Galera
-
Wyszedłeś praktycznie z drzwiami, których zamki były symboliczne. Zaraz za tobą trójka innych stalkerów. Znaleźliście się po przeciwnej stronie budynku względem parkingu.
-
-- Ja lecę po miotacz. – Wydyszał, biegnąc w kierunku parkingu. – Wy spróbujecie odwrócić uwagę kuraka od Galery, kapisz?!
-
Nie wydawali się zachwyceni, jednak zaczęli zbierać po okolicy śmieci, żeby mieć czym w niego rzucać.
Miotacz rzucił Ci się w oczy jakieś pięć metrów przed samym monstrum, pod zwłokami jednego ze stalkerów. -
-- Nosz szlag by Cię, Sanders…-- Warknął cicho. – Bądź tak łaskaw i się przesuń choć trochę, co?
W głowie opracował dystans dzielący go od miotacza. Będzie musiał sprintem przebiec tam, odwalić zwłoki i wyrwać spod nich miotacz, wszystko w ciągu co najwyżej kilku sekund. Niełatwa sztuka, dlatego liczył, że reszta choć na krótką chwilę zajmie uwagę nieopierzonego pierzastego. -
I jak na rozkaz, zaczęli obrzucać je wszystkim, co tylko wpadło im w ręce. Czysta furia mutanta, wciąż niepoznana, napędzana corocznym gonem, skierowała go w stronę mężczyzn.
-
W tej samej sekundzie rzucił się sprintem ku miotaczowi i gdy tylko do niego dobiegł, odrzucił ciało i wyrwał spod niego broń. Od razu ruszył do dalszego biegu, zakładając w tym samym czasie szelki miotacza. Szybciej!
-
Chociaż powoli, to kurczak zaczął się rozpędzać, i jeśliby teraz wpadł w ścianę, to mógłby zawalić całą Galerę.
-
Na to Mar nie zamierzał pozwolić. Chwycił dyszę miotacza ciasno w swoje dłonie i wycelował ją wprost na mutanta.
-- Kura na gorącoooooo! – Wrzasnął, w tej samej chwili uwalniając potworny strumień ognia. -
Strumień faktycznie się pokazał, jednak raptem po dwóch sekundach zniknął. Skończyło się paliwo. A poparzony kurczak zaskrzeczał żałośnie i obrócił się do ciebie.
-
Marley miał dzisiaj pecha, ewidentnego pecha. To już nie był wiatr w oczy, a cały huragan.
Zrzucił z siebie miotacz i biegiem zaczął uciekać w kierunku przeciwnym do Galery, równocześnie dobywając obrzyna.
-
Spodziewany tupot pościgu nie nastąpił, za to doszły cię głośne krzyki i paskudne przekleństwa od strony budynku.
-
Zatrzymał się jak wryty i obrócił. Kurczak nie ruszył za nim?!
-
Nie miał czasu. Praktycznie wszyscy zbiegli z dachy i teraz z bronią białą rzucili się na mutanta, starając się jakoś go ruszyć, chociaż i tak większość ostrzy ślizgała się po jego skórze.
-
Wszyscy na niego polecieli, a on uciekał?!
“-- Do cholery! --” Zaklnął w myślach i tak szybko jak przed chwilą uciekał przed kurczakiem, z takim pędem wracał do niego. Chwycił załadowanego obrzyna i spróbował dotrzeć do podgardla mutanta. -
Było zbyt nalane, by odróżnić je od tułowia. Jednak nie przeszkadzało to pozostałym, by go okładać czym popadnie i gdzie popadnie, ryzykując co chwilę uderzenie wielką nogą stwora, co zapewne by się zakończyło zgonem na miejscu.
-
Sam mimo wszystkiego zaryzykował i podbiegł do kuraka do frontu i wycelował w górę, praktycznie wbijając obrzyna w mięso mutanta pod jego dziobem. Gdy tylko nadarzyła się okazja, nacisnął spust.
-
Dziób był zbyt wysoko, jednak strzał z bliska mocno zachwiał mutantem. Zrobił dwa potężne kroki w tył, rzucając głową i głośno skrzecząc. Korzystając z okazji, Owca w pełnym biegu wybiła z czyichś pleców, posyłając biedaka twarzą w beton, i wbiła potworowi włócznię pod skrzydło. Mocno się na niej uwiesiła, gdy mutant zaczął się rzucać za wszystkie strony.
-
Zginie, jeżeli mutant ją przykryje! Oszalała?! Marley obrócił w dłoni bagnet i w dwóch, krótkich susach doskoczył do drugiego skrzydła. Wybił się i zatopił ostrze w potworze, wieszając się na nim.
-
W chwili obecnej kurczak miał już dwóch pasażerów na gapę i najwyraźniej nie był z tego zadowolony, rzucając się jak wściekły koń. Utrzymanie się było nielada wysiłkiem.
-
Mar nie zamierzał puścić. Jako drugą kotwiczkę wbił w potwora ćwiekowany uchwyt obrzyna. Zaparł się, napiął mięśnie i opierając stopy na skrzydle, spróbował wzbić się wyżej, na grzbiet mutanta.