Galera
-
I faktycznie stwórz rzucił się ogromnym skokiem prosto na ciebie, warcząc jak zwykły dachowiec, któremu się nie podoba szczepienie. Cios w głowę jedynie zmienił tor jego lotu, i zamiast złapać łapami cię na głowę, uwiesił Ci się na lewym ramieniu.
-
Warknął i wypuścił kij, wyciągając zza pazuchy nóż, który zatopił prosto w karku kociaka.
-
Sflaczał ci na ręce, jednak szczęki pozostały mocno zaciśnięte. A gdy się tak z nim szarpałeś, to kolejny kot skoczył na ciebie.
Niebo zrobiło się ciemne, a ciebie doszedł swąd palonych włosów. -
-- Pchlarz! – Zaklnął i przeniósł ostrze noża na niego, wbijając je prosto w kocie podgardle.
-
Chociaż ostrze weszło w cel, to samą masą dwóch cielsk i ostatnimi drgawkami szarpał pazurami tylnych łap twoje nogi, przez co upadłeś na plecy. Akurat na chwilę przed tym, jak nad tobą przeleciał jakiś wyliniały pies.
-
-- O, dzięki Klakier. – Mruknął, łapiąc oddech. Od razu podniósł się i zrywając mutanta-kota z siebie, rzucił nim w psa i korzystając z zdobytej chwili, postarał się dosięgnąć hokej.
-
Kij wpadł Ci w ręce, jednak ścierwo było na tyle zaskakująco ciężkie, że ledwo wyszło poza okop. W tym momencie Tyka wreszcie otworzył ogień, i bez ceregieli, polewał przedpole gęstym ogniem, stslkerzy przed nim ledwo nadążali głowy chować.
-
Marley wykorzystał tą chwilę na rozejrzenie się dookoła. Jak radziły sobie inne sektory? Co z jego towarzyszami z okopu?
-
Dwóch już zostało zmasakrowanych, reszta się kuliła, żeby nie oberwać od strzelca. W pozostałych okopach także poniesiono straty, część trupów już zostało wywleczonych przez mutanty. Paradoksalnie, najlepiej trzymało się wysunięte i otoczone rondo Wympieła oraz dach Lodołamacza, w ruch poszły miotacze ognia i nikt nie żałował mieszanki zapalającej.
-
Dwóch kolejnych… Spojrzał na martwych towarzyszy. Jego twarz nie zdradzała wielu emocji poza zachłyśnięciem walką, jednak oczy mówiły więcej. Wybaczcie, nieznani koledzy.
Przygotował się na nadejście kolejnej fali. Nie zamierzał podzielić ich losu. Jeszcze nie teraz.
-
Widać było, że mimo gęstego wału ołowiu, mutanty i tak się zbliżały. Powoli, z mozołem, jednak ścierwo kładło się coraz bliżej. Aż w pewnym momencie dudnienie ustało i przeraźliwy ryk przetoczył się po okolicy, wraz z biegnącymi monstrami.
Jednak jakby na to nie zważając, Powała wyszedł ze swoimi ludźmi i walcząc wręcz posuwał się centymetr za centymetrem do przodu. -
Szedł jak taran. Ale Mar odwrócił od niego wzrok, nie chcąc być zabitym przez własną nieuwagę. Otrzepał się z kurzu i stanął szerzej, poprawiając swoją pozycję. Zw chwilę przyjdą kolejne.
-
Nim kolejne mutanty zbliżyły się do twojej pozycji, to na dachu budynku doszło do kolejnej eksplozji, niewiele mniejszej. Jakby tego było mało, ładunki wybuchowe na rondzie także się odezwały potężnym odgłosem, aż ziemia zadrżała.
-
-- Skąd oni wytrzasnęli takie fajerwerki?! – Zapytał po części samego siebie, po części innych, zaraz po tym jak echo eksplozji minęło. Spojrzał na blok Lodołamacza.
-
Góra została pochłonięta przez ogień, ciemny dym zaczął otaczać okolicę nieprzebijalną kurtyną.
- Produkują z oleju po fabrykach - Odpowiedział ktoś obok ciebie, miały chyba coś jeszcze dodać, gdy od strony bloku pojawił się jakże charakterystyczny dźwięk. Ktoś strzelał ze stareńkiego automatu, i to gęsto, nie szczędząc drogocennej amunicji. -
-- Za to tego już na pewno nie wyprodukowali. – Dopowiedział, słysząc wystrzały.
-
- Wojskowi przyszli? - Po okolicy przebiegł głos, tak pełen nadziei, jak i strachu. Strzelano bez opamiętania, a odgłosy z dużą szybkością się zbliżały. Jednak Powała zdawał się nie zwracać na to uwagi, wciąż brał na siebie główne uderzenie gonu, próbując chyba ściągnąć na siebie uwagę potworów.
-
-- Coś mi tu nie gra tak, jak powinno…-- Wymruczał pod nosem. Dlaczego wojskowi mieliby zapuszczać się aż tak daleko? Na pewno nie po to, by po bratersku pomóc w walce z gonem.
-
Kolejna fala przerwała twoje przemyślenia, teraz zaczęły się zbliżać ptaki oraz wszelkie najgorsze bydło, od koni i krów kończąc na żubrach i bizonach zbiegłych z hodowli.
-
Teraz zacznie się jazda… Chwycił swojego obrzyna. Jedna, dobrze wymierzona kula powinna zabrać z sobą przynajmniej jedną łaciatą. Poczekał, aż zbliżą się na tyle, by miał czysty strzał i posłała ołów prosto między oczy pierwszego większego mutanta, jaki się zbliży.