- 
- Jest tylko kolejnym najemnikiem. A jak chce dostać zapłatę, to ma się podporządkować. Nie mam zamiary bawić się w uprzejmości, jak los Federacji może się rozstrzygnąć w ciągu kolejnych kilku minut. 
- 
Marley wysłuchał słów Federacjusza, po czym zaśmiał się gromko. 
 — Wierz mi, tutaj to nie zadziała. Tylko później nie mów, że nie ostrzegałem.
- 
- Nie interesują mnie jej zachcianki - Uciął temat i dał w pysk jednemu z mundurowych. 
 Ten z trudem otworzył powoli oczy i powiódł po was nieprzytomnym wzrokiem.
- 
Marley nie budził jeszcze swojego. Zamiast tego przyjrzał się drugiemu, ciekawy tego co będzie miał do powiedzenia. 
- 
- No, padalcu? Na chuj naruszacie rozejm z kupcami? To już jest teren poza waszą jurysdykcją - Mężczyzna bardzo powolnym, ostentacyjnym ruchem wyjął nóż z pokrowca, czekając na odpowiedź mężczyzny, który w oczach miał teraz mieszankę niezrozumienia i strachu. 
- 
Marley oparł się plecami o wrak, zostając w luźnej pozycji. Pozornie wyjął zdobyty, policyjny pistolet by sprawdzić ile kul znajdowało się w magazynku, ale kątem oka cały czas obserwował przesłuchanie. Głównie dlatego, że był ciekawy dwóch rzeczy. Po pierwsze tego, co miał do powiedzenia policjant. Po drugie metod perswazji, jakich zamierzał użyć przewodnik. 
- 
Ten post został usunięty!
- 
W magazynku znajdowały się raptem dwie. Policjant oddychał szybko, ale wyglądało na to, że nie ma zamiaru donosić. Nawet mimo kolejnego uderzenia pięścią i skaleczenia nożem w bark. 
- 
— Może podrzucimy ich reszcie? — Zaproponował, ładując z powrotem magazynek. — Na pewno mają tam jakiegoś szpeca od przesłuchań. 
- 
- Nie ma czasu i środków na bawienie się w jeńców. Jak nie chce gadać, to go tu zostawimy, aż chomiki się nimi zainteresują - I wyglądało na to, że facet tym razem nie groził, tylko stwierdzał fakt. 
- 
— Pff. A szkoda. — Przykucnął przy mundurowym. — Kilka słów nikogo by nie zabiło, w przeciwieństwie do ich braku. — Pacnął lufą pistoletu jego głowę. 
- 
Policjant chyba zaczął się łamać, rzucił też niepewne spojrzenie na towarzysza. 
 - Ja nic nie wiem! Kazali nam zrobić patrol z bazy do Katedry i legitymować każdego po drodze! Tylko to mi powiedzieli! Mam za niską rangę na szczegóły!
- 
Na usta Marley wstąpił szczerbaty uśmiech. 
 — A twój kolega? — Wskazał lufą pistoletu na drugiego policjanta.
- 
- Jest jedynie dłuższy stażem, nie stopniem! To fanatyk! - Mężczyzna chyba za chwilę się rozpłacze, był coraz bardziej zdesperowany. 
- 
— No nie wiem, no nie wiem, kolego… — Przeciągnął lufą po jego policzku. — Na pewno nie masz mi niczego ciekawego do powiedzenia, kolego? 
- 
- To wszystko! Mam rodzinę na wykarmieniu! - Mężczyzna się rozpłakał, a wasz przewodnik się skrzywił i go rozwiązał. 
 - Dobra, bierz kumpla na plecy i spierdalaj. Ale jak coś zaczniesz kombinować, to cię wypatroszę - Odwrócił się, i ruchem ręki dał znać, żeby Owca podprowadziła resztę konwoju.
- 
— Ten drugi mógł nam powiedzieć coś ciekawego. — Mruknął Marley, wzdychając. — Co robimy dalej? 
- 
- Idziemy. Już dość czasu zmarnowaliśmy. A jak Granatowi będą podskakiwać, to zrobimy im nalot - Wzruszył ramionami i poszedł przed siebie. 
- 
— Pff. — Zebrał się i poszedł za nim. — Wietnamczyk. 
- 
Zignorował cię, ruszył wprost na rondo, co raz popędzając kopniakami policjanta, który wciąż z związanymi nogami i nieco tylko zwolnionymi rękami, niósł na plecach swego nieprzytomnego towarzysza. 
 W tym czasie wozy zdążyły podciągnąć, i znowu stanowiliście straż przednią, wyprzedzając je o jakieś dwadzieścia metrów.
 


