Galera
-
Ten post został usunięty!
-
Popatrzyła na ciebie ze złością, sięgnęła do obszernej kieszeni i rzuciła Ci przed twarz jakiś kawałek materiału.
-
Mar spojrzał to na nią, to na Śledzia i Małego. Chwycił materiał i przyjrzał się mu.
-
Był to biały kiedyś, teraz raczej szary, kawałek materiału z logiem NASA. Jednak nie była to jakaś część swego czasu modnych ubrań. Naszywka była porządna, nawet teraz zachowała się doskonale.
-
Wyglądało wiarygodnie, nawet bardzo. Marley obejrzał materiał z każdej strony, potem spojrzał na Owcę.
— Śledź, weź to zobacz. — Podał logo koledze, po czym zwrócił się do dziewczyny. — A gdzie zostawiłaś resztę szczęściarza, do którego to należało? -
- Gdzieś obok Kolejarzy, niewiele więcej zdołałam zabrać. Te pierdolone mutanty robią się coraz bardziej bezczelne.
Dziewczyna była wyraźnie niezadowolona, że tylko tyle rozszabrowała.
Mały oglądał wszystko dookoła, długo i dokładnie. Co raz coś mruknął i pokręcił głową. -
— No nie wiem… — Mężczyzna pociągnął łyk. — Jakieś naciągane mi się to wydaje. Nie, nie, w to że go kropnęłaś wierzę, ale nie w to, żeby był to astronauta z prawdziwego zdarzenia. Czego niby taki Neil Armstrong na spółę Jurijem Gagarinem mieliby szukać w naszym urokliwym mieście? — Przedostatnie zdanie wypowiedział z słyszalnym przekąsem.
-
Chwilę milczała, jej młodziutki wiek nie pozwolił jej poznać tych zacnych nazwisk, jednak zdawała sobie sprawę, że ją nabierasz.
- Nigdy nie kłamię w takich sprawach - Wycedziła przez zęby, i nachyliła się przez stolik tak, że światło padło na jej bliznę, która teraz wyglądała przerażająco. -
// Co to za blizna tak właściwie? W sensie, jak wygląda i gdzie przebiega? //
— Dobra, no przecież powiedziałem… — Odchylił się na taborecie, wyciągając przed siebie dłonie. — Tylko wydaje mi się dziwne, żeby jakiś facet latał po okolicy w takim wdzianku. Bo po co?
-
Zacisnęła pięścią, twarz nabiegła jej krwią, jedynie szrama pozostała blada. Biegła od lewego kącika ust, przez policzek, załamywała się na czole, by przejść przez linię włosów zostawiając łysy ślad i kończyła się za prawym uchem. Już miała się odezwać, gdy Mały rzucił jej materiał do dłoni i samemu wbił wzrok w wejście do baru.
-
Marley zamilkł, nie chcąc pogarszać swojej sytuacji. Palnął żeś, Mar, palnął.
-
Usłyszałeś za sobą tupot ciężkich buciorów. Kilku lokalnych stalkerów, w pełnym rynsztunku wypadowym, nieskładnie biegło korytarzem.
-
— A oni co? — Odwrócił głowę w kierunku wyjścia z lokalu.
-
- To już pięciu. Nie podoba mi się to… - Mały machinalnie poklepał się po wszystkich kieszeniach, odruchowo sprawdzając własny sprzęt. Jednak zanim zdążył coś jeszcze powiedzieć, przed drzwiami przebiegło siedem osób. Lodołamacz prowadził swoich ludzi, najlepszych stalkerów w mieście. A za swoje usługi brał krocie.
-
— Szykuje się jakaś gruba akcja, nie poskąpili w sile, szewcy… — Mruknął, zaciągając lewy rękaw swetra.
-
Zaraz za nimi biegł Powała na czele swoich dwudziestu ludzi, w pełnym rynsztunku bojowym najwyższej klasy, zapewne zrabowanym wojskowym podczas Wielkiej Wojny. Jako że Galera nie posiada formalnego zarządu, toteż brak tu sił porządkowych. Jednak w sytuacjach kryzysowych to właśnie Powała stawał na czele milicji, by bronić dawnej galerii handlowej.
-
Marley aż zamrugał. Sięgnął po opierający się o stół hokej i prewencyjnie przyciągnął go do siebie. Spojrzał na towarzyszy.
— Atakują Galerę? -
- Raczej nikt by się nie ośmielił… - Mały potarł kark - Ale Powała rusza dupę tylko w dwóch wypadkach. Albo coś zagraża galerii, albo zwietrzył niesamowicie dochodowy interes. Śledź, weź nasze graty. Nigdy nic nie wiadomo.
-
-- W takim razie co? Mutanty? – Marley podniósł się z taboretu i sięgnął po plecaki. – I tyle ludzi do nich? To nie Gon.
-
Jakby na potwierdzenie tych słów, do lokalu wpadł jakiś stalker, złapał się framugi i złapał oddech.
- Gon! - Rzucił tylko i pobiegł dalej. Wszystkich zmroziło na moment, pierwsza zareagowała Owca. W ułamku sekundy stanęła na krześle, na którym dopiero co siedziała, weszła na stół, z niego przesadziła sus na Twój, skoczyła ponad tobą i pobiegła do wyjścia. Chwilę po nią pobiegli twoi dwaj rozmówcy.