Federacja Starej Huty
-
- Ta mała, pyskata? Pewnie, ciężko jej nie zauważyć - Przewrócił oczami - Jest w szpitalu, też niedaleko wyjścia. Znajdziesz bez problemu.
-
Kamień, jaki zaciążył mu na sercu jakiś czas temu, częściowo opadł. Tylko częściowo, bo wiadomość o tym, że Owca jest w szpitalu nie napawała go optymizmem, ale nie mogło być źle, skoro wciąż określano ją pyskatą.
— Jeszcze raz dzięki. — Skinął mężczyźnie głową i udał się do wspomnianego miejsca.
-
Faktycznie łatwo było znaleźć rzeczone miejsce. Chociaż w starych standardach nie byłaby to nawet klinika, ot klitka z ośmioma łóżkami, to jednak ta charakterystyczna specyfika pozostała. Włącznie ze smrodem środków do odkarzania.
Owca leżała na jednym z łóżek, pielęgniarka obok wypisywała jej kartę pacjenta.
- Mar…? Mar, to ty? Gdzie byłeś, Mar…? - Jej oddech był przyspieszony, oczy praktycznie zamknięte, a mamrotała tak, że ledwo dało się to rozumieć - Gdzie ty byłeś? Zaatakowaliśmy górą… Faktycznie mieli RPGrurę… Przywalili w nas, Mar… To była rzeźnia. Tylu zabili… A gdzie ty byłeś, Mar…? Potrzebowaliśmy cię… Gdzie byłeś…?
- Dość, starczy! Ma gorączkę, majaczy! - Ofuknęła was oboje piguła - Jutro już zadziałają leki, na razie koniec odwiedzin! -
— …Trzymaj się, Owca. — Mar westchnął ciężko odchodząc od jej łóżka.
Jednak jej stan był o wiele gorszy, niż wcześniej sobie wyobrażał. Ale… powinna wyjść z tego, nie? Na pewno wylizywała się już z gorszych rzeczy.
O czym on myślał, mówiąc jej o tej całej wojnie…Z niewesołymi myślami na karku poszedł do piwnicy, w której miała czekać na niego zapłata.
-
Jako że późno przybyłeś po zapłatę, to i sprzęt był już przetrzebiony, chociaż i tak było tak chyba wszystko, co się dało wymyślić. Część zdobycznego sprzętu zwyczajnie wysypano na podłogę, inny leżał w skrzynkach. Broń, stalkerski oporządzenie, maski przeciwgazowe, części pancerzy, leki, konserwy, a nawet książki czy zegarki.
-
Przydałaby się mu nowa maska przeciwgazowa, porządniejsza od samoróbki z której korzystał dotychczas. Właściwie to wziął dwie. Po tym rozejrzał się za czymś, co mogłoby mu zastąpić wysłużonego obrzyna. Był dobry, ale nie pogardziłby czymś bardziej poręcznym, a przede wszystkim szybszym gdy chodzi o oddawanie strzałów.
-
Chociaż maski się znalazły, to broni było jak na lekarstwo, w większości muszkiety lokalnej produkcji. Stalkerzy specjalnie nie narzekali na broń, jednak nie umywała się ona do przedwojennej produkcji.
-
A czy były tutaj jakieś lekarstwa, najlepiej wzmacniające organizm? W najgorszym wypadku konserwa z rosołem?
-
Znalazłeś kilka opakowań przeterminowanych suplementów diety i paczkę zupki błyskawicznej o smaku rosołu.
-
Wziął opakowanie suplementów i paczkę zupki. Później zostawi to pielęgniarkom w szpitalu… Zaczął chodzić po piwnicach, pozornie bez większego celu, w rzeczywistości jednak jeszcze nie chciał stąd odchodzić. Mimowolnie szukał wzrokiem wśród ludzi swoich wcześniejszych towarzyszy, Wikinga i Hipa.
-
Starego stalkera nie dało się wypatrzeć, za to zauważyłeś Hipa, który kręcił się po okolicy z technikami różnej maści. Pomagał łatać dziury, nosił skrzynie i sprzątał co tylko się dało.
-
— Młody! — Zawołał, machając ręką i podszedł do niego. — Jak się trzymasz?
-
- Jakoś daję radę - Skrzywił się - Robię, co mogę, żeby pomóc. W końcu ja tu muszę zostać.
-
— Mogę pomóc z tym? — Zaproponował, chcąc po prostu mieć zajęcie, którym mógłby zająć myśli, by odgonić je od stadionu. — Jakby no, też jeszcze trochę planuję tutaj zostać.
-
- Jak chcesz, to grupa murarzy wyszła, żeby ogarnąć gruz. Zarząd chce odbudować ścianę, potrzeba im będzie sporo pomocy osób obytych z powierzchnią.
-
— Zajdę tam, fabryka dała dwie ręce, to na coś się przydadzą. — Kiwnął głową. — A powiedz, widziałeś gdzieś Wikinga?
-
- Przecież on nie żyje - Popatrzył na ciebie zdziwiony, jak na niespełnego rozumu.
-
— Co? Przecież… Rozumiem… — Marley pobladł na moment. Był pewien, że pozostawiał tą dwójką w względnym bezpieczeństwie, przynajmniej że najgorsze mieli za sobą. Informacja o śmierci Wikinga była dla niego brutalnym zaskoczeniem. — Nie dotarła do mnie informacja, wiesz… Kiedy zginął?
-
- Podczas szturmu. Próbował jakąś ranną dziewczynę wyciągnąć. Prawie mu się udało, odstrzelili go przy samym zejściu do piwnicy. Przynajmniej nie cierpiał.
-
“Przynajmniej nie cierpiał.”
— No… To dzięki za informacje. — Odparłem głucho. — Trzymaj się, Młody.