Galera
-
Barman usłużnie doniósł jeszcze jeden talerz i szklankę. Także bez słowa. Jak i również bez słowa się działo jeszcze z trzech innych stalkerów w małym lokalu.
-
Milczenie odpowiadało sytuacji. Nie widział, dlaczego niektórzy uznawali ciszę za coś złego, choć sam często chciał z nią walczyć, w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy.
Zasiadając przy stole, lekko skinął głową pozostałym. Zabrał się za jedzenie mutanciny.
-
- Pierdolona stypa… - Owca wypiła wszystko ze swojej szklanki na raz i uderzyła denkiem o stół - Jebać to wszystko, z wami, staruchami, zawsze to samo. Zamiast iść do przodu, to będziecie rozpamiętywać!
Wstała od stołu i zaczęła się kręcić pod pomieszczeniu, zbierając wszystkie swoje rzeczy, które zdążyła rozrzucić.
- Walić was wszystkich. Idę coś zaruchać - I wspomagając się stołami, krzesłami, ścianami, a na koniec framugą, wytyczyła się na korytarz i poszła wgłąb budynku. -
Ludzie gatunku Shoah.
Ledwo zauważalnie pokręcił głową, ale kim on był, by ją zatrzymywać? Nikim.
Dokończył posiłek.
-
- Oberwało ci się od tych skurwysynów? - Zapytał Mały. Zapewne wybuch Owcy przerwał posępne milczenie, które owładnęło zgromadzeniem. W okolicznych boksach także zaczęło się słyszeć pojedyncze toasty, wznoszone za pamięć poległych towarzyszy.
-
-- Nie… – Odpowiedział, przeżuwszy kawałek. Nie był z początku pewien czy chodzi o mutanty czy o uczestników bójki z Owcą. – Jakoś nie miałem ochoty na pakowanie się do tej zabawy, wystarczyło mi wrażeń z samego Gonu.
-
- Nie o tym mówię - Machnął ręką - Dali sobie po pyskach i tyle. A gon zabijał.
-
— To gdzie… — Podrapał się po szczecinie. — Wyszedłem bez większego szwanku. Ale było blisko, bardziej niż bym chciał. Biedak z miotaczem płomieni koło mnie nie miał tyle szczęścia.
-
- W ogóle coś jest nie tak. Jakaś parszywa partia, ludzie płonęli jak zapałki. Albo Związek zaczął robić nas w chuja.
-
— Czekaj, o co Ci chodzi? — Zdziwił się.
-
- Paliwo do miotaczy kupujemy od nich. A im zawsze się nie podobało, że mamy najlepszych stalkerów w mieście. Sami chcą rozwinąć się w tej branży. Chociaż głównie skupiając się na podłych najemnikach - Splunął pod stół.
-
— Kurna… — Odchylił się na krześle, kołysząc się kilkakrotnie. — Myślisz, że podsunęli nam lewy produkt?
-
- Czemu by nie? Chociaż z drugiej strony… - Potarł kark - Nie mogli wiedzieć, że gon w tym roku będzie wcześniej o jakieś dwa miesiące… I to w dodatku tak duży. A wiesz, co jest najdziwniejsze? Te kurwy “umrzesz w moro, góra dres” nie wyciągnęły swoich zabawek! Przecież musiało tak w nich przyjebać, że nie został kamień na kamieniu! Ostrzał z tych potworów niesie się po całe okolicy, musieli walić o wiele gęściej, niż podczas wojny domowej, żeby przeżyć. Ale była cisza. Wiadomości też nie puścili w obieg.
-
— Cholera… Ty możesz mieć rację, Mały. — Odetchnął. — Ale dopóki nikt tego nie potwierdzi, to nie ma o czym gadać… Chyba, że sami se to potwierdzimy. — Spojrzał na niego.
-
- Nie, Mar - Westchnął z bólem i pokręcił głową - Za stary już na to jestem… Do tego Śledź oberwał. Uznaliśmy, że zawieszamy na razie rajdy. Jutro rano idziemy do Kolejarzy, pewnie mają tam niewesoło. Spróbujemy jakoś pomóc. Zapytaj Owcę, ona jest na tyle narwana, że pewnie pójdzie bez zastanowienia.
-
— To jest pomysł, choć nie wiem, powiem Ci. Po tym co dzisiaj widziałem… Ona najchętniej rozwaliłaby cały oddział wojskowych sama, gołymi rękami. Poza tym Lodołamacz nie dałby mi żyć, gdyby coś jej się stało. Może po prostu pójdę sam.
-
- On to akurat byłby najszczęśliwszy z tego powodu. Już nie wyrabia nerwowo, jak musi co chwilę wyciągać ją za uszy z bagna. Ale jak chcesz… - Wzruszył ramionami - Zawsze możesz też iść z nami, na pewno się przydasz. Wreszcie będzie można zrobić coś dobrego, zamiast tylko zapychać sobie kieszenie.
-
Zastanowił się na moment, stukając palcami w blat. W końcu uniósł dłoń i lekko podrapał lewe ramię.
— Ta… To chyba też się zabiorę z wami. Pewnie masz rację. Tylko nie zapomnijcie o mnie rano. -
- Jasne. Poczekamy tutaj, w razie czego - Dopił resztę ze szklanki i wziął pod ramię wciąż milczącego Śledzia - Chodź, dzieciaku. Położymy cię spać.
-
— Do jutra. — Mar skinął im obu.
Po ich wyjściu dokończył resztki posiłku i odstawił talerz.
“— Trzeba będzie się zaopatrzyć…—” Westchnął, wiedząc, że zostały mu tylko dwa naboje do obrzyna. Wypadałoby uzupełnić także oszczepy.
Zagłębił się w Galerę, mając nadzieję, że jakiś nadgorliwy handlarz wciąż będzie sprzedawał.