Begin
-
“Rebel, Kotria, tam znaleźć Kizukę. I mam szansę jeszcze dzisiaj dojechać… Nie ma na co czekać.” Stwierdziła milcząco, w myślach opracowując plan drogi.
— Świetnie. — Przeciągnęła ramiona, podnosząc się z taboretu. — I dzięki.
Od razu opuściła bar i skierowała się wprost do hotelu, by stamtąd zebrać swoje pozostałe rzeczy i udać się w drogę. -
Pan Hejter
Dimitry obudził się nagle. Czuł ból pulsujący mu w skroniach. Przez dłuższą chwilę był nim przytłoczony, jednak gdy się otrząsnął i wyszedł z otępienia, zorientował się, że coś jest nie tak. Słyszał w pobliżu konia, jednak przeczuwał, że to nie jego wierzchowiec. Było mu ciepło, pachniało sianem, a gdzieś w oddali słyszał dziecięce śmiechy. Gdy się rozejrzał, zorientował się, że siedzi w kącie stajni. -
Dimitrii natychmiast połączył fakty: jeśli przeżył bitwę to znaczy że jest w jakimś obozie. Ale czy został wzięty w niewole przez francuzów czy uratowali go swoi? To istotna zagadka. Udając wciąż nieprzytomnego z zamkniętymi oczami nasłuchiwał języka aby połapać się wśród jakiego narodu się znajduje. Przy okazji powoli ręką szukał swojej szabli i bandoletu, gdyby był zmuszony do samoobrony.
-
Radio
W hotelu Suseł zajęta była czytaniem książki. Spojrzała przelotnie na Adahy, ale nic nie powiedziała. W pokoju nic się nie zmieniło, raczej nikt do niego nie wchodził. Nie było wiele rzeczy do zabrania. Przez okno Adahy miała widok na morze i bawiące się na podwórzu dzieci.Pan Hejter
Szablę miał przy sobie, jednak po bandolecie nie było śladu. Po jakimś czasie usłyszał kroki i kobiecy głos, nucący nieznaną mu melodię. Dziewczyna przemówiła do najwyraźniej do któregoś konia, bo wspomniała, że przyniosła mu jedzenie. Jeśli chodzi o język, w jakim mówiła, to tutaj Dimitry czuł swego rodzaju dysonans poznawczy - rozumiał jej mowę, jednak z drugiej strony czuł, że nie mówi w znanym mu języku. -
Nie zamierzała tracić wiele czasu; ani na zwłokę, ani na szukanie transportu. Narzuciła na siebie kurtkę i zadbała o to, by scyzoryk znalazł się w kieszeni pozbawionej dziur. Po tym powróciła do recepcji i stając w wyjściu, zawołała.
— Ej, Suseł! Pokój wolny, łap klucze! — I biorąc niewielki rozmach, rzuciła klucz do zmiennokształtnej (nego?). -
Dimitrii zmieszał się wewnętrznie, pomyślał, że skoro to nie francuski to tak źle nie było. Wstał ze stogu na którym leżał poprawił swoją szablę i strzepał siano z ubrań i rozejrzał się za kimś z kogo można by zapytać co tu się dzieje.
-
Radio
Suseł złapała klucze i uśmiechnęła się łagodnie.
— Szerokiej drogi!
Chwilę później Adahy znów była na zewnątrz.Pan Hejter
Mógł chociażby zapytać tej kobiety, która akurat odwróciła się w jego stronę. Wyglądała na zaskoczoną, ale zebrała się w sobie i uśmiechnęła, chyba właśnie do Dimitra. Choć w sumie to nie był tego pewien.
— Dzień dobry? -
— Żebym tylko znała tą drogę… —Wymamrotała Adahy sama do siebie. Jej celem było Rebel i jak się orientowała, z Begin prowadziła do niego droga. Raczej nie powinna być trudna do znalezienia, prawda? Poszła na obrzeża, mając nadzieję, że tam będzie się zaczynała.
-
Dimitri ukłonił się lekko kobiecie po czym zaczął rozmowę. - Witam cię droga damo, czy mógłbym zapytać gdzie się znajduję? Upadłem podczas bitwy i szczerze nie pamiętam co się działo dalej, a niemiły ból w skroni przypomina mi, że nie znajduje się w niebie. Choć moim oczom zapewne ukazał się anioł. -
-
Radio
Dotarła na obrzeża i zobaczyła drogowskaz. Jedna droga prowadziła do Midfen, druga do Rebel. Widziała przed sobą nieprzebyte łąki i słyszała śpiew ptaków.Pan Hejter
Kobieta zawstydziła się nieco.
— To jest… jakby to powiedzieć, skomplikowana sprawa, proszę pana. Większość mężczyzn potrzebuje alkoholu, by przetrawić obraz swojej obecnej sytuacji. Muszę nakarmić konie, ale zaraz potem mogę zaprowadzić pana do karczmy. -
Dziwne zachowanie zaskoczyło Dymitriego, jednak po chwilowym namyśle pojął wszystko w mig. - A więc przegraliśmy! - Zawołał. - No cóż skoro taka wola boga, proszę mnie zaprowadzić do karczmy gdzie zapewne większość moich kamratów opija porażkę, chociaż w razie zwycięstwa czekałoby ich to samo. Tymczasem proszę pozwolić mi sobie pomóc, może tego pani nie zauważyła ale jestem wojskowym konnym więc i umiem zająć się tymi zwierzętami. - Powiedziawszy to Dymitri wziął część karmy i zaczął pomagać kobiecie w pracy.
-
We dwójkę uwinęli się z tym szybko. Kobieta nie skomentowała jego toku myślenia.
— Proszę za mną.
Wyszli wspólnie na zewnątrz, gdzie Dimitr mógł się rozejrzeć. Widział wyłożony kocimi łbami główny plac, otoczony jasnymi budynkami. Całkiem niedaleko widział zejście nad wodę. Już stąd słyszał morski szum. Widział dzieciaki bawiące się z psem, dwóch mężczyzn naprawiających wóz i innych ludzi, zajętych swoimi sprawami. Stroje mieszkańców były Dimitrowi obce. -
Dymitri zamyślił się nad całą sytuacją, ciekawe w jakiej części Europy się znalazł, wiedział że bitwę prowadzili w Austrii ale takiego pięknego miasteczka to jeszcze nie widział może to był ten słynny Wiedeń. Jeszcze jakże kontrastowe wydało mu się to po tylu biednych i zrujnowanych wioskach, które spotkał po drodze na bitwę, lub brudnych koszarach wojskowych. Po chwili odezwał się do kobiety. - Możeśmy i przegrali ale tu jakby nikt się wojną nie przejmował, naprawdę urokliwe miejsce, muszę przyznać. Gdy to wszystko się skończy chciałbym przybyć tu jeszcze kiedyś. -
-
— W moich stronach raczej by pan wojny nie przeżył, nie w ten sposób. A co do tego miasteczka… zobaczy pan.
Poprowadziła go do budynku, który wyglądał na jakąś jadłodajnię. Miał ładny szyld, ale nazwa była trochę zatarta i Dimitr nie mógł jej odczytać. Ze środka dochodził gwar. -
- Oh niech pani nie przesadza w każdej bitwie łatwo o rannych. Dziękuje za przechadzkę, idę znaleźć jakichś towarzyszy i zobaczyć co dalej -
-
A więc nie tracąc czasu, udała się w drogę do Rebel.
-
Pan Hejter
Pokiwała głową i ruszyła w swoją stronę. Dymitr tymczasem stał przed karczmą i chyba czekał aż spadnie mu jakiś znak z nieba, co powinien zrobić ze swoim życiem. -
-Przedziwna kobieta. - Wyszeptał sam do siebie, po czym wszedł do środka szukać swoich kamratów, może nawet znajdzie kogoś z pułku.
-
Definitywnie nie kojarzył nikogo. Widział paru marynarzy, dwie kobiety rozmawiające przy herbacie, jakiegoś niezgrabnego muzyka i przez chwilę w drzwiach na zaplecze mignęło mu futro. Dziwne, żeby w takim stroju paradowała obsługa karczmy.
-
// Kurka wodna, chyba nie zapisałem poprzedniej edycji, ale mój post już jest poprawiony. //