-
- I wyjdzie na to, że będziemy tu sterczeć jak chuj na weselu - Splunął we wszędobylski pył, a Granatowi wciąż się zbliżali wolnym krokiem.
-
Marley prędko rzucił okiem wokół. Czy było tu jakieś miejsce, w którym mogli skryć się przed wzrokiem gliniarzy i poczekać aż przejdą dalej?
-
Tylko pomiędzy wrakami, jednak decyzję należało podjąć natychmiast. Policjanci byli na tyle blisko, że mogliby zwrócić uwagę na jakiś ruch.
-
— Pozwólmy im minąć nas. Potem trzaśniemy ich od tyłu. — Wskazał delikatnym skinięciem głowy na hokej, jednocześnie powoli kuląc się tak, by zmniejszyć swoją sylwetkę za karoserią wraku.
-
- Chcesz wywołać kolejną wojnę?! Trzeba by ich zapytać, czemu się tu pchają bez zaproszenia - Sapnął gniewnie.
-
-- O tym mówię, przecież. Ogłuszyć ich, potem zapytać. – Obruszył się. – Chyba, że ty wolisz pogadać z lufą Wanada, a nie policjantami.
-
- Dobra, niech Ci będzie - Warknął i zastygł w pozycji. Policjanci się nie spieszyli, wolnym krokiem naruszali ziemię terytorialną kupców i szli prosto na was, za chwilę wpadną na kolumnę z wyposażeniem.
-
Marley odczekał, aż znajdą się zaraz za linią wraku. Licząc na skoordynowanie z jego towarzyszami, odbił się od ziemi i obracając się wraz z całym ciałem, przyłożył jednemu z policjantów prosto w tył czaszki płazem hokeja. Tylko na tyle, by ogłuszyć, a nie trawle zranić. Jeżeli to nie przyniosłoby oczekiwanego skutku, doprawił delikwenta pięścią.
-
Momentalnie opadł na płytki jak wór kartofli. Drugi nawet nie zdążył się obrócić, jak najpierw dostał pięścią w nos od federacyjnego, a potem Owca podcięła mu nogi i poprawiła kolanem.
-
— Dawajcie ich za wrak, bo jeszcze ekipa ich zauważy. — Chwycił “swojego” policjanta za ramiona i wciągnął za samochód, by potem przeszukać go i rozbroić.
-
Poza w miarę porządnie zadbanym pistoletem, niewiele miał przy sobie cennego. Drugiego także zaciągnęli za szkielety wozów, jednak z posterunku będącego rzut beretem, nie doszły żadne wyraźne odgłosy nadciągającej odsieczy.
-
— No dobra, śpiące królewny wypytujemy tutaj czy zabieramy ich gdzieś dalej? Wolałbym w budynku, tutaj mogą się nam rozwrzeszczeć. — Zapytał reszty, zabezpieczając pistolet i chowając do kieszeni.
-
- Wieżowiec ma zbite wszystkie schody, przecież nikt by nie pozwolił na utrzymanie takiego punktu swobodnie - Kiwnął głową na budynek - Wsadź im jakąś szmatę w ryje.
-
— Piwnica też by się nadała, klimatyczne miejsce. — Stwierdził, wyciągając kilka poszarpanych kawałków materiału z plecaka. Wsadził je nieprzytomnym w usta i obwiązał dookoła głowy, zaciskając na węzeł. Po krótkim namyśle wyciągnął także noszone z sobą sznury, by spętać nimi ich kostki i dłonie za plecami.
-
- Ty, mała. Leć do reszty i powiedz im, żeby się zatrzymali na winklu - Wskazał na Owcę.
- Mała to jest zawartość twoich portek - Odgryzła się, ale ostatecznie poszła do konwoju. -
— No, odważny jesteś. — Zaśmiał się Marley, patrząc na Federacjusza, kiedy Owca już się oddaliła. — Uważałbym na takie określenia przy niej.
-
- Jest tylko kolejnym najemnikiem. A jak chce dostać zapłatę, to ma się podporządkować. Nie mam zamiary bawić się w uprzejmości, jak los Federacji może się rozstrzygnąć w ciągu kolejnych kilku minut.
-
Marley wysłuchał słów Federacjusza, po czym zaśmiał się gromko.
— Wierz mi, tutaj to nie zadziała. Tylko później nie mów, że nie ostrzegałem. -
- Nie interesują mnie jej zachcianki - Uciął temat i dał w pysk jednemu z mundurowych.
Ten z trudem otworzył powoli oczy i powiódł po was nieprzytomnym wzrokiem. -
Marley nie budził jeszcze swojego. Zamiast tego przyjrzał się drugiemu, ciekawy tego co będzie miał do powiedzenia.