-
- Muszę - Zadarła uroczy, kilka razy złamany, nosek - A ty co, święty niejebliwy? I tak się zaraz stąd zmywamy, nikt cię na pastwę chomików nie rzuci.
-
— No właśnie, my się zabieramy, ale ona zapamięta. Patrzysz na to z tej strony? — Zapukał kilkakrotnie palcem w blat.
-
Znowu przewróciła oczami. Mimo ogromnej różnicy standardów życia, to przedwojenna młodzież i ta dzisiejsza mimo wszystko niewiele się różniła.
- Zrzędzisz, dziadzia - Na raz upiła połowę zawartością szklanki. -
-- Zrzędzę, aha. – Odmruknął. – A mogę Ci zadać pytanie, Owca?
-
- Nie, nie mam drobnych na kawałek chleba, idź pod inną latarnię - Parsknęła śmiechem, mało nie wypuszczając szklanki z dłoni.
-
— Nie chce mi się, a poza tym ja na poważnie. — Strzelił knykciami. — Co w nas, dziadkach, starych, ludziach sprzed wojny jest najgorsze, co? Jakbyś miała wskazać taką jedną rzecz. — Spojrzał na nią, jego twarz nie wyrażała większych emocji.
-
- Wciąż patrzycie za siebie - Westchnęła i skrzyżowała ramiona, nigdy jej się nie podobały poważne rozmowy - Wasz świat był i zniknął, wszyscy mamy nowy. A wy dalej robicie wszystko po staremu. To nie działa. Frakcje, przesądy, zwyczaje… To było i się nie sprawdziło. Dzisiaj żyje się inaczej, i co? I gówno! Nie chcecie tego zaakceptować! Wygodniej sobie żyjecie we własnym świecie, kiedy to my, młodzi, musimy odpierdalać najgorszy syf, żebyście mogli wygodnie siedzieć na dupie, i narzekać na nas! I na to, że “kiedyś to było”!
Zaczęła się coraz bardziej nakręcać, zacisnęła pięści, aż pobielały, kolor na twarzy zmieniał się co chwilę z trupio bladego, po ciemną purpurę.
- Poświęcamy wiele. Często wszystko! A wy tylko urządzacie sobie kolejną wojnę domową! Raz już była! Mało wam?! Musicie wiecznie się napierdalać?! Nie możecie podzielić tych kilku cegieł między siebie i położyć lagę?! Wiecznie wam trzeba nawalać jeden do drugiego?! Nie patrząc na to, czy to strażnik, stalker czy…! - W jej oku pojawiła się łza, spłynęła po policzku wzdłuż blizny - Czy cywil…? -
Ten post został usunięty!
-
Marley wysłuchał jej do końca. Dopiero po ostatnim słowie odwrócił głowę. Wbił wzrok w ziemię. Z wszystkiego, co Owca powiedziała, najgorsze było to, że miała rację, a Mar, który przecież był z tych, którzy splamili swoje dłonie odpowiedzialnością za Shoah, musiał jej to przyznać. Trudno było jednak to zrobić bez porzucania swojego mantrowego “kiedyś to było”, tego samego, które dziewczyna wypomniała całemu pokoleniu. Za trudno, jak dla Marleya. Wspomnienia świata sprzed apokalipsy były zbyt cenna, by porzucić je na rzecz nowej, narodzonej z popiołów rzeczywistości.
— Masz rację. Za bardzo lubimy się zabijać, nawet w imię starych rzeczy. — Odpowiedział głuchym tonem, biorąc łyk wody. — Może faktycznie jesteście lepszymi ludźmi i postawicie świat na nogi, kiedy my, staruchy już wymrzemy. Fajnie by było. -
Siedziała z otwartymi ustami, mocno zaciskała dłonie na krawędzi blatu. Oddychała szybko, mocno. Mimo to nie powiedziałaś ani słowa. Musiała przyjąć do wiadomości twoją zgodę, jednak przez dłuższy czas musiała się uspokajać. W końcu wypiła resztę płynu jednym łykiem i mocno stuknęła szklanką o stół.
- Idziemy. Musimy ocalić Federację - Powiedziała to tonem nie znoszącym sprzeciwu, jakby była gotów zabić za najmniejszą skargę. Zostawiła na stole nabój pistoletowy i szybkim krokiem wyszła z boksu, a potem tylnym wyjściem z hali. -
Marley nie tyle poszedł, co pobiegł za nią, zostawiając na stole w połowie pełną szklankę wody. Coś uwierało go w lewej dłoni. Tym czymś było poczucie popełnienia sporego błędu.
-
Wyglądało na to, że ma ochotę kogoś poszatkować szczoteczką do zębów, aby tylko jakaś osoba jej się nawinęła.
Na całe szczęście trafiliście w porę, delegaci właśnie zbierali swoich ludzi, ostatnie skrzynie lądowały na wozach i lada moment zostanie wydany rozkaz wymarszu. -
-- Owca. – Marley dopadł do niej. Czuł się źle z tym, że w pewnym sensie sam ją tutaj zaciągnął. Na kolejną, bezsensowną wojnę. Może jeszcze jest szansa na przekonanie jej, by zawróciła. To była bitwa starych ludzi. Ona nie była tu potrzebna.
-
- Nie pierdol, tylko bierz się do roboty! - Wrzasnęła, dość histerycznie. Jednak zanim zdążyłeś zareagować, padł rozkaz i wszyscy powoli ruszyli przed siebie, samemu ciągnąć zapakowane wozy. Wściekłość dziewczyny była tak wielka, że sama złapała dyszel i dała radę pociągnąć przyczepę.
-
Spojrzał na to z boku. Dłonią roztarł szczękę.
“— I co żeś najlepszego narobił, chłopie? —” Westchnął bezgłośnie. “— Teraz już trzeba.”
Roztarł dłonie i strzelił kostkami szyi. Sam wziął jeden z wozów i pociągnął go, a jeżeli takiego nie było, to wzrokiem wyszukał osoby, która miałaby z tym ewidentne problemy. -
Stanąłeś w parze z Wikingiem, któremu najwyraźniej na złość też najlepiej pomagała ciężka praca. Ale gdy już mieliście z ogromnym trudem dociągnąć wozy do skrzyżowania z Popiełuszki, to wasz przewodnik was zatrzymał.
- Bierz tę swoją pannę i idziemy. Musimy się rozejrzeć na granicy. -
— Tajest, panie generale. — Zasalutował, siląc się na humor, po czym odszedł w kierunku Owcy,
— Słyszałaś przewodnika? Podobno mamy zrobić sobie spacerek po okolicy. -
Skinęła tylko głową, nie mając siły zaczerpnąć tchu. Jak tylko wróciliście do niego, to od razu was poprowadził na winkiel Białego Bloku i spojrzał w kierunku przejazdu kolejowego.
-
// Tam jest budka dróżnika czy coś? //
— Mamy się tam wybrać, ta? — Zagadnął Marley pół-głosem.
-
Ten post został usunięty!