Dzikie Pogranicze
-
- Uratowaliście mi życie, dla mnie to najlepsza rekomendacja, jaka tylko może być. - odparł z prostotą, upijając kolejny łyk piwa. - A co tej Nekromancji… Cóż, i wy możecie być zbiegłymi mordercami, najemnikami z czymś straszliwym na sumieniu, pomylonymi Magami, Mutantami jedynie udającymi zwykłych ludzi. Zatrudniając was, też podejmuję ryzyko, ale liczę na to, że moje obawy się nie spełnią.
-
— Masz nad nami przewagę, jeżeli te krasnoludy są na twoje zawołanie. Załóżmy, że przyjmę ciepłą posadkę przy ochronie twojego dobytku i będę dostawać trochę złota - ile to będzie i jak właściwie wygląda ten cały twój majątek?
-
- To jest mój majątek, mówiłem. Zostałem pozbawiony moich ziem, mojej ojcowizny, i tu muszę zbudować wszystko od podstaw. Ale zostało mi jeszcze nieco złota i choć chcę zachować je na czarną godzinę, gdyby trzeba było zwerbować więcej wojowników lub kupić jakieś zapasy, to już dziś mogę zaproponować wam sto złota za miesiąc służby. Wiem, że to niewiele, ale gdy tylko zaczniemy zarabiać, jestem gotów potroić tę stawkę. No i możecie dorabiać sobie na własną rękę, co upolujecie, to wasze, możecie czerpać z tego tyle zysków, ile zdołacie. Spotkałem tu też pewnego Mrocznego Elfa, jeśli dostarczycie mu żywych Orków, to jest gotów wam słono za nich zapłacić, potrzebując niewolników.
-
— Z Orkami już mieliśmy parę nieprzyjemnych sytuacji, więc na razie je sobie odpuścimy, ale mógłbym spróbować pracy przy ochronie twojego dobytku.
-
- Więc tak czy siak się z nimi zmierzycie, bo pewnie będą próbować szczęścia w napadaniu na nas… Dogadajmy się więc co do stawki za waszą pomoc, słucham. I jeśli macie jakieś pytania, to śmiało.
-
//Szczerze to nie wiem, ile wynosi wynagrodzenie za taką robotę, więc walnę jakąś chyba normalną sumę.//
— Trzysta sztuk złota co miesiąc. Na głowę, nie dla nas obydwu.
-
Pokręcił głową.
- Chętnie bym tyle zapłacił, gdybym miał, ale muszę się tu urządzić, zdobyć zapasy i zaopatrzenie no i opłacać resztę najemników. Jak mówiłem, macie możliwość dorobienia sobie złota na handlu niewolnikami, skórami, futrami, mięsem i tak dalej. Ja wam nagrody za to nie wypłacę, ale kupcy z tego i innych miast lub karawan już tak. To będzie minimum dodatkowe sto sztuk złota, może sto pięćdziesiąt. Więc poza tym do mojej poprzedniej oferty dołożę kolejne sto złotników, a więc dwieście w monecie i reszta lub nawet więcej w towarach, z których nie będę pobierać żadnych opłat. Gdy biznes się rozkręci, na pewno zacznę podnosić stawki tak, że poza dodatkowymi zyskami będziecie dostawać równo te trzysta złotników.
//Jakby co to on też teraz mówi o cenach na łebka.// -
— Dwieście dziesięć na głowę i już jesteśmy u ciebie zatrudnieni, zgoda?
-
- Zgoda. - powiedział w końcu, wyciągając do ciebie rękę, aby dobić ostatecznie targu.
-
Też wyciągnął dłoń i ją uściskał.
— Kiedy stąd wyruszasz? — zapytał go. -
- Gdy zdobędę potrzebne zaopatrzenie i materiały… Dzień? Góra dwa. Wysłałem już zwiadowców, którzy znaleźli odpowiednie miejsce na budowę, rozpoczęcie prac to tylko kwestia czasu.
//Jeśli nie masz nic do roboty, to daj znać, że twoja postać czymś się tam zajęła i przewijamy.// -
— Zawołaj nas, gdy będziesz szykować się do wyjazdu. Ja w tym czasie spróbuję nawilżyć gardło jakimś alkoholem.
Postanowił, że resztę dnia będzie spędzać na piciu, graniu w kości, piciu, może nawet na opowiadaniu jakiś historyjek i piciu. -
I na tym też minął wam ten czas, zdążyliście nawet na jakiś czas zapomnieć o tajemniczym Krasnoludzie, jeszcze bardziej tajemniczej szkatułce, którą ze sobą miał, śmiertelnie groźniej Mantikorze i tak dalej, ale gdy wraz ze szlachcicem, jego sługami i najemnikami opuściliście relatywnie bezpieczne mury miasta, znów zacząłeś myśleć o mniej przyjemnych rzeczach: Dzikich i groźnych bestiach w wysokiej trawie, dzikich Orkach, może nawet jakichś bandytach nasłanych przez konkurencję… Cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo, a wręcz przeciwnie.
-
Będzie trudno, ale liczy na jakiś zarobek i w miarę przyjemną posadkę, która mu pozwoli na siedzenie na dupie przez większość czasu. Może by wrócił do ważenia mikstur? Już z rok czasu minął odkąd stworzył jakąkolwiek truciznę albo uwarzył jakąś miksturę. Przez ten rok nie miał w ogóle czasu na cokolwiek, bo co rusz brał jakieś zlecenie przy eskorcie kogoś lub czegoś albo po prostu się najmował.
— Wiesz, że możesz się wykupić? Dalej jesteś moim niewolnikiem i póki co nie poderżnąłeś mi gardła we śnie i nie uciekłeś. — zagadał do niego. -
- A uważasz, że mam wystarczająco złota? - odparł Leif.
Wraz z resztą rozłożyliście się obozem u stóp niewielkiego wzgórza. Na samym wzgórzu z kolei trwały intensywne prace, a choć panował niemiłosierny upał i powietrze wokół było duszne jak nigdy, nie było żadnego robotnika, który by się lenił. Im szybciej powstanie tu umocniony punkt obronny, wszyscy będziecie bezpieczni. Gdy robotnicy i sługi szlachcica zajmowali się budową na wzgórzu, najemnicy ustawili wokół ostrokół, zarówno z zaostrzonych pali, jak i występujących na sawannie kolczastych krzewów. -
— Jeżeli zarobisz, to będziesz mieć.
W upale i w duchocie nie chce mu się w ogóle robić, zamiast tego wolałby napić się wina i poleżeć. Skoro wszyscy wzięli się do roboty, to on też czuje się do tego zobowiązany i też się czymś zajął. Po starciu z tutejszymi mieszkańcami, czyli orkami, bezpieczeństwo jest teraz chyba najważniejsze.
-
- I dlatego wam mówię, że trza nam było nie odpuszczać i tak długo najeżdżać Orków, aż by się wynieśli gdzieś w pizdu daleko albo w ogóle zdechli. - powiedział jeden z Krasnoludów pracujących obok ciebie.
- Ta, no może i trza było, ale to już dawne dzieje są. Pójdziesz tera i powiesz królowi, co przed tysiącami lat panował, że zjebał? No nie powiesz. - odparł jego kompan.
- No nie powiem, kurwa mać. - mruknął tamten, wracając do ostrzenia pali swoim toporem.
Leif w tym czasie ustawił się na wzgórzu, w pobliżu budujących, licząc na to, że swoim bystrym wzrokiem wypatrzy ewentualne zagrożenie, nim będzie za późno. -
W wolnej chwili poszedł do Leifa i go zapytał, czy coś zwróciło jego uwagę. Na pewno z daleka można zobaczyć jakieś ruchy i akcje na tym wzgórzu, więc jeżeli ktoś to zauważył i ma ze sobą jakąś bandę, z którą zdecyduje się zaatakować, to nie będzie kolorowo, a krwawo. A takiego starcia może już nie przeżyć, jeżeli ktoś zaatakuje z zaskoczenia i z większymi siłami od nich samych.
-
Zaprzeczył ruchem głowy.
- Ale nie zdziwię się, jeśli ktoś lub coś nas obserwuje. Żyją tu stworzenia, które w podchodach są o wiele lepsze ode mnie, a nasza obecność nie może pozostać niezauważona zbyt długo. -
– Orkowie już dali nam w kość. Nawet jeżeli ktoś nas obserwuje, to pewnie już wszyscy w okolicy wiedzą o tym, że tu jesteśmy. – zbliżył się do Leifa. – Co sądzisz o tym całym szlachcicu? – zapytał go ściszonym głosem.