Dworzec
-
Paweł zaczął biec, ale wiedział co oznaczał dla niego powrót do Dworca, dźwigając w plecaku drogocenne, skradzione przedmioty. Obszedł go blady strach. Choć na razie biegł w kierunku wskazanym przez dryblasów, to trybiki w jego umyśle pracowały na najwyższych obrotach. Wzrokiem poszukiwał czegokolwiek - ruiny, otwartej studzienki, wysokiego ogrodzenia. Wiedział, że wśród gruzów i zawalonych półpięter miałby przewagę. Czekał na najbliższą możliwą okazję, aby biegiem odbić w bok i uciec z pola widzenia tamtej dwójki.
-
W okolicy ruin było mnóstwo. Problem w tym, iż była to jedynie zabudowa jednopiętrowa, w dodatku jeszcze przed wojną tak zaniedbana, że teraz zostały z tego wszystkiego pojedyncze ściany. Do tego wszędzie dookoła leżały pojedyncze cegły i mniejsze odłamki gruzu, utrudniające bieg i zasłaniające ulicę. Jedyną nadzieję mógł stanowić stary budynek parowozowni obok Dworca.
-
Więc Paweł postawił swoje karty na starą parowozownię. Jeżeli rozegra je dobrze, wymknie się tej dwójce półgłówków i przemknie przez budynek do innej części miasta…
Kiedy już znaleźli się w pobliżu parowozowni, kątem oka spojrzał za siebie, by upewnić się co do swojej sytuacji.
-
Ten, który cię przygniatał do ziemi, biegł w krok za tobą. Pomimo swej tuszy i niskiego wzrostu, wydawał się biec szybciej, niż niejeden mutant. Drugi ze stalkerów trzymał się trochę z tyłu, co raz patrząc za siebie z bronią gotową do strzału.
-
Lepszej okazji nie będzie… Pomyślał, czekając na sekundę, w której ten drugi znów rzuci wzrokiem za siebie.
Wykorzystał swoją szansę. Mijając parowozownię, włożył całą swoją siłę w to, aby długimi susami, jak najszybciej dotrzeć do parowozowni i zniknąć w jej wnętrzu z oczu tamtej dwójki. Nie zwalniał, nie patrzył za siebie, skupił się na tym by znaleźć się w ceglanym budynku i jak najszybciej wbić się na belkę lub pomost techniczny, który pozwoliłby mu wykorzystać przewagę zwinności i uciec.
-
Z rozpędu wbiłeś się w przepierzenie z desek. Jednak radiacja zrobiła swoje, i poza otaczającym cię duszącym, “świecącym” pyłem, bez szkód się przebiłeś. Chwila, moment i już byłeś na gondoli serwisowej. Tamta dwójka chyba nawet nie zauważyła twojego zniknięcia, bo tylko usłyszałeś tupot stop i coraz bliższy wyk głodnych, ślepych psów.
-
To wyjaśniało, przed czym uciekali. Psy, mutanty… Cholera! Używając gondoli za punkt startu, poszukał wyższego punktu. Musiał dostać się na tyle wysoko, by zmutowana zgraja nie mogła go dostać. Stamtąd już mógł poradzić sobie, w końcu miał dwa łuki i całkiem spory zapas strzał.
-
Kilka skoków i ryzykownych wdrapań okupionych zdarciem naskórka oraz wierzchniej warstwy ubrań, wyniosło cię na kurant budynku. Stąd mogłeś widzieć, jak dwójka stalkerów ratujących ci życie przed minutom, teraz w chaotycznym ogniu karabinów i mniej dosłownym ogniu dysz miotaczy, opędza się od mutantów, biegnąc przed siebie.
Najwidoczniej zboczyli z kursu, starając się znaleźć ciebie, bo zamiast biec wprost do Dworca, biegli obok. Jeszcze chwila, a wpadną na stare torowisko, które nie bez powodu dla Ochrony Dworca jest zwane “Mordownią” -
Przytrzymując się ściany, obserwował ich ucieczkę, podążając za dwójką wzrokiem. Gdy zdał sobie sprawę, że najwyraźniej nie chcieli wbić mu sztyletu pomiędzy żebra, naszło go… nieprzyjemne uczucie. Tak, jakby przełknął coś szkodliwego. Nie był pewien dlaczego… Nerwowo starł kilka kropel potu z czoła.
— Hah… Frajerzy. — Mruknął niemrawo pod nosem, dodając sobie animuszu.
W końcu on siebie ocalił, a tamta dwójka… No właśnie. Jeszcze przez moment obserwował ich wysiłki.
-
W pewnym momencie się zatrzymali na środku pustego pola. Było to jedno z kompletnie pustych pól, pewien perymetr Dworca. Zaczęli się ostrzeliwać dookoła i ponad tymi strzałami krzyczeć coś do siebie. Odległość nie pozwoliła dosłyszeć dźwięków, jednak gesty jasno wskazywały, jakby kogoś szukali.
Wielka fala czarnych cielsk mutantów była już na horyzoncie, a ci uparcie stali w miejscu, odganiając się od ptaków i rozglądając na wszystkie strony. -
Jeszcze przez krótki moment obserwował ich, ale po tym odwrócił się i zaczął odchodzić po dachu budynku w stronę centrum miasta. Na pewno przecież to nie jego szukali, przecież nie dałby się zaciągnąć znowu na Dworzec…
Zaciągnął powietrze pełnymi płucami. Nie zamierzał już wracać do szaro-burych warsztatów, w których dorastał. Ich wina, że próbowali go do tego zmusić. Zaczynał nowe życie i nic, ani nikt nie mógł mu przeszkodzić.
A tamci dwaj właśnie stworzyli mu idealne warunki, zwracając na siebie uwagę całej, okolicznej fauny.
Do dzieła, Paweł.
Ostrożnie stawiając kroki, wiedząc że stąpa po wiekowej konstrukcji, ruszył w stronę centrum, opuszczając parowozownię i nie oglądając się za siebie.
-
Ledwo przeszedłeś na środek dachu, a antyczne dachówki się pod tobą zarwały i spadłeś na strych. Z łoskotem godnym parowozów, od lat martwych, rąbnąłeś o podłogę z nieheblowanych desek. Podniósł się kurz, który zawierał najróżniejsze, strach po myśleć jakie, zanieczyszczenia. Gdy z wolna opadał spostrzegłeś, że był to jedyny kawałek podłogi, gdzie nie stały jakieś meble lub inne pudła.
-
-- Kurwa, ała… – Jęknął, czując jak na wpół z bólu, a na wpół z zaskoczenia, napłynęły mu łzy do oczy. – Kurwa, kurwa…
Pieprzone dachówki… Nie na taki rozwój wydarzeń miał nadzieję. Powoli zebrał się z podłogi i rozmasował obolałe punkty na ciele przed ruszeniem w dalszą drogę
-
Całe ciało bolało, jakbyś przez tydzień bez przerwy pracował przy naprawie lokomotywy, która od lat nie działa i jest marzeniem lokalnej administracji.
Kurz z wolna opadał i widziałeś coraz więcej szczegółów. Mnóstwo mebli, kartonów i innych rupieci. Ewidentny składzik, może nawet przedwojenny. -
Machnął kilkakrotnie ręką, pozwalając kurzawie się rozwiać. Może pomimo wszystkiego, te potknięcie po drodze miało swoje dobre strony…
Dobył latarki, tej samej którą zamierzał za niedługo sprzedać na targu, by zapewnić sobie dobry start w swojej nowej rzeczywistości. Nie zwlekając długo, zabrał się do przeszukiwania składziku, mając nadzieję na cenne fanty.
-
Nie znalazłeś nic poza śmieciami, których nikt nie chciał. Wszystkie tego typu magazyny zostały rozszabrowane już lata temu. Jedyne warte uwagi, co znalazłeś, to coś przypominającego końcówkę kranu, jakie jeszcze zostały na dworcu.
-
Miał nadzieję, że po zaliczeniu upadku na łeb z takiej wysokości, los przynajmniej trochę mu to wynagrodzi. Cóż… Wyglądało na to, że jeszcze nie przyszedł na to czas. Bez poświęcania większej uwagi znalezionej końcówce, wrzucił ją do plecaka. Musiał ruszać w stronę terenu kurierów. Nie chciał tracić czasu tutaj, tak blisko znienawidzonego Dworca. Zaczął szukać wyjścia z budynku, po czym skierował się w stronę centrum miasta.
-
Ledwo wyszedłeś z drzwi starego budynku, a w uszy uderzyło cię głośne wycie syren. Uruchomiło alarm na Dworcu, stalkerzy już pewnie dotarli na miejsce, uciekając przed mutantami. I zapewne już zdążyli powiadomienie władze, że należy wysłać za tobą grupę poszukiwawczą. A jakby tego było mało, zobaczyłeś, jak zza budynków wypada grupka psów.
-
-- Kurwaaa…! – Zawołał w zaskoczeniu, ale jego krzyk zaniknął gdzieś w połowie drogi między rzuceniem się do ucieczki, a złapaniem panicznego oddechu w płuca.
Wiedział, że jak wcześniej było źle, tak teraz jest tylko gorzej. Rzucił się do ucieczki ku centrum miasta, prąc naprzód ile sił w nogach. Wzrokiem od razu szukał możliwości wspięcia się na jakiś budynek, klatkę schodową, inny wysoki punkt, na który psy nie będą w stanie się dostać. W biegu dobył też łuku i strzały, nie zwolnił jednak ani na chwilę, nawet kiedy czuł, że zaczynało brakować mu sił.
-
Biegnąc przez względnie płaski teren, dotarłeś w rejon Galery.
PRZEJŚCIE DO GALERY