Moskwa
-
-
Kuba1001
Nic nowego czy ciekawego, wciąż pełno gruzu, a gdzieniegdzie też Zombie. Do tego odległe odgłosy detonacji oraz już nieco bliższe wystrzały z broni sporego kalibru czy strzałów z automatów Kałasznikowa. Jednakże to już norma dla kogoś, kto żyje w mieście, w którym z Zombie toczy się regularna wojna.
-
konrafal12
Pewnie Czerwoni. Ciekawe czy kiedyś uda im się oczyścić miasto z Nieumarłych ‐ pomyślał i ruszył w kierunku przeciwnym do tego z którego dochodził hałas, rozglądając się za miejscami w których możnaby odnaleźć zapasy. Cały czas uważał na Szwendacze, nie chciał aby powtórzyła się sytuacja ze wczoraj.
-
-
-
-
-
-
Radiotelegrafista
Kuba1001 pisze:I rzeczywiście, bowiem musiał to być objazd, gdyż objechaliście jakiś niebezpieczny obszar, kierując się do centrum, na tyły jakiegoś wieżowca, z którego lał się ogień, dosłownie i w przenośni, bowiem mowa o ostrzale z broni palnej i miotaczy ognia do czegoś, co było od frontu, ale raczej łatwo się domyślić, co dokładnie jest ostrzeliwane, prawda? Niemniej, kazano się Wam wyładować i ruszać do środka, po dalsze instrukcje i rozkazy.
Potomkin zeskoczył z paki ciężarówki, ciężko lądując na ziemi. Odsunął się na krok, by zostawić miejsce pozostałym na wyjście i zaczął po raz kolejny sprawdzać wszelki stan jego karabinu. Jeżeli mężczyzna kochał coś w życiu, to była to właśnie ciężka broń.
-
-
Radiotelegrafista
// Sorki, długa kolejka była w aptece. //
Prawda. Poprawił uprząż karabinu i ruszył za swoimi towarzyszami bronii. Nie wiedział do czego będą strzelać, nie wiedział czy coś będzie strzelać w nich, ani jak wygląda sytuacja w budynku. Wiedział jedno ‐ trzeba będzie zabijać ku chwale ojczyzny.
-
-
-
Kuba1001
Zatrzymaliście się wreszcie w okolicach szóstego piętra lub wyżej, po czwartym straciłeś rachubę, gdy jakiś żołdak potknął się na schodach i o mało nie przewróciłeś się o jego ciało. Zastaliście tu duże, ale puste, pomieszczenie, przypominające te świeżo po wybudowaniu, jeszcze bez mebli, instalacji elektrycznej i wszystkich innych tego typu oczywistych udogodnień. Były za to okna, większe i mniejsze, wychodzące na ten kierunek miasta, do którego strzelali Wasi towarzysze, choć wciąż nie wiedzieliście, co to dokładnie jest.
‐ Zajmijcie pozycje i czekajcie na rozkazy. ‐ polecił Wam oficer, choć sam nie śpieszył się, aby wychylić się z okna tak jak Wy. -
krzysiulka10
Razem z swoimi towarzyszami odpoczywa w parku, zapasy jedzenia skończyły się jakiś czas temu, przelicza łączną amunicje drużyny.
‐ Więc… musimy zdobyć jakieś jedzenie by przeżyć, podzielimy się na 2 dwuosobowe grupy, ja z Mashą idę na zachód, ty Slavomir idziesz z Camilem na wschód. Pamiętajcie by zdobyć czystą wodę i jedzenie w stanie odpowiednim do spożycia. -
Radiotelegrafista
Za ojczyznę przez okno skacz! ‐ Zarechotał ponuro Potomkin w duszy i truchtem ruszył do okna. Lufę karabinu oparł o parapet, zapewniając sobie stabilną pozycję do strzelania w cokolwiek ten pie**olony świat na niego rzuci. Cała ta sytuacja przypominała mu ostatnie, młodzieńcze lata spędzone w ogarniętym wojną Afganistanie. Tam po raz pierwszy przeżył miłość z CKMami, poznając ich wściekłą i żądną krwi naturę. Też siedział w oknie, też miał rozkaz strzelania do czegokolwiek nadchodzącego z danego kierunku. Jedyną różnicą jaką czuł Potomkin względem tej sytuacji był model karabinu, z którym spędził tamte chwile. Wtedy kochał przestarzałą Duszkę, co to była za broń! Dzika i nieokrzesana, tak jak czasy w których ją zaprojektowano. Za to polegać na niej można było bezgranicznie. To był dobry związek, szkoda tylko, że przedwcześnie zakończony.
Wyrywając się z objęć dawnych wspomnień, Potomkin poprawił ułożenie palców, które już niemalże muskały spust. Spokojnie wyczekiwał rozkazu, tak samo jak stoicko oczekiwała go jego kolejna spluwa. -
-
Kuba1001
Krzysiulka:
//Im bardziej jesteś niecierpliwy, tym bardziej ja wku*wiony, a czy obaj rzeczywiście tego chcemy?//
Nie musiałeś im tego powtarzać, po tylu latach była to już dla nich niemalże oczywistość, taka jak umycie rąk po wyjściu z toalety przed apokalipsą.
‐ A gdzie i kiedy się spotkamy, gdy skończymy? ‐ zapytał Camil.
Radio:
Choć miałeś czekać na rozkazy, to trzeba przyznać, że palec cholernie Cię świerzbił: Tak wielu Zombie nie widziałeś nigdy w życiu. Były ich tysiące, dziesiątki tysięcy, jakby cała aglomeracja rosyjskiej stolicy wstała z grobów i ruszyła przeciwko Wam. W tej zbitej masie dostrzegałeś czasem pojedyncze potwory, jak Świeżych czy Twardych, ale poza tym był to bezwładnie falujący ocean zgniłego mięsa, zbliżający się do Was nieubłaganie…
Początkowo szli niemrawo, dopiero kiedy zaczęły ich ostrzeliwać CKM’y z parteru i pierwszego piętra, wszystkie Zombie ruszyły tłumem naprzód.
‐ Jeśli dostaną się na parter to po nas. ‐ powiedział ponuro oficer. ‐ Ognia! Nie żałować amunicji! -
krzysiulka10
‐ Tu w Parku, jeśli będą jakieś kłopoty jak horda lub wrogi gang spotkamy się na koło najbliższego supermarketu, jeśli będzie się dziać to samo, spotykamy się koło najbliższej szkoły. Pamiętajcie, wpierw jedzenie i woda, a potem materiały.
Gdy skończył zaczął iść w swoją stronę, trzymał się bardzo blisko córy gdyż nie miała ona żadnej broni którą mogła się obronić. -
Radiotelegrafista
Potomkin i jego karabin nie potrzebowali innej zachęty. Mężczyzna zsunął przyłbicę na czoło, wycelował w początek kolumny nieumarłych i przestał stawiać opór swojej kochance, docisnął spust. Nie robił tego jednak jak niedoświadczony młodzieniec, szukający szybkiego zaspokojnenia żądz, on doskonale wiedział jak zadowolić karabin. Strzelał potężnymi seriami, często dając jej odpocząć między kolejnymi, wyplutymi z siebie pociskami. Nie chciał jej skrzywdzić, przegrzać smukłej lufy czy uszkodzić zadbanego zamka. Widział, słyszał i czuł jak przez całe jego ciało rozchodzi się nieziemska ekstaza ich obojga ‐ broni i jej strzelca.