Galera
-
Marleyowi momentalnie żal zrobiło się dziewczyny. Sam nie wiedział czemu. Przecież to nie on spuścił bomby, ani nie toczył wojen. Nie on odpowiadał za to, jak dzisiaj wyglądał świat. Ale czy na pewno? Widząc obrazy ludzi, poprzedzierane i splamione, czuł się na równi z człowiekiem, który wydawał niewinnych na kaźń. Nie walczył w tej wojnie, ale co zrobił by do niej nie dopuścić? Nic.
-- …Czekam na zewnątrz. – Odpowiedział niemrawo i wyszedł z boksu. -
Chwilę zajęło, zanim twoja towarzyszka wyszła. Narobiła przy tym trochę hałasu, kilka razy chyba lądując na czworakach i tylko coś mrucząc pod nosem, pewnie serie przekleństw. Wreszcie stanęła obok ciebie. Z podziwem można było zauważyć, że miała wszystko skompletowanego, biorąc pod uwagę fakt, ile musiała wczoraj wypić.
- O-Owca…? - Za plecami usłyszałeś cichy głosik - A… A gdzie… Ty gdzieś idziesz? -
Spojrzał na stojącą obok niego Owcę i wzruszył ramionami. Niech pożegna się z koleżanką, chwila jest warta mniej niż złamane serce.
-
- Tak, muszę skoczy dać w zęby kilku kibolom - Westchnęła, przewracając oczami.
- Ale… Co? Jak to? - W głosie dziewczyn dało się usłyszeć strach.
- No te złamasy ze stadionu poprztykały się z Federacją. Chwila, moment, kilka awantur i zaraz wrócę.
- Owca… - Tym razem prostytutka była wyraźnie przerażona, w jej oczach zobaczyłeś błysk. Jakże charakterystyczny. Nie dało się go pomylić z żadnym innym. W ciągu całego życia tylko jedna kobieta cię takim obdarowała.
- Uratuję świat i od razu wrócę - Stalkerka dała jej klapsa - No, spadaj się ubrać.
Dziewczyna zrobiła ogromne oczy, chciała coś jeszcze powiedzieć, ale wreszcie zamknęła usta, zwiesiła głowę i wróciła pozwolił do boksu. -
Codziennie coś nowego, codziennie coś starego…
-- Wszystko? Idziemy? – Zapytał, gdy dziewczyna powróciła do boksu. -
- A co, mamy tu sterczeć jak Śmierdziele na winklu? - Splunęła gęstą śliną - To gdzie ten twój mistrz?
-
-- W barze, pewnie jeszcze opędzlowuje twoje śniadanie. Chodź. – Kiwnął głową i pierwszy ruszył żwawym krokiem do baru, choć zerkając czy Owca nadążą za nim kroku.
-
Udawało jej się to bez problemu. A w samym barze zrobiło się trochę tłoczno, każdy miał ze sobą ekwipunek wypadowy.
-
Czyżby kolega goniec odnosił sukcesy? Rozejrzał się za nim, zaczynając od miejsca, w którym zostawił go wraz z swoim śniadaniem.
-
Wciąż tam siedział, tłumacząc coś kilku ludziom, którzy zebrali się kołem wokół stolika.
- On przyniósł te rewelacje? I to dlatego biegniesz z jęzorem na wierzchu? Wygląda jak zwykły żul. -
-- Wszyscy wyglądamy jak żule, Owca. – Odmruknął. – Właściwie to czego chcesz się od niego dowiedzieć?
-
- Póki co, to tylko posłuchać, co tam pierdoli. Ale jak nawet Powała oddelegował swoich ludzi, to chyba nie ma siły, trzeba iść do tych tunelowców.
-
-- Już? – Zmarszczył brwi. – Czekaj, kiedy ich oddelegował?
-
- No tam są - Wskazała palcem na mężczyzn w poważnym rynsztunku bojowym - Tylko jego ludzie mogą sobie pozwolić na takie cacka.
-
-- A, dobra. – Przejechał dłonią po twarzy. – Źle pokojarzyłem.
Odwrócił się od Owcy i skupił na tym, co opowiadał goniec. -
Głównie powtarzał to samo, co z samego rana. Ale im późniejsza była godzina, tym bardziej zdawał się być zdesperowany.
- Musimy już iść, nie ma czasu do stracenia. Za chwilę kupcy zablokują nam tranzyt. -
-- Ta, i tak już usłyszałem więcej niż potrzebuję. – Mruknął i odwrócił się na pięcie. Miał mieszane myśli co do tego wszystkiego, szczególnie po uwagach Owcy. – Stadionowa rozróba już na nas czeka.
I wymaszerował w stronę wyjścia.
-
Za tobą poszła zbieranina kolejnych dwudziestu osób, rozmawiając półgłosem i wprowadzając specyficzny nastrój do tego już i tak posępnego miejsca.
-
-- Dużo nas się zrobiło. – Odezwał się półgłosem do Owcy, a w jego tonie dźwięczał pewien przekąs, wręcz niesmak. Jednak bardziej niż z dużą liczbą maszerujących był on związany z powagą sytuacji. Wojna nigdy nie zdarzała się w dobry czas.
-
- To chyba dobrze, więcej mięsa armatniego do ochrony mej czcigodnej osoby przed bandą napalonych dresiarzy - Wzruszyła ramionami.