Galera
-
- Dawać RPGrurę! - Wrzasnął Lodołamacz tak głośno, że pewnie całe miasto go usłyszało. Krzyk był tak donośny, że wszyscy na chwilę zamarli, dopiero po kilku sekundach ktoś się zerwał i poleciał na złamanie karku do wnętrza budynku.
-
Oby się kurde pospieszyli z tą rakietą… Jaka odległość dzieliła zmutowany kubełek smażonych skrzydełek od Galery?
-
Najwyżej dwieście metrów.
Skrzynię wniesiono szybciej, niż można było się spodziewać. Ktoś zaczął się szamotać z wiekiem, by po chwili je odrzucić i jęknąć.
- Nie ma…
- Jak to “nie ma”?! - Wrzasnął Lodołamacz i podszedł do skrzyni.
- Nie ma… Ktoś musiał ukraść granat…
- Właśnie nas zabiłeś, skurwysynu… - Powiedział doświadczony mężczyzna niemal płaczliwym głosem. Najwyraźniej całkowicie stracił inicjatywę. -
Inicjatywa, inicjatywa… Musi być coś, co można zrobić! Czekaj, sekunda… Czy Galera miała jakieś boczne wyjście? Czy mógł jakkolwiek dostać się w okolice okopu?
-
Było jedno po drugiej stronie i spora liczba dawnych wejść służbowych, w większości jednak zablokowana. Jednak drugie duże wejście było od strony Brandwicy, gdzie jeszcze się kotłowało.
-
-- Miotacz płomieni! – Krzyknął tylko i poleciał w dół drabinki. Plan był prosty. Wybiec nad przedpole, zabrać miotacz ognia od jednego z martwych i usmażyć kurczaka, nie ginąc po drodze.
-
Usłyszałeś za sobą tupot kilku stóp, najwyraźniej jeszcze kilka osób miało jakąkolwiek nadzieję na ocalenie, chociażby nikłą.
-
Udał się do jednego z bocznych wyjść, nie miał zamiaru pchać się przez kotłowisko od strony Brandwicy, choć zrobi to, jeżeli sytuacja będzie tego wymagać.
-
Boczne wyjścia prowadziły przez zaplecza dawnych lokali, obecnie zajmowanych przez najróżniejszych lokalsów.
-
Przeleciał huraganem przez nie, nie zwracając uwagi na wąty mieszkańców. Nie miał czasu na pytanie o pozwolenie.
-
Wyszedłeś praktycznie z drzwiami, których zamki były symboliczne. Zaraz za tobą trójka innych stalkerów. Znaleźliście się po przeciwnej stronie budynku względem parkingu.
-
-- Ja lecę po miotacz. – Wydyszał, biegnąc w kierunku parkingu. – Wy spróbujecie odwrócić uwagę kuraka od Galery, kapisz?!
-
Nie wydawali się zachwyceni, jednak zaczęli zbierać po okolicy śmieci, żeby mieć czym w niego rzucać.
Miotacz rzucił Ci się w oczy jakieś pięć metrów przed samym monstrum, pod zwłokami jednego ze stalkerów. -
-- Nosz szlag by Cię, Sanders…-- Warknął cicho. – Bądź tak łaskaw i się przesuń choć trochę, co?
W głowie opracował dystans dzielący go od miotacza. Będzie musiał sprintem przebiec tam, odwalić zwłoki i wyrwać spod nich miotacz, wszystko w ciągu co najwyżej kilku sekund. Niełatwa sztuka, dlatego liczył, że reszta choć na krótką chwilę zajmie uwagę nieopierzonego pierzastego. -
I jak na rozkaz, zaczęli obrzucać je wszystkim, co tylko wpadło im w ręce. Czysta furia mutanta, wciąż niepoznana, napędzana corocznym gonem, skierowała go w stronę mężczyzn.
-
W tej samej sekundzie rzucił się sprintem ku miotaczowi i gdy tylko do niego dobiegł, odrzucił ciało i wyrwał spod niego broń. Od razu ruszył do dalszego biegu, zakładając w tym samym czasie szelki miotacza. Szybciej!
-
Chociaż powoli, to kurczak zaczął się rozpędzać, i jeśliby teraz wpadł w ścianę, to mógłby zawalić całą Galerę.
-
Na to Mar nie zamierzał pozwolić. Chwycił dyszę miotacza ciasno w swoje dłonie i wycelował ją wprost na mutanta.
-- Kura na gorącoooooo! – Wrzasnął, w tej samej chwili uwalniając potworny strumień ognia. -
Strumień faktycznie się pokazał, jednak raptem po dwóch sekundach zniknął. Skończyło się paliwo. A poparzony kurczak zaskrzeczał żałośnie i obrócił się do ciebie.
-
Marley miał dzisiaj pecha, ewidentnego pecha. To już nie był wiatr w oczy, a cały huragan.
Zrzucił z siebie miotacz i biegiem zaczął uciekać w kierunku przeciwnym do Galery, równocześnie dobywając obrzyna.