Galera
-
Chwilę zajęło, zanim twoja towarzyszka wyszła. Narobiła przy tym trochę hałasu, kilka razy chyba lądując na czworakach i tylko coś mrucząc pod nosem, pewnie serie przekleństw. Wreszcie stanęła obok ciebie. Z podziwem można było zauważyć, że miała wszystko skompletowanego, biorąc pod uwagę fakt, ile musiała wczoraj wypić.
- O-Owca…? - Za plecami usłyszałeś cichy głosik - A… A gdzie… Ty gdzieś idziesz? -
Spojrzał na stojącą obok niego Owcę i wzruszył ramionami. Niech pożegna się z koleżanką, chwila jest warta mniej niż złamane serce.
-
- Tak, muszę skoczy dać w zęby kilku kibolom - Westchnęła, przewracając oczami.
- Ale… Co? Jak to? - W głosie dziewczyn dało się usłyszeć strach.
- No te złamasy ze stadionu poprztykały się z Federacją. Chwila, moment, kilka awantur i zaraz wrócę.
- Owca… - Tym razem prostytutka była wyraźnie przerażona, w jej oczach zobaczyłeś błysk. Jakże charakterystyczny. Nie dało się go pomylić z żadnym innym. W ciągu całego życia tylko jedna kobieta cię takim obdarowała.
- Uratuję świat i od razu wrócę - Stalkerka dała jej klapsa - No, spadaj się ubrać.
Dziewczyna zrobiła ogromne oczy, chciała coś jeszcze powiedzieć, ale wreszcie zamknęła usta, zwiesiła głowę i wróciła pozwolił do boksu. -
Codziennie coś nowego, codziennie coś starego…
-- Wszystko? Idziemy? – Zapytał, gdy dziewczyna powróciła do boksu. -
- A co, mamy tu sterczeć jak Śmierdziele na winklu? - Splunęła gęstą śliną - To gdzie ten twój mistrz?
-
-- W barze, pewnie jeszcze opędzlowuje twoje śniadanie. Chodź. – Kiwnął głową i pierwszy ruszył żwawym krokiem do baru, choć zerkając czy Owca nadążą za nim kroku.
-
Udawało jej się to bez problemu. A w samym barze zrobiło się trochę tłoczno, każdy miał ze sobą ekwipunek wypadowy.
-
Czyżby kolega goniec odnosił sukcesy? Rozejrzał się za nim, zaczynając od miejsca, w którym zostawił go wraz z swoim śniadaniem.
-
Wciąż tam siedział, tłumacząc coś kilku ludziom, którzy zebrali się kołem wokół stolika.
- On przyniósł te rewelacje? I to dlatego biegniesz z jęzorem na wierzchu? Wygląda jak zwykły żul. -
-- Wszyscy wyglądamy jak żule, Owca. – Odmruknął. – Właściwie to czego chcesz się od niego dowiedzieć?
-
- Póki co, to tylko posłuchać, co tam pierdoli. Ale jak nawet Powała oddelegował swoich ludzi, to chyba nie ma siły, trzeba iść do tych tunelowców.
-
-- Już? – Zmarszczył brwi. – Czekaj, kiedy ich oddelegował?
-
- No tam są - Wskazała palcem na mężczyzn w poważnym rynsztunku bojowym - Tylko jego ludzie mogą sobie pozwolić na takie cacka.
-
-- A, dobra. – Przejechał dłonią po twarzy. – Źle pokojarzyłem.
Odwrócił się od Owcy i skupił na tym, co opowiadał goniec. -
Głównie powtarzał to samo, co z samego rana. Ale im późniejsza była godzina, tym bardziej zdawał się być zdesperowany.
- Musimy już iść, nie ma czasu do stracenia. Za chwilę kupcy zablokują nam tranzyt. -
-- Ta, i tak już usłyszałem więcej niż potrzebuję. – Mruknął i odwrócił się na pięcie. Miał mieszane myśli co do tego wszystkiego, szczególnie po uwagach Owcy. – Stadionowa rozróba już na nas czeka.
I wymaszerował w stronę wyjścia.
-
Za tobą poszła zbieranina kolejnych dwudziestu osób, rozmawiając półgłosem i wprowadzając specyficzny nastrój do tego już i tak posępnego miejsca.
-
-- Dużo nas się zrobiło. – Odezwał się półgłosem do Owcy, a w jego tonie dźwięczał pewien przekąs, wręcz niesmak. Jednak bardziej niż z dużą liczbą maszerujących był on związany z powagą sytuacji. Wojna nigdy nie zdarzała się w dobry czas.
-
- To chyba dobrze, więcej mięsa armatniego do ochrony mej czcigodnej osoby przed bandą napalonych dresiarzy - Wzruszyła ramionami.
-
— Masz na myśli taką ochronę jak wczoraj na parkingu? — Zaśmiał się.