[Metro-Zdzieszowice] Stacja Szkolna
-
// Muszę Ci coś wskazać - łóżko, tudzież prycz, są deskami przymocowanymi do trzech ścian mieszkania. Nie mówię, że wyłamanie ich nie jest możliwe, ale na pewno nie przewrócisz go.
Patrz, nawet Ci narysowałem.
-
//Dobra, kumam. Nowa akcja.
-
Wykorzystując naciągnięcie wszystkich mięśni, wyrzucił się spod łóżka, celując w stronę łuku, by wydobyć strzałe, grotem rozciąć więzy i zdarzyć wycelować bronią w draba.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Mariusz żadnych problemów zerwał zwisające ubranie i niczym głaz wyrzucony z średniowiecznego trebusza wyleciał w kierunku kąta pomieszczenia. Pech, a może zamysł porywacza, sprawił, że upadł zaraz koło swego celu. Niemalże ocierał się nosem o strzałę, mógł chwycić ją ustami, ale skrępowane dłonie nie pozwalały na jej chwycenie.
Tymczasem usłyszał za sobą głos, spokojny, ale z nutą zaskoczenia: — Wystarczyło poprosić. — Po czym usłyszał odkładaną lekturę. -
Nie zważając na to, zajął się usilnymi próbami wyzwolenia się z więzów.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Po kilku sekundach szarpania Mariusz zdołał zerwać sznur krępujący jego stopy; w tym samym momencie w betonową posadzkę zaraz obok jego głowy wbiło się ostrze, ale nie siekiery czy noża, ale… górniczego kilofa. Poczuł na twarzy kłujące odpryski.
— Słuchaj, ja Ci mówię. Możemy to rozwiązać jak cywilizowani ludzie. W końcu nie po to ratowałem Ci dupę przed Gwardzistami. — Głos za jego plecami był widocznie niespokojny, ale wciąż opanowany. Zbir chyba nie miał zamiaru zabicia Łazika. -
Ten post został usunięty!
-
- Ratowanie przed kumplami, dobre sobie… - Warknął - Pierdol się! Ze zbirami nie gadam!
Korzystając z okazji, rozciął więzy o wbity kilof, złapał swoje rzeczy i odskoczył w bok. A gdy tylko jako tako stanął, wziął go na cel wiatrówki. -
Mariusz “Szprycer” Woliński
Górnik najwyraźniej nie był przygotowany na taki obrót sytuacji, bo minęła sekunda, nim doszło do niego jak właściwie Szprycer uwolnił się z więzów. Zdążył tylko wyrwać broń z podłogi i wysunąć ją przed siebie, tak, że niemalże stykała się z lufą wiatrówki. Był wielki, na oko mierzył równe dwa metry. Jego sylwetka przypominała wąską trumnę. Z pewnością był w podobnym wieku co Mariusz, może starszy. Na prostokątnej twarzy miał chaotyczny, ale przycięty do rozsądnych rozmiarów siwiejący zarost, przypominający kozią bródkę. I okulary, z których wypchnięto jedno szkło, a drugie było niesamowicie przykurzone. Mężczyzna przez chwilę błądził wzrokiem, oceniając sytuację.
— Widziałem, jak bardzo zależało Ci na wyciągnięciu informacji o Mundurku. — Odezwał się po chwili, ponownie kierując wzrok na Wolińskiego: — Mamy wspólny cel. — -
- Antagonista zawsze ma wspólny cel z protagonistą. I niemalże zawsze robi mu na złość - Rzucił filozoficzne. Poprawił pozycję, lepiej składając się do strzału i podniósł lufę, by wycelować w oko, które nie było zasłonięte szkłem.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
— Bardzo chętnie porozmawiam o literaturze, ale nie teraz. — Rzucił mężczyzna: — Idziesz na Stare Osiedle, prawda? —
-
- Dlaczego mam ci powiedzieć? - Uniósł brew - Nie zwykłem siadać do kawy z gościem, który daje mi w łeb, wiąże, a potem ładuje pod łóżko.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
— Popatrz na to z mojej strony. — Porywacz poprawił okulary wolną dłonią, nieustannie zjeżdżały na jego trójkątny nos: — Gwardzista zwołał kolegów z piwnic Gimnazjum. Zastawili przejście, tunel, schody na górę. Prędzej czy później złapali by Cię, szczególnie, że mieszkańcom Szkolnej też nie przypadłeś do gustu po sterroryzowaniu dziecka Gdybym nie wciągnął Cię tutaj, to cienko to widzę. — Żywo pokiwał głową, jakby na potwierdzenie własnych słów.
-
- Ewidentnie masz w tym interes, a że muszę płacić za życie, zrobisz sobie ze mnie niewolnika, tak? Nie idę na taki układ.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Mężczyzna westchnął głęboko, a na jego twarzy pojawił się wyraz wzburzenia:
— To jest właśnie nasz problem, w tym system ludzie chcą, by wszystko coś kosztowało. Nie. Nie chcę robić z Ciebie niewolnika. — -
- Samarytanie w tych czasach żyją krócej, niż w sobie właściwych - Skwitował.
-
Mariusz “Szprycer” Woliński
Mężczyzna przez moment trawił słowa Szprycera, jakby pociągnęły za jakąś szczególnie ważną strunę w jego duszy. Trwało to kilka, niezręcznych sekund, po których odpowiedział: — To, że nie zrobię z Ciebie niewolnika, nie znaczy, że nie będę szukał odwdzięczenia, ale myślę, że będzie ono korzystne dla nas obojga. Tyle, że najpierw muszę wiedzieć, czemu pchasz się na pewną śmierć na Starym. —
-
- To jest akurat moja wyłączna sprawa - Odparł ostro, może nawet ostrzej, niż chciał. Jednak ta sprawa oraz historia z jego siostrą z kolei w nim poruszała pewne struny. Dopiero po chwili odpowiedział, żeby wreszcie dać mu konkrety, zamiast drażnić wątpliwościami.
- Idę tam, i tyle. Mówiłeś, że coś wiesz o mundurkach. Więc mów, będzie trzeba, pójdziemy razem. Jednak osiedle jest moim priorytetem, nie mam zamiaru wracać się do koksowników za jakiejś wątpliwej wartości informacje. -
Mariusz “Szprycer” Woliński
— Nie będziesz musiał. — Mężczyzna opuścił kilof, jednak wciąż silnie trzymał jego stylisko: — Ale pogadajmy jak cywilizowani ludzie. Ja odłożę kilof, ty odłożysz ten KBKS. — Kontynuował, wskazując wzrokiem na twoją śrutówkę.
-
Opuścił WIATRÓWKĘ i skinął głową.
- Obok KBKS’u to nawet nie leżało. Ale niech będzie, skoro tak cię drażni ta lufa. W czym rzecz?