Hrabstwo Nagren
-
- Jełopie, kurwa! - krzyknął Agrag, szczęśliwy chyba jak nigdy, chowając swój zbryzgany krwią miecz i łapiąc cię w przyjacielskim, niemalże niedźwiedzim, uścisku. - Kurwa, nasi przyszli!
Po chwili puścił cię i rozejrzał się po pozostałych Orkach, a tych było niewielu.
- Dobres, chopy. Trzech niech no zostanie tu, tak w razie czego, ranni też. A reszta za mną, tamci spierdalają, gonim ich!
Orkom dwa razy nie trzeba było powtarzać i dość szybko udali się za swoim wodzem przez główną bramę na zewnątrz.
//Czytając twój post nie byłem pewien, czy zrozumiałeś, może i ja niejasno to opisałem, ale to atakujących was ludzi ktoś napadł od tyłu, gdy oni szturmowali bramę.// -
//Czytać po prostu nie potrafię.//
Czyli znowu będzie napierdalanka! I bardzo dobrze, bo chcę upokorzyć i rozjebać chujka, z którym przed chwilą walczył. Dołączył się do gonitwy ze swoimi towarzyszami broni, bo pizda nie jest i nie będzie siedzieć na dupie.
-
Przez ranę nogi mimo wszystko odstawałeś nieco od najszybszych Orków, ale i tak gnałeś dzielnie niemalże na czele pochodu. Ale nawet mimo tego nie zdołaliście podbiec odpowiednio szybko, ponieważ większość przeciwników uciekła, mowa głównie o wszelkich konnych, większości pozostałych przy życiu najemników i niektórych chłopach, którzy mieli tyle szczęścia, aby uniknąć rzezi i uciec w znane sobie lasy. W obozie cesarskich wojsk zostały tylko trupy niektórych najemników i większości chłopskiej milicji oraz na oko kilkudziesięciu, może gdzieś kryło się więcej, wojowników, którzy przyszli wam z odsieczą, wyłącznie Orków. Typowe zielone, szpetne i kaprawe mordy, ale w tej chwili byli ci niemalże tak bliscy jak rodzina, choć nie znałeś żadnego z nich. No, prawie żadnego. Jeden wyróżniał się z tłumu, przewyższając innych Orków o głowę, w pancerzu wprost z goblińskich kuźni w Czarnej Górze, uzbrojony w rękawice z kastetami, topór i długi miecz o ząbkowanej klindze. Poznałeś go przez jego charakterystyczny hełm, dzięki któremu zyskał sobie swój przydomek, a i przez który niemalże każde uderzenie z główki było zabójcze. Orgund Trzy Piąchy, tak się zwał, właśnie przez swój hełm.
-
Trzeba będzie się zająć tą raną, ale nie on, a ktoś kto na tym się zna. No ale chuj z tym, teraz może się cieszyć tym, że ktoś przylazł z odsieczą i nie będzie musiał się tak bardzo martwić o swoje życie i stresować się tym, czy wyjdzie cało z potyczki. Niby lubi się napierdalać, lubi adrenalinę, szał, furię i żyć na pograniczu życia i śmierci, ale jednak chce dalej żyć i się cieszyć swoim orczym żywotem.
Pancerzyk fajny, sam by chciał taki mieć, ale musi kosztować od chuja złota i pewnie na chwilę obecną nie mógłby sobie na taki pozwolić. -
Towarzyszący ci Orkowie wznieśli okrzyki na cześć Zgładziciela, opiewające ich męstwo, obrażające waszych przeciwników czy dziękujące niespodziewanej odsieczy. Ciebie zaś klepnął w ramię Agrag, który wynurzył się z tłumu.
- Cho no, trza pogadać. - rzucił tylko krótko, idąc wprost do szefa drugiej bandy Orków. Jego wojownicy rozstąpili się przed nim, jego szpetna morda, wielki miecz dwuręczny i reputacja były szeroko znane i musieli odczuwać przed nim jeśli nie respekt i szacunek, to chociaż zasłużony lęk. Kto wie? Może niedługo i na ciebie zaczną tak reagować? Teraz, gdy wasza śmierć nie jest już taka pewna i macie rzeczywiste szanse na przeżycie, powrót do Ghadugh i dorobienie się, możesz zacząć myśleć o jakichś większych wyprawach na Cesarstwo lub, wraz z Agragiem, na Krasnoludy. -
Chciałby, żeby tak towarzysze broni na niego reagowali… wszyscy schodzą mu z drogi, ustępują mu miejsca, nie lekceważą go, traktują go z szacunkiem. Kiedyś może to osiągnie jakąś bitką albo jeszcze chuj wie czym innym. Tego wszystkiego nie osiągnie od razu i musi powolutku zapierdalać po wielu trupach na samą górę. No ale chuj tam, teraz trza się cieszyć zwycięstwem.
Kiwnął głową i ruszył za Agragiem. Ciekawe o czym chce on teraz gadać? Tego się pewnie zaraz dowie. -
- Chuj jesteś, kurwa, swoich Cesarzyków se znajdź do jebania, ci moi byli. - powiedział Wybebeszacz na wstępie, mierząc wzrokiem drugiego herszta.
- Kto tu miał jebać, to by jebał, jeszcze troche i by was przeruchali po same kule kurwa. - odparł tamten.
Zdawałoby się, że zaraz dojdzie między nimi do bójki, a pomiędzy wojownikami obu wodzów do walki na śmierć i życie, zamiast tego jednak obaj wpadli sobie w ramiona, widocznie mając już za sobą wiele wspólnych wypraw.
- No kurwa, co tu robisz, stary chujcu? - zapytał Agrag, teraz o wiele weselszym tonem.
- A we. Wragl i ja poszlim na Cesarzyków, ale pod takim zamkiem żeśmy dostali po dupie, jeden czarodziejo wysmażył nam pół bandy i ubił takiego innego herszta, co z nami se był. Wragl wrócił na Góry Mgliste, zbierać troche mord do bicia Cesarzyka, ja żem wrócił do Ghadugh, tam zebrałem troche chłopa no i siedze, jebie gorzałę, myśle se, gdzie by pójść, a tu nagle podchodzo jakieś ubrane na czarno ludzki i do mnie, że jak siem zgodze, to przenioso mnie na stateczku daleko za zamki Cesarzyków i będę mógł se ich jebać jak se będe chciał, ale im mam niewolników załatwić. No to se myśle, że dla dobrego Warga do mordy nie patrzysz, nie? No i siem zabralim. Chujce wzięli trochę chłopków, co ich złapalim, i odpłynęli, później majo wrócić. Chuj wie czy wróco, kurwaaa… No, ale siem żem od jeńców dowiedział, zanim ich kazałem zajebać, że tu inne Orki się napierdalają, to przylazłem zobaczyć, co za Orki.
- No i dobrze, że przylazłeś, bo nas tu kurwa chujce ładnie przyjebali. Ale jakbyś nie przylazł to sami byśmy se dali rady, nie? - powiedział Agrag, odwracając się do ciebie.
- A ten kto? - zapytał Orgund, przyglądając ci się z zaciekawieniem i nie dając szansy na odpowiedź na poprzednie pytanie. -
— Wołają na mnie Narhbub, a inni Ludojad, bo lubię wpierdalać ludzinę. — przedstawił się. — A chuj wie, czy dalibyśmy sobie radę, ale dobrze, że żeś przylazł, Orgundzie.
-
- No ta. - skomentował krótko i skrzyknął swoich wojowników, aby ograbili zwłoki, a nawet wzięli je ze sobą, po czym skryli się w wiosce. Wojacy Agraga z kolei zabrali łupy z obozu, a wraz z nimi katapultę, która napsuła wam tyle krwi, z zapasem polnych kamieni w charakterze amunicji.
- No, te runde wygralim. - stwierdził Wybebeszacz, gdy większość Orków skryła się za wioskową palisadą. - Ale oni pewno znowu przylezo. Cho no, Narhbub, trza uczcić, żeśmy wygrali, i obgadać, co dalej. -
Katapulta dobra rzecz, może się przydać nawet na rozpałkę, ale lepiej się nadaje do miotania kamulcami i głazami.
— Ano, trza uczcić! Ale nie za bardzo, bo wątróbsko nam pierdolnie! — powiedział głośno i ruszył za Agragiem. -
Orkowie niezbyt przejęliby się takimi słowami i właściwie od razu zaczęli huczną ucztę, dobierając się do resztek zapasów wieśniaków, samych wieśniaków przypiekanych za twoim pomysłem na ruszcie żywcem, oraz tego, co znaleźli w obozie przeciwnika, zakrapiając to sporą ilością alkoholu, tak własnego, jak i zdobycznego. Wystawiono co prawda warty i wciąż pilnowano jeńców, ale nie ma co ukrywać, że gdyby niesolidny łomot, jaki dostali tamci, zapewne na drugi dzień by wrócili, a skacowani Orkowie nie są w walce więcej warci od śpiących. Ale kolejny atak wam, póki co, nie grozi. Po wypiciu i zjedzeniu z innymi, Agrag ruszył wciąż prostym krokiem do jednej z chat, największej i najbogatszej, należącej zapewne do sołtysa, gdzie to urządził sobie swoją kwaterę, a gdzie czekał na was też już Orgund Trzy Piąchy, z którą siłą rzeczy musicie podzielić się dowództwem, z racji tego, że was w końcu uratował i miał pod sobą sporą ilość wojowników.
-
Żarcie i picie, żarcie i picie, żarcie i picie. Każdy dzień to żarcie i picie. Musi w końcu odstawić alkohol na tydzień, może dwa, aby trochę odpocząć od niego.
— Wiesz może, co się stanęło z sołtysem, który mieszkał w tej chacie, Orgundzie? — zapytał go, ale odpowiedział, zanim cokolwiek ten mu powiedział: — Przywiązałem tego spasionego kurwia do rożna i się smażył żywcem, a ja sobie podjadałem z jego tłustego sadła. -
Orgund, podobnie jak Agrag, zaryczał donośnym śmiechem. Ten makabryczny czyn, który pośród innych ras wywołałby tylko zgorszenie, dla Orków, Goblinów i może Ogrów był nadspodziewanie dobrym kawałem.
- Dobre, dobre. - skomentował krótko Trzy Piąchy, klepiąc cię po plecach. - No, pośmialim siem, pogadalim, ale trza by było coś w kurwę jędzę pomyśleć, co dalej, bo ześmy se wygrali bitwe tera, ale wojne to my jeszcze bendziem toczyć. -
— Ja najchętniejko bym już spierdolił stąd i dostał złota od tych chujów ludzików, zjadł jakie dobre mięcho, odpoczął, a potem znowu bym wyruszył. Jak chcemy tu zostać, to trza bramę wzmocnić i najlepiej wysłać kilku chłopa na zwiad, aby zobaczyć co i jak.
-
Pokiwali głowami, nie był to bowiem błyskotliwy plan, ale stwierdzenie faktów, jednak zgadzali się z tym w zupełności.
- Weź no z czterech jełopów i idź. - rzucił Agrag. - Tera albo jutro, ale dzisiaj to ostro zachlejem pałę, to jak wyjdzieta z wiochy i nie zrzygacie się jeden na drugiego to ja to już uznam za dobry zwiad. -
— A co z tą rudą szmatą? Siedzi cały czas ze związanymi ręcoma i pyskiem. Zgwałcić nie możemy, zjeść też nie, więc co z nią?
-
- Poślem tam jakiego rozgarnientego albo i dwóch. Wcześniej chcieli nam dać złota, żeby ją oddać i spierdalać, to jeszcze ją potrzymamy, może znowu przylezo. A jak nie to pierwszy możesz ją wygrzmocić, w końcu ty ją złapałeś, nie? Ale na razie trza ją nakarmić i trzymać, póki siem może przydać.
-
— Hehe, no! Chłopy potem sobie poużywają, a na sam koniec ją się wpierdoli żywcem, a łeb nabije się na bal, jak będziemy stąd spierdalać. Niech te kurwiki ludzkie wiedzą, że z nami to nie ho, ho!
-
Również zaśmiali się paskudnie, co człowieka przyprawiałoby o ciarki na plecach lub zwyczajny zawał. Ale trwało to krótko i wrócili do omawiania strategii, nie poświęcając ci już uwagi. Czyli powinieneś się już zbierać i iść na ten zwiad, a im szybciej, tym większe szanse, że załapiesz się jeszcze na chlanie z okazji zwycięstwa.
-
Zatem wyszedł z chaty i rozejrzał się po wsi. Ma być to zwiad, a nie jakaś wyprawa, więc trzech lub dwóch jakiś chłopaków się nada. Poszukał kogoś, kto potrafi się obchodzić z łukiem lub kuszą, i jakiś dwóch innych Orków. Ważne, aby byli w miarę trzeźwi albo chociaż byli dużo bardziej przytomni od swoich pobratymców. I gdy zebrał swoją drużynę oręża, wyruszył na zwiad.