Galera
-
- Nie o tym mówię - Machnął ręką - Dali sobie po pyskach i tyle. A gon zabijał.
-
— To gdzie… — Podrapał się po szczecinie. — Wyszedłem bez większego szwanku. Ale było blisko, bardziej niż bym chciał. Biedak z miotaczem płomieni koło mnie nie miał tyle szczęścia.
-
- W ogóle coś jest nie tak. Jakaś parszywa partia, ludzie płonęli jak zapałki. Albo Związek zaczął robić nas w chuja.
-
— Czekaj, o co Ci chodzi? — Zdziwił się.
-
- Paliwo do miotaczy kupujemy od nich. A im zawsze się nie podobało, że mamy najlepszych stalkerów w mieście. Sami chcą rozwinąć się w tej branży. Chociaż głównie skupiając się na podłych najemnikach - Splunął pod stół.
-
— Kurna… — Odchylił się na krześle, kołysząc się kilkakrotnie. — Myślisz, że podsunęli nam lewy produkt?
-
- Czemu by nie? Chociaż z drugiej strony… - Potarł kark - Nie mogli wiedzieć, że gon w tym roku będzie wcześniej o jakieś dwa miesiące… I to w dodatku tak duży. A wiesz, co jest najdziwniejsze? Te kurwy “umrzesz w moro, góra dres” nie wyciągnęły swoich zabawek! Przecież musiało tak w nich przyjebać, że nie został kamień na kamieniu! Ostrzał z tych potworów niesie się po całe okolicy, musieli walić o wiele gęściej, niż podczas wojny domowej, żeby przeżyć. Ale była cisza. Wiadomości też nie puścili w obieg.
-
— Cholera… Ty możesz mieć rację, Mały. — Odetchnął. — Ale dopóki nikt tego nie potwierdzi, to nie ma o czym gadać… Chyba, że sami se to potwierdzimy. — Spojrzał na niego.
-
- Nie, Mar - Westchnął z bólem i pokręcił głową - Za stary już na to jestem… Do tego Śledź oberwał. Uznaliśmy, że zawieszamy na razie rajdy. Jutro rano idziemy do Kolejarzy, pewnie mają tam niewesoło. Spróbujemy jakoś pomóc. Zapytaj Owcę, ona jest na tyle narwana, że pewnie pójdzie bez zastanowienia.
-
— To jest pomysł, choć nie wiem, powiem Ci. Po tym co dzisiaj widziałem… Ona najchętniej rozwaliłaby cały oddział wojskowych sama, gołymi rękami. Poza tym Lodołamacz nie dałby mi żyć, gdyby coś jej się stało. Może po prostu pójdę sam.
-
- On to akurat byłby najszczęśliwszy z tego powodu. Już nie wyrabia nerwowo, jak musi co chwilę wyciągać ją za uszy z bagna. Ale jak chcesz… - Wzruszył ramionami - Zawsze możesz też iść z nami, na pewno się przydasz. Wreszcie będzie można zrobić coś dobrego, zamiast tylko zapychać sobie kieszenie.
-
Zastanowił się na moment, stukając palcami w blat. W końcu uniósł dłoń i lekko podrapał lewe ramię.
— Ta… To chyba też się zabiorę z wami. Pewnie masz rację. Tylko nie zapomnijcie o mnie rano. -
- Jasne. Poczekamy tutaj, w razie czego - Dopił resztę ze szklanki i wziął pod ramię wciąż milczącego Śledzia - Chodź, dzieciaku. Położymy cię spać.
-
— Do jutra. — Mar skinął im obu.
Po ich wyjściu dokończył resztki posiłku i odstawił talerz.
“— Trzeba będzie się zaopatrzyć…—” Westchnął, wiedząc, że zostały mu tylko dwa naboje do obrzyna. Wypadałoby uzupełnić także oszczepy.
Zagłębił się w Galerę, mając nadzieję, że jakiś nadgorliwy handlarz wciąż będzie sprzedawał. -
W dzisiejszym dniu o tej godzinie to było już niemożliwe. Wszyscy za bardzo się cieszyli, że żyją. Stalkerzy już na tyle podpili, że przestali się opędzać i wznoszą kolejki wraz z “pospulstwem”.
-
W takim razie będzie musiał pohandlować już u Kolejarzy, o ile będzie z kim handlować. Myślał jeszcze o tym, czy nie warto byłoby ściągnąć Owcy do pomocy, ale wolał teraz nie przeszkadzać dziewczynie. Po prostu udał się wynajętej kwatery.
-
W sekcji mieszkalnej, o dziwo, było całkiem cicho. Główna pijatyka toczyła się po barach i sklepach, zamienionych w jednodniowe meliny.
-
Jakby miało mu to przeszkodzić. Zaszył się w swoim boksie, zabezpieczył ekwipunek przed kradzieżą i naciągnął na siebie koc. Oby sen przyszedł szybko.
-
Naszedł, chociaż nie był spokojny. Widziałeś walkę z gonem jak zapętlony film, jednak za każdym razem jakiś mutant zdołał cię dopaść i zabić w wymyślny sposób. Obudziłeś się bladym świtem, wśród jęków, wzdychań i obietnic rzucenia alkoholu z większością okolicznych boksów.
-
— Eh… Dzień dobry, że ja pierdolę. —Przetarł dłonią twarz, ziewając. Przeciągnął się kilkakrotnie i dopiero wtedy wstał. Pozbierał swój sprzęt, upewniając się że wszystko jest na miejscu. Kij, szmaty, żywność, narzędzia i ekwipunek… Gitara gra. Cichaczem opuścił boks i udał się do kantyny.