[Deravierres] Sektor Velmer
-
Hans
Tyle się zadziało w tej jednej chwili, że zanim Hans w ogóle przysporzył zaistniałą sytuację, ta natychmiast się zmieniała, ciężko więc mówić o jakiejkolwiek reakcji z jego strony, przynajmniej na początku… Co i rusz ktoś wpadał we wcięcia, całkowicie odmieniając jego pogląd na zaistniałą sytuację, utrudniając mu jakiekolwiek podjęcie działania. Ale po kolei, jak nie reakcje, to można zawsze przedstawić myśli na zaistniałe sytuacje, prawda?Młodzian od razu po skryciu się, nieco pożałował obranej kryjówki, kiedy ujrzał kogoś zdecydowanie bardziej doświadczonego od niego, kto właśnie umierał, w tym zdawałoby się, bezpiecznym miejscu. Zdecydowanie jego morale poszybowały skutecznie w dół, zwłaszcza, że nie miał czasu nawet na pomoc oficerowi, bo do okopu wdarli się kolejni goście, przynosząc ze sobą jedynie potępieńcze krzyki i jęki, czyli nic dobrego i szczególnie miłego dla początkującego żołnierza, kto wie czy nawet dla tych nieco bardziej doświadczonych? Czy mogło być coś jeszcze gorszego, co równie skutecznie zaatakowałoby jego ducha walki?
Zdecydowanie! W końcu nie ma nic lepszego, niż dwóch żołnierzy, jeden ucieka, a drugi obrywa i musi być wciągany, prawda? Jedynie po to, by nauczyć Hansa jaka to ruletka panuje w tym cudownym środowisku. Zwłaszcza, że przecież z nim równie dobrze mogło być podobnie. Zależy to w końcu tylko i wyłącznie od szczęścia, z rzadka od umiejętności. Do takich zresztą wniosków zaczął dochodzić młody żołnierz. Żołdak, który wybrał zdecydowanie najbardziej pechowe miejsce na odpoczynek, co prawda nie wyglądał źle, ale przyniósł ze sobą niezbyt radosne wieści… No cóż, nie było to nic dobrego.
W odpowiedzi na pytanie nożownika, jego twarz wykrzywiła się w przerażeniu, w końcu nie miał żadnego… Ale szybko rzucił się w stronę oficera, by przeszukać i jego. Zważywszy na jego stan, nie zrobiłby z niego zbytniego użytku…
- Jeszcze nie - odparł tylko, podczas nurkowania w stronę ciała. Że też sam wyposażył się tylko w jeden… Liczył że chociaż oficer lepiej się wyposażył na ewentualny bój. -
Ines
Symarys dyszał lekko i wciąż stał w tym samym miejscu, jakby go ktoś przykleił do mokrego podłoża. Obserwował podejrzliwymi, drapieżnymi oczami każdy jej ruch, choćby najmniejsze drgnięcie ciała, gotowy, by nagle przełamać impas i bez ostrzeżenia rzucić się na nią. Gdyby tak ruszył, jej szanse byłyby małe, jeśli nie minimalne. Ale kiedy odsunęła się kilka kroków w tył, uśpił nieco swą czujność i nareszcie wycofał się. W kilka sekund zniknął za zielonym płaszczem krzewów, machając jej nerwowo grubym ogonem na pożegnanie. Któż wie, czemu ten wielki gad nagle się tutaj zjawił. Zwierzęta wolą unikać kontaktów z ludźmi, a co dopiero, kiedy jest on posłańcem wojny. Być może ściągnęły go tutaj strzały i eksplozja znad rzeki i niesiony lekkim letnim wiaterkiem metaliczny zapach krwi? Kto wie.Może jednak powinna złożyć i broń i wrócić do swoich? I tak głęboko się już zapuściła, a Imperialista jakby wyparował. Nagłe spotkanie z Symarysem dało mu jeszcze więcej czasu i z całą pewnością siedzi u swoich kumpli, pośpiesznie zdając im raport, o mało nie umierając ze zmęczenia? Bądź wykrwawia się za którymś z krzaków, bo miał mniej szczęścia do Symarysów niż Ines? To wielka niewiadoma. Może nawet zbyt wielka…
Hans
Oficer chyba zdawał sobie sprawę z tego, co Hans chciał zrobić. Odsunął się lekko w bok, jakby chciał nieco utrudnić mu zadanie, ale nie stawiał żadnej zakrojonej formy oporu. Uniósł tylko lekko w głowę i spojrzał mu prosto w oczy smutnym, mętnym wzrokiem, z którego uciekało życie. Widać było, że jedną nogą znajduje się już na tamtym świecie. Suchymi ustami wyszeptał tylko cicho:- Pomóżcie… mi…
Otworzył lekko usta, z których gwałtownie wypłynęła cienka strużka ciemnej posoki. Jęknął jeszcze nieprzytomnie, zanim opuścił bladą głowę i całkowicie zwiotczał. Martwy już oficer nie miał przy sobie żadnego ładunku wybuchowego. Swój jedyny musiał rzucić podczas manewru rozpoczynającego walkę. Jasny szlag. Nagle poczuł uderzenie w boczną część hełmu i kątem oka dostrzegł turlający się leniwie podłużny kształt, którego jeden koniec zakończony był sporej wielkości szarym, chropowatym zgrubieniem. Czy to naprawdę to, co mu się zdaje, czy może tylko jakiś odłamek? Nie, nic mu się nie zdaje, to cholerny imperialny granat!
- Ja pierdolę! - krzyknął jeden z żołnierzy w przestrachu. - Wypierdalać stąd!
-
O, udało się. Może jeśli ją teraz wywalą za jej niepowodzenie, znajdzie pracę jako pogromczyni symarysów?
.
.
.
Nawet o tym nie myśl, głupia! Nie stracisz tej fuchy, nie ma co! Dobrze się spisałaś z tym granatem i podejściem! Do tego, skoro tak długo Cię nie ma, mogli już założyć niepowodzenie i się przygotować. Do tego zawsze możesz powiedzieć, że symarys wyskoczył dużo wcześniej i o wiele dłużej się z nim męczyłaś. Nikt poza tobą nie musi znać prawdy, racja? No, to teraz do roboty.
Zaczęła powrót, dalej mając się na baczności. Nie była w żaden sposób zła, a już na pewno nie po ustaleniu w głowie wersji zdarzeń. Jeden żołnierzyk jej uciekł, wielkie halo - to jedyna ujma na honorze. Zmaże ją krwią imperialistów, tak jak powinno się to zrobić. Pięciu powinno starczyć, aby wyrównać szalę. No, nie tyle wyrównać, co przechylić ją w kierunku szanowanego żołnierza, a nie nieudaczniczki, co nie potrafi jednego tchórza dorw… Ugh, po prostu idź, nie myśl już o tym. -
Hans
Cóż, jeśli chce się walczyć na froncie trzeba sobie wyrobić pewnego rodzaju znieczulicę, czy się tego chce czy nie. Inaczej po prostu w pewnym momencie oszalejesz. I chyba powoli ta znieczulica zaczęła dotykać już młodego Anschreita. Zwyczajnie nie chciał patrze mu w oczy, by nie ten nie prześladował go każdej nocy. I tak już dorobił się wystarczającej liczby sennych koszmarów, po co mu więcej?
Przeklął w myślach nie znajdując przy podoficerze niczego ciekawego, starając się zignorować jego błagalny i przykry ton. To już byłoby dla niego za wiele. Na szczęście, bądź nie, z rozmyślań wyrwało go uderzenie w głowę. W końcu coś innego na czym mógłby zawiesić swoje myśli, ciekawe co to… Szlag, granat! Natychmiast zerwał się na równe nogi, chwytając swoją broń, jeśli nie miał jej przy sobie. Skoczyłby za swoimi kompanami nawet i w ogień, bo w takich chwilach nie myśli się zbyt jasno, liczy się tylko przetrwanie. A jeśli oni nigdzie nie skakali, celem było przeciwległe wcięcie. -
Ines
Jak to niekiedy mówią, czasami trzeba przegrać bitwę, żeby wygrać wojnę. Zawróciła i przeszła kawałek, gdy do jej uszu wdarł się charakterystyczny dźwięk - gdzieś w oddali ochoczo pohukiwała artyleria, ale na jej szczęście, nie zsyłała deszczu żelaza w okolice jej pozycji. A przynajmniej tak jej się wydawało… Nie licząc uroków frontowej orkiestry, co chwilę coraz bardziej dogorywającej, jakby od tego występu zależało jej życie, na swojej drodze nie spotkała ani symarysów, ani uciekających Imperialistów, którzy mogli znikać w krzakach jak duchy. Szła, dopóki jej uwagi nie przykuła mała grupa pięciu żołnierzy po jej lewej, z prawdopodobnie jej grupy, czyhająca pod jednym z drzew z rozłożonym i gotowym do oddania precyzyjnych serii przestarzałym ręcznym karabinem maszynowym wz.1903/1912. Wyglądało to tak, jakby zakładali tutaj wysunięty posterunek ogniowy.Hans
Nożownik wyskoczył jako pierwszy, zaraz po nim wyszedł przybyły i Hans, tuż za jego plecami. Imperialiści tylko na to czekali. Kiedy tylko pająk poczuł, że mucha desperacko próbuje wyrwać się z jego sieci, wbił w nią swoje jadowe kły. Nożownik najpierw oberwał w łydkę a w ułamku następnej sekundy w klatkę piersiową. Bryznęła krew. Żołnierz zwalił się na deski jak ścięte drzewo, zanim w ogóle zdążył wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, otwarcie sygnalizujący trafienie. Gdy postrzelony upadł, Hans ujrzał dwóch nieprzyjacielskich strzelców, którzy wystrzelili ponownie, ale pociski nie trafiły nikogo.Drugi piechur w połowie drogi do przeciwległego wcięcia dosłownie rzucił się na brzuch i w oka mgnieniu znalazł się za osłoną. Zanim zrobił to Hans, Imperialiści zdążyli już zaryglować swoje karabiny i wycelowali wprost w niego. Zaklął w duchu, kiedy któryś w końcu wystrzelił… I jeden z nich oparł się o ścianę okopu z dobrze widoczną dziurą między oczami, z której zaczęły wypływać strugi juchy. Drugi strzelec próbował wstać i rzucił się do ucieczki, ale i jego dosięgnął pocisk, który posłał go na ziemię. Rzucił swój karabin i upadł boleśnie. Ale nie zginął od razu - gdy zetknął się z ziemią, zaczął się czołgać w stronę zakrętu, zostawiając za sobą smugę świeżego szkarłatu.
- Oddział, ruchy! - usłyszał nagle za swoimi plecami. - Czyścimy te imperialne brudy!
-
Hans
Widząc pierwszego trupa, Hans odkrył jak bardzo nienawidzi Imperium. Zabawne, że to postrzeganie zmieniło się tak nagle w ciągu chwili? A to głównie za sprawą tej jakże, jego zdaniem, chamskiej zagrywki. Skoro oni tak grają, to on będzie równie niemiły i dla nich! Żałował tylko, że był zdany na ich celne oko… Albo i nie, najwyraźniej całą wojnę przeżyje ślepym fartem… Szkoda tylko, że nie miał szans im odpłacić. Chociaż, ten czołgający się, wydaje się całkiem ciekawym celem. Nabuzowany złością, wstaje z ziemi i chwyta swój karabina, za cel obierając tylko i wyłącznie rannego imperialistę, nie zważając na otaczający go świat. Liczy się obecnie zemsta, za ten chwyt. Skoro chcieli ich tak pozabijać, czas odwrócić role.
- Tak jest! - Krzyknął tylko i ruszył za śladem krwi. -
Hans
- Odsuń się, gołowąsie! - ryknął wściekle mężczyzna za nim. - Wjebaliście się prosto z odnogi na imperialny erkaem, i to jeszcze masą. Niczego się nie nauczyłeś, dzieciaku?
Ranny Imperialista zdążył się znaleźć za zakrętem, gdy jeden z potencjalnych wybawców Hansa odepchnął go lekko do tyłu i przywarł do czerwonych od krwi, zabłoconych desek ściany przy zakręcie. Nie był umundurowany i wyposażony jak zwykły żołnierz Ansheeru - jego bluza polowa była wyraźnie ciemniejsza, nosił szaroniebieskie bandoliery z amunicją do karabinu, do lewego boku miał przytroczoną parcianą torbę na granaty, z kolei w rękach dzierżył niepospolity karabinek powtarzalny Wz.1899(L). Jego hełm również był godny uwagi, wszak był on pomalowany w nieregularne brązowe, jasnożółte i szarozielone czworoboki, tworzące niebanalną kompozycję, której nie powstydziłby się żaden malarz abstrakcyjny. Patka kołnierzowa, oznaczająca przynależność dywizjonalną, przedstawiała skrzyżowany granat i bagnet w kolorze białym na czarnym tyle, co nieco budziłło skojarzenie z atypową flagą piracką.Żołnierz wychylił się lekko zza osłony i schował się po sekundzie, po czym powiedział z triumfem:
- Czysto! Imperialiści się wycofali!
Gdy pałający żądzą mordu Hans poszedł po rannego Imperialistę, nie zatrzymał go ani mężczyzna z tyłu, ani niezwykły żołnierz, który przykleił się do desek okopu i nie opuścił ich nawet wtedy, gdy Imperialistów już w tym okopie nie było. Odbił na prawą i dostrzegł swój cel. Imperialiści uciekali w takim popłochu, że zostawili swojego na pastwę Anschreitów. Czołgał się z wyraźnym trudem. Lewa strona jego bluzy mundurowej była prawie czerwona od krwi, a jego ręce były aż czarne od wszechobecnego błocka. Dopiero, kiedy jeszcze bardziej skrócił dystans, dostrzegł, że to kobieta.
- Nie zostawiajcie mnie tutaj! - krzyknęła ponuro, z wyraźnym smutkiem w głosie. - Przyjaciół się nie zostawia, wy parszywi, podli kłamcy! Nie wybaczę wam tego nigdy!Nie przestawała się wić i rzucać na wiatr bluzgami nawet wtedy, gdy padł na nią cień Hansa. Ta wciąż parła do przodu, z desperacką zaciętością. W końcu wyjście z okopu było na wyciągnięcie ręki, tak blisko…
-
Słysząc artylerię, od razu chwyciła pewniej za broń, kucnęła na jedno kolano i wycelowała w miejsce, skąd dochodziły dźwięki. Kiedy zdała sobie sprawę, że jest obecnie bezpieczna, nieco się rozluźniła i ruszyła dalej. Przynajmniej jest pewna, że odruchy działają jak należy.
Kiedy w końcu spotkała swój oddział, odetchnęła. Żyją, a skoro nie walczą, to i ten imperialista jakoś niewiele zdziałał. Od razu stanęła przed odpowiednią osobą na baczność, zdając raport.
– Niestety, ale nie dogoniłam go. Przeszkodził mi symarys. Udał mi się mu umknąć, ale zgubiłam jednocześnie cel. Czekam na nowe rozkazy – dodała na koniec. -
Hans
Żołnierze odwrócili się nagle, gdy tylko usłyszeli, że ktoś coś do nich mówi. Ku jej nieszczęściu, nie byli to żołnierze z jej oddziału. Były to zupełnie inne twarze, których Ines jeszcze nie widziała - cztery młode kobiety, prawdopodobnie w takim samym wieku co ona i wysoki, barczysty mężczyzna z podłużną szramą na prawym policzku. Nie przykuli większej uwagi do jej raportu i zajęli się swoimi własnymi sprawami, poza jedną z wojskowych, którą była niewysoka, szczupła szatynka z prostymi włosami, które dosięgały ramion i z szarymi, smutnymi oczami skrytymi za prostokątnymi okularami korekcyjnymi o smoliście czarnych oprawkach. Słuchała jej z uwagą.- Spocznij - powiedziała z powagą, gdy raport dobiegł końca. - Nastała zmiana planów. Nie atakujemy już imperialnych fortyfikacji. Do naszego dowódcy przyszła wiadomość z kwatery głównej, która mówiła, że nasza linia została przydzielona do wsparcia operacji ofensywnej 120 Batalionu Szturmowego. Trochę potrwa, zanim się tu pojawią, dlatego kazano nam umocnić zajęte pozycje. Minverldt wydzielił dwie mniejsze grupy i polecił ustawić wysunięte punkty obronne, bo znając życie, Imperialiści będą chcieli dokonać kontrataku, a że ten Imperialista ci uciekł, to zrobią tak prawie na pewno. Jeśli chcesz przejść do pełnoprawnej linii defensywnej, nie będę cię zatrzymywać. Uważaj tylko, żeby przez przypadek nie odstrzelili ci głowy. Ale możesz też zostać z nami. Dodatkowy karabin to większa siła ognia - uśmiechnęła się lekko.
-
Hans
Nie odpowiedział, ani nijak nie zareagował na reprymendę od tego nieznajomego. W końcu miał rację, niepotrzebnie się pchali wprost na nich, w dodatku jeszcze dali się złapać w pułapkę, gdzie do wyboru mieli śmierć od granatu lub od kul. Oj, już on pokaże tym podłym imperialistom, że nie warto stosować tego typu sztuczki.
Gry tylko został utwierdzony w przekonaniu, że droga jest czysta, ruszył nią bez wahania, skupiając całą swą uwagę na czołgającym się imperialiście. Widząc jego stan postanowił się ponapawać tym, że to on wyszedł z tego starcia zwycięsko.
Odkrycie płci oponenta nieco zbiło go z tropu, szybko jednak wziął się w garść, przypominając sobie, że to równie dobrze ta babka mogła zadać mu śmiertelny cios. Podszedł do niej, nadeptując jej na dłoń, mocno wgniatając ją w ziemię. Wycelował karabinem prosto w twarz i strzelił, jeśli oczywiście nikt i nic by mu nie przeszkodziło. Dokona zemsty i poczuje się lepiej, w takim zresztą żył w przekonaniu, nabuzowany jeszcze tymi pierwotnymi emocjami i uczuciami. Chwila robi swoje jeśli chodzi o postrzeganie rzeczywistości, dobra i zła. Poznęcałby się jeszcze na niej, gdyby chciał czemuś takiemu poświęcać swój czas. -
Hans
Spisane w “Kodeksie Prowadzenia Wojny” prawa uznawały dobijanie rannych, którzy mają szansę na rewitalizację i kontynuowanie normalnego życia jako zbrodnię wojenną. Podobnie zresztą jak zabijanie żołnierzy, którzy się poddali lub nie mają broni w rękach i nie stanowią żadnego zagrożenia. To samo tyczy się cywilów. Ale czym są one wobec piekła? Czy ktokolwiek jest w stanie ich przestrzegać?Gdy Hans z całej siły nastąpił na jej brudną od błota dłoń, ta zawyła przeraźliwie, jakby była obdzierana ze skóry. Rozejrzał się jeszcze na moment, by upewnić się, że nikt nie został tutaj przyciągnięty tymi opętańczymi wrzaskami. Poza nią i nim, w tym segmencie nie było nikogo. Pewnie próbują ogarnąć sprawę z rannymi. Zanim strzelił rannej prosto w twarz, ukradkiem spojrzał prosto w jej przestraszone oczy, wyraźnie błagające o litość.
- Ni… - wyjęczała, zanim strzał nagle przyćmił wszystko.Kula trafiła prosto w nasadę nosa, z taką siłą, że niemal kompletnie go oderwała, a następnie wyszła tyłem głowy na wylot. Padła resztkami jej twarzy na deski, a spod jej głowy zaczęła powoli tworzyć się kałuża krwi, zmieszana z przejrzystym płynem. Potem nastała już tylko cisza.
-
Hans
“Kodeks Prowadzenia Wojny” to chyba ostatnia rzecz o jakiej pomyślałby Hans, zwłaszcza w obecnej sytuacji, kiedy przepełniony był tymi prymitywnymi emocjami, wciąż wściekły na żołnierzy Imperium za tę sztuczkę. Tak się pechowo jednak złożyło, że swój gniew mógł wyładować tylko na tej biednej kobiecie. Kiedy już zacznie trzeźwo myśleć i w końcu pomyśli o “Kodeksie”, to zapewne wtedy zacznie się tego bać. Może nawet będzie się pocieszać tym, że nikt tegoż czynu nie widział. Ale to dopiero w odległej przyszłości.
Jej krzyk przepełnił jego ciało dumą i satysfakcją, niech pocierpi jeszcze chwilę przed swą marną śmiercią, niech popieści jego uszy, dumę i żądzę mordu jeszcze chwilę.
Na chwilę chciał się od strzału wstrzymać, szybko jednak przypomniał sobie czemu właściwie chce się tej zbrodni dopuścić i strzelił. Co go powstrzymało? Chyba to błaganie o litość, jednak czy ona by posłuchała, gdyby ktoś błagał ją? Szczerze w to zwątpił.
Po udanej i satysfakcjonującej akcji ruszył dalej do przodu, jak gdyby nigdy nic. No, może nie ruszył tak od razu, stojąc jeszcze chwilę nad ciałem. Wolał obecnie nie myśleć o tym, czego się dopuścił. -
O, zmiana zadania. Pewnie coś poważniejszego. Dobrze, będzie mogła się wykazać. Gorzej tylko, że nie wie co robić… Powinna się wrócić na linię, ale powinna też odpokutować zawalenie zadania, na które nawet sama się porwała… Co może się jej bardziej opłacić? Tfu, nie jej, a państwu! Jest tu w końcu aby bronić swego kraju, racja? Ale też z drugiej strony chce tu zabłysnąć, zapisać się, nie przynieść wstydu ojcu i rodzinie, a to czasami może kolidować z interesami kraju, bo może być szarym żołnierzem, co to był na wojnie i tyle, ale druga opcja to zostanie bohaterką, podejmując się brawurowych i niezwykłych akcji… Ale co ostatecznie robić?! Co wybrać… Uh, dobra, niech straci!
– Wolę zostać i pomagać. Jestem winna za niezłapanie go. Przywódcy wyjaśni się potem. Liczę, że zrozumie… -
Hans
Żołnierze unikają popełniania zbrodni wojennych z trzech powodów - karalności, moralności i tego, że przeciwnik później też zacznie łamać te zasady, w ramach zemsty. Ale jednym z dwóch świadków był on sam, z kolei mózg drugiego właśnie rozpływa się w błocie, więc czemu powinno go to obchodzić? Za jakiś czas rzucą jej zwłoki na stos, potem przyjdą grupy pogrzebowe i zakopią je w oznakowanych grobach daleko od linii frontu, gdzie spocznie razem z innymi, bezimiennymi. Zabierając wiedzę brutalnego aktu, jaki się tu wydarzył, ze sobą, do zimnej, mrocznej mogiły, na tamten świat.Postał jeszcze chwilę nad ciepłym jeszcze trupem. Jeszcze chwilę temu denatka oddychała, ba, próbowała go błagać, by jednak ją oszczędził! I wszystko diametralnie zmieniło się za tak prozaiczną czynnością, jaką było pociągnięcie za spust. Dusza w ułamek sekundy opuściła ciało przez ziejącą dziurę w twarzy. Czyż to nie zabawne? Wystarczy tylko wycelować i wystrzelić, a metalowa kula stanie się pogardą dla cyklu życia. To przecież takie proste!
Opuścił tę część okopu, kierując się do poprzedniej. I faktycznie. Bywalcy okopu zajmowali się swoimi rannymi, których właśnie opatrywali sanitariusze w charakterystycznych, z daleka rzucających się w oczy białych hełmach. Z kolei ci, którym udało się przetrwać tę walkę powracali do swoich spraw, ewentualnie klapnęli pod ścianą, by nieco odpocząć, jakby zupełnie nic się tutaj nie wydarzyło. Tylko kilka spośród wielu twarzy wyrażało nieopisywalny szok, znaczna większość objawiała pustkę. Jakby już zaakceptowali ciągłą obecność śmierci. Niektórzy, jak na przykład żołnierze z hełmami z namalowanymi abstrakcyjnymi figurami geometrycznymi, zbijali się w co mniejsze grupy i rozmawiali.
- Żeby dać się rozjebać imperialnej jednostce rezerwowej, to trzeba być wojennym tumanem - usłyszał od jednego. - Nie dziwota, że tylu ludzi tutaj zginęło.
- Mają, kurwa, szczęście, że przygotowujemy operację ofensywną, bo jeszcze by to zdobyli! - zarechotał drugi.Po kilku minutach pojawili się również noszowi, którzy zaczęli przenosić poranionych na tyły, do szpitali. Wśród jednych z nich Hans rozpoznał twarze Heinricha i Reinhardta, którzy byli tak bardzo zaabsorbowani pracą, że nawet go nie dostrzegli. Po prostu położyli jednego z postrzelonych na noszach i zniknęli, nic nie mówiąc. Trochę im zajęło, nim zgarnęli wszystkich.
Gdy następnie przeszli do zbierania trupów i układania ich na stos, który czekał na żałobników, wszyscy powrócili do zwykłego życia w okopach. Wcześniej wspomniani żołnierze z dziwacznie pomalowanymi hełmami nagle zaczęli się śmiać i ukradkiem na niego spoglądać.
- E, ty! - zwrócił się do Hansa nieogolony piechur z ich grupy. - Coś zrobił z tamtą Imperialistką?Ines
- No dobrze - powiedziała. - Umiesz się wspinać po drzewach? -
Hans
Ano, odebranie komuś życia faktycznie nie należy do zbyt trudnych czynności, nie licząc oczywiście zdrowia psychicznego, w końcu to zwykłe pociągnięcie za spust. Śmieszne, że za to ocalenie komuś życia wiąże się z o wiele trudniejszą robotą… Nie mniej, postał tak chwilę, nabierając ochoty na filozoficzne rozmyślania i w końcu wyszedł, wypadałoby to kiedyś uczynić, prawda?
Mocno zdziwił go zastany spokój, jeśli można takiego określenia oczywiście użyć. Spodziewał się bardziej jakiegoś kontrnatarcia albo większego przejęcia się tym co przed chwilą zaszło. No cóż, nie pozostało mu chyba nic innego, oprócz zaadaptowania się to zastanej sytuacji.
Już miał sobie gdzieś usiąść, kiedy ujrzał swych starych znajomych. Chciał im pomachać, nawet już prawie uniósł rękę, kiedy to spostrzegł, że ci go nie widzą. Cóż, za bardzo zaangażowali się w pracę, nie zamierza więc im przeszkadzać.
Z upływem czasu coraz bardziej zaczęło docierać do niego okropieństwo, którego się dopuścił. Tego typu myśli zostały tylko spotęgowane przez tych dziwnych żołnierzy, formację, czy jak ich tam nazwać, bo zapytali się go o ten czyn wprost. Dało się ujrzeć jak się momentalnie spiął i zaczął błądzić wzrokiem gdzieś w bok, wyraźnie zestresowany. No właśnie, cóż to on z nią zrobił? Zwlekał nieco z odpowiedzią, zastanawiając się nad wybrnięciem z sytuacji… Jak mówił kodeks? Dobić można tych, którzy nie mieli szans na przeżycie? Tak, chyba to właśnie powie. Podszedł do nich chwiejnie i powoli, z gotowym w głowie planie, z gotową odpowiedzią, która na pewno nie zabrzmi naturalnie.
- Nie… Nie miała szans na przeżycie - głos się załamał. - Strzeliłem. - Przyznał się do popełnionego czynu, nadając mu tylko usprawiedliwienie, chcąc bardzo w nie uwierzyć. I kto wie, może jeśli ci się go posłuchają, to faktycznie uda mu się zakłamać rzeczywistość? -
Czy umie? Za dzieciaka dosyć często się wspinała wraz ze swoim rodzeństwem!
- Umiem. Mam wypatrywać z góry zagrożenia? - próbowała odgadnąć cel pytania. -
Hans
Dziwne zachowanie młodego od razu wzbudziło ich czujność. Jeden z nich pokręcił głową z dezaprobatą a jeszcze inny mruknął coś prześmiewczo pod nosem, na co część z nich parsknęła złowrogim śmiechem.
- Obyś mówił, kurwa, prawdę - pogroził mu lekceważąco palcem ten, który zadał mu wcześniej pytanie. - Nie przepadamy tutaj za strzelcami, którzy nie potrafią trafić w pełni niebezpiecznego przeciwnika nawet wtedy, kiedy stoi nieruchomo, więc wyładowują swoją frustrację na tych, którzy bronić się już nie mogą. To współczesna armia, nie banda otumanionych patologiczną nienawiścią chłopków z nieregularnych watah.Hans ma obecnie dużo szczęścia, że nikt nie ma jak zaprzeczyć i potwierdzić jego zeznań, więc był bezpieczny. A przynajmniej tak to wyglądało. Z kolei żołnierze z niespotkanym wcześniej oporządzeniem i malowaniem na hełmy w ogóle nie sprawiali wrażenia, jakby dali wiarę jego słowom. Ale postanowili to zostawić, mimo wszystko. Na razie.
Kiedy wojacy zaczęli traktować go jak powietrze, nie posyłając nawet luźnych, pełnych niezadowolenia spojrzeń, do okopu wszedł jeszcze jakiś inny żołnierz, do złudzenia prawie tak samo umundurowany jak tamci, z tą różnicą, że nosił elegancki płaszcz i skórzane rękawiczki w kolorze smoły. Podszedł do rozmawiającej grupy, która widząc go, stanęła od razu na baczność i zasalutowała mu. Po czterech srebrzystych rombach, tworzących wierzchołki kwadratu pozbawionego boków i po małym naszytym trójkąciku zwróconym do dołu w samym środku figury, Hans rozpoznał, że jest to żołdak o stopniu plutonowego.
- Na razie odwołali nas z głównego natarcia - powiedział podoficer. - Do czasu nadejścia głównych posiłków do tej części sektora, mamy pomóc w jego obsadzeniu i obronie. Znając życie - nuda będzie naszym wiernym kompanem do samej nocy. Spocznij!
Gdy dowódca obecnej tutaj specjalnej formacji odszedł od nich i zniknął za jednym z zakrętów, oddzielających część środkową okopu od lewej flanki, sołdaci powrócili do dalszej rozmowy. Wówczas Hans usłyszał przytłumione eksplozje z oddali, bardzo daleko anschreickiej linii frontu co wskazywało, że artyleria ostrzeliwała pozycje imperialne, które trwały jeszcze kilka dobrych minut, nim ucichły i ponownie nastała grobowa cisza, co i raz przerywana tylko pogadanką obecnych w tej części okopu wojaków.Po jakimś czasie do fortyfikacji wszedł następny oddział, należący do tej samej grupy, który poszedł tą samą drogą, co wcześniej ich podoficer. Zaraz za nimi weszli dobrze znani mu frontowcy - Reinhardt i Heinrich, którzy zauważyli stojącego na uboczu Hansa niemal od razu.
- Żyjesz! - zauważył Heinrich z uśmiechem.
- Bałagan to się tutaj niezły zrobił - skomentował Reinhardt. - Ponoć takie straty wyrządziły nam imperialne siły rezerwowe.
- Z tego, co mówiła ta ranna, to dali się zaskoczyć. Kaemista zauważył kogoś na środku, zaczął pruć, w międzyczasie jakiś oddział zaszedł z flanki i po robocie.Ines
Przywódczyni grupy wskazała palcem na jedno z wyższych drzew, którym okazał się być tropen, z rozłożystą koroną nieprzepuszczającą prawie żadnego światła słonecznego, popielatą, pokrytą bruzdami korą i sporymi liśćmi w kształcie ludzkiej dłoni. Jeden z najpospolitszych i najstarszych gatunków roślin w tej kniei. Nie będzie łatwo się na niego wspiąć.
- Wejdź na którąś z wyższych gałęzi i obserwuj przedpole. Jeżeli kogoś zauważysz, to od razu złaź. I nie daj im się zobaczyć, bo będziesz jak na widelcu - sięgnęła dłonią do skórzanego pudełka przytroczonego do jej prawego boku i wręczyła jej zieloną lornetkę. - Trzymaj, oddasz po akcji. -
Zasalutowała, chwyciła lornetkę i poczęła się wspinać. Szła w miarę szybko, chwytając się przede wszystkim tych wytrzymalszych, przynajmniej na pierwszy rzut oka, gałęzi. Nie opierała się też o żadną jakoś długo, aby nie nadużyć jej gościnności i wytrzymałości. W końcu jednak była dość wysoko. Starała się przy tym wybrać najlepiej zasłoniętą gałąź i na niej pozostać. Widziała to przedpole?
-
Hans
Młodzieniec zląkł się nieco na słowa żołnierza, czując że było to skierowane bezpośrednio do niego. Z jednej strony tamten żołdak miał rację, z drugiej, należało jej się. No ale cóż, stało się, nie mają jak zbadać jego prawdomówności, dali mu spokój. Mógł więc skupić się na czymkolwiek innym, byle nie zabijaniu, strzelaniu czy czymkolwiek innym. Odpoczynek wydaje się tu najlepszą opcją, tak zresztą podpowiadał mu organizm, zmęczony się tym, zdawałoby się krótkim odpieraniem ataku. Zabawne, że aż tak mocno go to wykończyło. Znalazł więc sobie jakieś wygodne i osamotnione miejsce i usiadł sobie tam beztrosko, obserwując okolicę, ciesząc się chwilą spokoju. Po tym ataku przeczuwał, że w przyszłości może nastąpić ich więcej i mogą okazać się dla niego gorsze w skutkach, w końcu szansa że zostanie uratowany przez nieznany mu oddział była niska i przed chwilą wykorzystana.
Po dosłyszeniu słów, sądząc po odznaczeniach podoficera, utwierdził się w przekonaniu, że następne ataki Imperialnych psów nastąpią za niedługo.
Pomachał do znajomych na powitanie.
- Wbiłem tam dopiero pod koniec, i skończyłbym tak samo jak tamci przede mną, gdyby ktoś nie wbił mu noża w głowę. W zasadzie to uratowali nas Ci z tamtego oddziału - wskazał głową dziwnie ubranych żołnierzy. -
Ines
Gdy znalazła się centralnie pod tropenem, drzewo wydawało się być przeogromne, mogło mieć nawet czternaście metrów wysokości, jeśli nie więcej, gdyż wyższą część rośliny dokładnie zasłaniała nieprzepuszczająca żadnego światła rozłożysta korona. Pień o szarej jak popiół korze, pokrytej głębokimi bruzdami, jakby ktoś przejechał po nim bronami oraz licznymi sękami, przypominającymi szczątkowe, chude kończyny,był gruby jak beczka, może nawet i dwie. Przytłaczało ją swym ogromem i długością, jaką musi przebyć, by dostać się do choć trochę liściastej gałęzi, która da jej osłonę przed uważnymi oczami Imperialistów, którzy już mogli kierować się w tę stronę.Dolna połowa, najeżona patykowatymi gałązkami, które desperacko nie pozwalały jej przejść, dopóki ich nie złamała, nie napawała wielkim optymizmem, a już na pewno nie można było polegać na kruchych jak lód wadliwych wypustkach, które odrywały się bez żadnego oporu przy małym nakładzie siły. Jedyna nadzieja w podłużnych zagłębieniach, które zdawały się tworzyć mały naturalny labirynt. Były one na tyle głębokie, że bez problemu mogły znaleźć się w nich palce. Gorzej było z umiejscowieniem stóp, ale i niektóre wyrwy okazywały się być na tyle pojemne, że i dla nich znalazło się miejsce. Do wspinania się używała również pełnego zgrubień układu okrywającego, który z początku nie wyglądał na najtwardszy, ale dzielnie podtrzymywał jej ciężar.
Wspinała się w miarę szybko. W końcu to dla niej nie pierwszyzna, a im bliżej celu, tym łatwiej, gdyż zdeformowane sęki zaczęły się zamieniać w wytrzymalsze gałęzie. Gdy znalazła na tyle silną, która bezproblemowo utrzymałaby jej ciężar i na tyle mocno ulistowioną, by nikt tak łatwo jej nie zobaczył, znajdowała się jakieś dobre trzy metry nad poziomem morza. Gromada silnie zielonych liści skutecznie zasłaniała jej pole widzenia, ale ją również. Wedle starej zasady – im mniej widzisz ty, tym mniej widzą ciebie. Aczkolwiek obecność nierównomiernych rzędów krzaczorów na dole nie była już większym problemem dla jej oczu, które na chwilę obecną nie zauważyły nikogo, kto akurat w tym momencie buszowałby w bujnej roślinności.
Hans
Jeden z niespotykanie umundurowanych żołdaków usłyszał jego słowa i złowrogo łypnął na niego okiem, po czym wrócił do rozmowy ze swoimi.
- Ta, szturmowcy – zauważył Reinhardt. – Widocznie są tak samo skuteczni w szturmowaniu swoich okopów jak i wroga. Oni się nie cackają. Elita.
- Jak tyły się dowiedzą o bałaganie, jaki tutaj zaszedł, to ktoś chyba spadnie z rowerka – burknął Heinrich, sięgając po papierosa. – Dopóki nie zrotują nowych, to wszyscy jesteśmy uziemieni w tym okopie. Jak zwykle.
- Myślisz, że będą chcieli jeszcze zaatakować?
- Nie wiem – odparł. – Sporo ludzi tutaj wytracili, więc wątpię. To do nich niepodobne. Ale z doświadczenia pewnie będą chcieli uprzykrzyć nam życie w inny sposób.
- Coś się tutaj jeszcze działo? – zapytał Reinhardt.