo na Równinie
-
Od razu się zerwała z łóżka i wyruszyła na poszukiwanie tych “przyjaciół”. Proszę, oby byli z nią zgodni!
-
Odnalazłaś oboje w kuchni. Mogłaś tylko zgadywać o czym rozmawiali, ale miałaś przeczucie, że właśnie o zbiegu.
-
- Co z nim zrobicie? - spytała się niemal natychmiast dosyć głośno. Jej niepewność prędko zniknęła. Chyba pierwszy raz była tak pobudzona i śmiała, odkąd tu jest. Co prawda dla innych nie byłoby to tak nietypowe, ale wiadomo jakim zazwyczaj była milczkiem.
-
//Liczyłem, że Wiewiur zdąży odpisać, nim do niego przyjdziesz, ale jednak nie. Także teraz czekamy.//
-
//Ciężko będzie mi się wbić po tak długiej przerwie ;-;
W sumie to sama nie wiedziała, co mogłaby o tym myśleć. Niby oddanie go wydaje się najprostszą opcją i idealnie pasującą do osoby, na którą ona i reszta bandy prawdopodobnie się kreuje - bandytów. Z drugiej jednak strony, stawia, że Liwiusz mógłby chcieć go zostawić, choćby z podobnego powodu, dla którego przygarnął ją, Jannet, czy tą obłąkaną, jej imię szybko uciekło jej z głowy. No cóż, tu przynajmniej naprawdę za nią nie przepadała, więc łatwiej było bycie oschłą wobec niej. Już miała powiedzieć o swoich wątpliwościach Liwiuszowi i udzielić odpowiedzi neutralnej - że nie wie. Szybko jednak przerwało jej wtargnięcie mivotki//Możesz edytować czyjeś posty jak coś :v //. Nieco ją to zirytowało, zwłaszcza, że liczyła że porozmawia z Liwiuszem sam na sam i łatwiej będzie jej pozbierać myśli. Teraz natomiast obecność kobiety będzie sprawiać, że będzie podchodzić do sprawy tak, by nie zrobić jej zbyt wielkiej przykrości. Mimo to, nie zrezygnuje chyba z wcześniejszego zamiaru.
- Nie mam pojęcia. Zważywszy na ostatnie sytuacje i rzeczy, o których się dowiaduję, ciężko zebrać mi myśli… I Ty mi wcale nie pomagasz - ostatnie słowa wypowiedziała nieco oschle w kierunku mivotki//przypominam o Twojej mocy edytowania czyichś postów :v // - Po czym po chwili milczenia dodała - Chyba zwyczajnie poprę Twoją decyzję w tej kwestii. - No cóż, zrzuciła cały ciężar na Liwiusza, do którego się w tej chwili zwróciła, licząc po cichu, że ten postąpi jak bohater. -
//W teorii reakcja zaraz po tej Rose, więc wyślę
O, byli tu! Jak dobrze! Nieco gorzej, że przeszkadzała Rose, ale do tego się przyzwyczaiła…
- Mogę poczekać na zewnątrz. Dla mnie to żaden problem - powiedziała szybko i znowu cicho, kierując się do wyjścia, Kierując, bo jednak Liwiusz może mieć tu coś do powiedzenia. Jeśli nic, zwyczajnie by wyszła przed budynek. Cała w nerwach, wyraźnie się trzęsąc. Taaak, chyba rozumiała czemu nie pomaga… -
- A co ty o tym myślisz? - zapytał, ku waszemu zdziwieniu nie pytając ponownie o zdanie Rose. - Z tego, co mówili mi nasi nowi towarzysze, to zajmowałaś się nim przez ostatni czas. Wiesz coś więcej na jego temat niż my?
-
Zatrzymała się w pół kroku. Pyta się ją o zdanie…? Ciekawe.
- Ja bym chciała, aby został. Może pomóc. Odpocznie chwilę i będzie mógł mi pomagać w gospodarstwie. Nie będzie za często wychodzić, zwłaszcza jak będą goście. Mogę go nawet pilnować i wziąć za niego odpowiedzialność. Proszę jedynie o schronienie dla niego - mówiła pewniej i normalnie, a nie tak cicho. Po chwili zaś przeszła do tej dodatkowej wiedzy: - Ma… dziwne znamię. Przez nie nie działa moja magia leczenia, zabolało mnie jak próbowałam jej użyć. Zrobiono je żelazem, ale mówił też coś o plugawej magii… Zabrano go z Gwieździstej Puszczy. Mówił, że ludzie to zrobili. - Uznała ostatnią informację za szczególnie ważną, bo jak wiadomo - ludzie nie mogą opanować magii. -
I rzeczywiście, widać było, że na Liwiuszu informacja ta zrobiła wrażenie, choć starał się to po sobie ukryć.
- To… interesujące. Może rzeczywiście warto przyjrzeć się tej sprawie. Myślę, że póki co powinien zostać, ale nie jest to decyzja ostateczna. I, tak jak powiedziałaś, weźmiesz za niego pełną odpowiedzialność. -
Wyraźnie się ucieszyła. No, wyraźnie w porównaniu do niej samej, bo względem zwykłych osób dalej były to oszczędne reakcje: jedynie uśmiech.
- Dziękuję! Wrócę do niego i mu o tym powiem - poinformowała, kierując się ponownie do pokoju w którym go zostawiła… z jednym ze zbirów… Wyraźnie przyspieszyła. -
Jeśli miałaś jakieś obawy co do tego, czy bandyta Krwawej Dłoni zdecyduje się na wzięcie spraw w swoje ręce, to były one bezpodstawne, bo gdy wróciłaś, nie było go tam. Zbiegły niewolnik siedział pod ścianą, wpatrując się w ciebie niepewnie, jakby od razu zakładając najgorsze.
-
- Na razie jesteś tu bezpieczny. Będziesz tutejszą służbą, zaraz obok mnie. Ja za ciebie odpowiadam, więc proszę, pokaż mi, że tego nie pożałuję - powiedziała, ale bez jakiejś groźby w głosie. Bardziej z faktyczną prośbą. - Jak teraz? Lepiej? Zagrać coś jeszcze?
-
Pokręcił głową.
- Dziękuję. Ja… nie chcę tam wracać. Nie do nich. Różni ludzie, różne prace, różni niewolnicy, ale oni najgorsi. Czerwone szaty. -
Hm. Nie to chciała usłyszeć… Ale sama zaczęła coś tam brzdąkać na uspokojenie. Jednocześnie myślała o tych czerwonych szatach - wie coś o nich, czy musiałaby się zapytać… Jak on się w ogóle nazywał?
- Jak się nazywasz? Ja jestem Lilieth - powiedziała spokojnie. -
Nie była to raczej nazwa organizacji, a przynajmniej żadnej ci znanej. Prędzej określenie ubioru jej członków, ale nie kojarzyłaś żadnej organizacji, która ubierałaby się w ten sposób, choć inni mogliby coś wiedzieć. Muzyka nieco go uspokoiła, tak jak chciałaś, ale gdy usłyszał twoje pytanie, strapił się nieco.
- Nie wiem. - odparł ze wzruszeniem ramion. - Nie mówili mi po imieniu. Rodzice pewnie mówili. Ale zginęli. Dawno. I nie pamiętam jak mówili. -
Hm… Tak, zapyta się o to innych, jak skończy z nim rozmawiać. Pogrywała dalej, widząc że to jednak działa. Nieco natomiast posmutniała, słysząc ten brak imienia.
- Hm… a jak chciałbyś się nazywać? Jak mielibyśmy na Ciebie wołać? - spytała dość łagodnie i faktycznie ciekawa. -
Wzruszył ramionami. Widocznie było to dla niego równie problematyczne, jak dla ciebie. Nie ma co mu się w sumie dziwić, stracił imię, które kiedyś miał, widocznie obawiał się przyjąć inne, aby i jego nie stracić. Lub nie chciał działać pochopnie i wymyślić coś nieodpowiedniego.
-
Westchnęła. Kto by pomyślał, że spotka kogoś bardziej nieśmiałego od niej samej… Miał swoje obawy, ale ta i tak chciała mu jakieś imię nadać , bo tak będzie zwyczajnie wygodniej. No, powodów było sporo, na przykład dla aklimatyzacji, ale ten jeden powinien wystarczyć.
- A co powiesz na… Lazer? Żeby przynajmniej jakoś do Ciebie wołać, bo już teraz nie wiem jak Cię określać - zasugerowała, wyjaśniając krótko. Przestała pogrywać, dając mu czas do namysłu. -
- Podoba mi się. - przyznał po chwili wahania, obdarzając cię lekkim uśmiechem. - Ma jakieś znaczenie? Czy po prostu dobrze brzmi?