Federacja Starej Huty
-
— To znaczy coś dobrego dla nas czy niekoniecznie? — Zapytał, uchylając drzwi do piwnicy.
-
- A bo ja wiem? - Wzruszył ramionami - Na pewno znają się na rzeczy, inaczej by się tak nie nazywali. Chyba już wykonaliśmy swój rozkaz, c’nie? Co teraz?
-
— Dupy sobie urwać nie dam, ale wedle rozkazu mamy tutaj zostać i czekać na uzupełnienia. — Potarł czoło, w zamyśleniu lekko postukując hokejem. — Przecież! — Pstryknął palcami wolnej dłoni. — Specjalsi przebijają się do kolejnego bloku, szlag by tą moją sklerozę. W każdym razie panowie, możemy się tutaj rozgościć dopóki nie dostaniemy posiłków.
-
Zanim faktycznie zdążyliście chociażby usiąść, z piwnicy wyszedł specjals obwinięty bandażami jak mumia i rzucił tylko krótko.
- Idziemy do następnego budynku, wy przeszukajcie pomieszczenia w piwnicy, wykopaliśmy kilka nowych. Całą resztę wysyłajcie do nas.
Po czym zszedł na dół i poszedł wgłąb, nie mając zamiaru być waszym przewodnikiem. -
Marley odprowadził go wzrokiem w głąb piwnicy.
— No, słyszeliście kierownika. — Skinął na Hipa i Wikinga, ruszając w dół schodów. — Schodzimy do Morii. -
Widzieliście tylko jasne plecy bandaży w korytarzu, które po chwili rozpłynęły się w mroku.
- Poszedł prosto na front, to my chyba musimy iść w prawo. Tam wykopali trzy duże pomieszczenia, o ile się nie mylę, z jednego przechodzi się do drugiego, bez bocznych przejść - Hip potarł brodę, przyglądając się otoczeniu. -
— Ciemno jak w dupie jeża. — Mruknął Mar, wyciągając latarkę na dynamo, którą następnie podał Hipowi. — Robisz za nasze światło, młody, ale ja i Wiking idziemy przodem, ty trzymaj się zaraz za nami. Niby nasi tędy przeszli, ale mam wrażenie że jakieś cholerstwo równie dobrze wciąż może tutaj siedzieć.
Gdy mrok choć trochę ustąpił, Marley ruszył do pierwszego pomieszczenia, wchodząc do środka jednocześnie zważając na to, co ma pod nogami.
-
Panował tu ciężki zaduch i jakiś dziwny zapach, jak ze złomowiska. Kiedyś musiał to być magazyn ale teraz zostały praktycznie gołe ściany, kibole musieli wszystko rozkraść. Na jednej ze ścian był rząd haków, a na nim coś, co z początku wyglądało na wypatroszoną tuszę świni, z wiadrem obok zawierającym wnętrzności. Dopiero gdy się zbliżyliście, dotarło do was, że świnie wymarły tuż po ataku, a tutaj wisi ciało młodej kobiety, głową w dół. Najwidoczniej dresiarze torturowali jednego z federacyjnych jeńców. Wiking tylko zacisnął dłonie na broni, zatrzymując się wpół kroku, jednak nic nie powiedział. Za sobą usłyszałeś, jak Hip wymiotuje.
-
,Eliza…"
Marley poczuł jak obrazy tamtego wieczoru bombardują jego umysł z całą swoją mocą. Coś dusiło go, ściskało gardło i nie pozwalało złapać najmniejszego oddechu - to on ją zabił, prawda? Nie… Nie! Tutaj, teraz… To nie on, to już nie on… I nie chodziło o niego.
Otarł oczy rękawem, starając się by jego towarzysze nie zauważyli tego gestu. Po tym powoli podszedł do ciała, ujął je delikatnie w dłonie i zdjął z haku. Wtedy też pomyślał o czymś. Na krótki moment, ta myśl sparaliżowała go.
,Owca?" Zapytał samego siebie, patrząc na twarz kobiety. Szukał jej blizny, błagając o to, by jej nie było na tej twarzy.
-
To z całą pewnością nie była ona, ofiara była wyższa i starsza kilka lat. Zapewne także była cięższa o kilka kilogramów przed “zabiegiem”.
- Chodźmy dalej - Wiking stanął przed drzwiami do kolejnego z kolei pomieszczenia, a jego głos przypominał bardziej sapnięcie niedźwiedzia, niż ludzką mowę. W tym czasie Hip na miękkich nogach podszedł do niego, z całych sił starając się nie patrzeć w twoją stronę, na zmasakrowane ciało. -
— Idę. — Marley odpowiedział głosem cichym, ale nie słabym, po prostu cichym.
Delikatnie ułożył ciało na posadzce i zamknął jej oczy, jeżeli wciąż były otwarte. Później tutaj wróci i podaruje zmarłej więcej szacunku. Przynajmniej tak zapewnił siebie samego.
Po tym dołączył do Wikinga i Hipa.
— Nie przestawaj kręcić. — Powiedział chłopakowi, wskazując na dynamo kiedy go mijał.
Miał nadzieję, że ciągłe nakręcanie latarki odciąganie myśli młodego od tego, co przed chwilą zobaczył. -
Młody machinalnie skinął głową, jednak nie wykonał najmniejszego ruchu. Wiking wyrzucił kopnięciem drzwi z framugi, i z rozpędu wszedł do kolejnego pomieszczenia, zapewne także magazynu. I także ogołoconego ze wszystkiego. Zostawiono tylko na samym środku stół. A wraz z nim młodą, nagą kobietę. Kostki miała przywiązane do nóg stołu, a ręce do blatu tak, że musiała stać, jednocześnie brzuchem leżąc na stole. Duża ilość zakrzepłej krwi na nogach i brak najmniejszego ruchu jasno świadczyły, jak długo i w jaki sposób umierała. W kącie pomieszczenia leżał stos nagich trupów, młodych kobiet.
- Mar…? Ja już nie chcę iść dalej… - Słabym głosem wyjąkał Hip. -
Marley poczuł jak w jego gardle rośnie kula lodu. Te zwierzęta, te potwory, te… Znowu w jego oczy uderzyła potrzeba płaczu, nie tylko nad losem tych biednych ludzi, ale też z żalu do samego siebie, że kiedyś trzymał z tymi ludźmi. Ale i tym razem musiał wytrzymać. Nie przy Hipie, ktoś musiał ich jeszcze wyprowadzić z tej przeklętej piwnicy i tym ktoś był chyba on… Musiał wytrzymać, nie miał wyboru.
— Wiking. Zostań z chłopakiem. Zostańcie tutaj. — Polecił grobowym, ale nieznoszącym sprzeciwu głosem, jednocześnie wyciągając dłoń po latarkę. — Ja pójdę do końca i wrócę do was.
-
Twoi towarzysze zostali, a ty wszedłeś do ostatniego z pomieszczeń. W drzwiach uderzył cię jeszcze mocniej zapach rdzy. W środku znajdowała się cała masa trupów, ułożone warstwowo, część jeszcze ciepła. Byli tam wszyscy, kobiety, dzieci, starcy, kaleki, mężczyźni w wieku poborowym. Ciała nosiły różne ślady, od poderżnięc gardła, przez pobicie na śmierć, na rozstrzelaniu kończąc. W jednym miejscu leżało kilka niemowlaków, ich głowy roztrzaskali o ściany.
-
Teraz już nie potrafił. Są rzeczy, których człowiek po prostu nie mógł zdzierżyć. Widok, który tutaj zastał, był jedną z takich rzeczy. Łzy nabiegły do jego oczu i zaczęły ściekać po policzkach. Chciałby nie rozumieć tego wszystkiego, ale bał się tego, że rozumie. Ci ludzie zostali zabici, bo byli z innego obozu. Bo dresiarzom się nudziło. Bo tak.
Chciał zawrócić, dołączyć do Wikinga i Hipa, odesłać młodego za front, postawić mu ciepłą herbatę i przy kubku naparu zapomnieć o wszystkim, co tutaj zobaczył. Nie mógł, bo nie skończył jeszcze tutaj.
Nie łkał, z jego ust nie wydobywał się żaden odgłos, poza cichym, płytkim oddechem. Tylko łzy, spływające coraz gęściej w dół jego twarzy, zmywając brud na swojej drodze, zdradzały jego płacz.
Zaczął chodzić po pomieszczeniu i kłaść swoją dłoń na każdym ciele po kolei, poza tymi, które nie miały nawet najmniejszej szansy na przeżycie ran, które nosiły. Musiał sprawdzić. Nie darowałby sobie, gdyby ktoś przeżył tą kaźń, choćby przez zwykłe przeoczenie dresiarzy, a on pozostawił by ich na śmierć. Prosił w duszy o to, by odnaleźć choćby jednego żywego w stosie martwych. Jednocześnie nie chciał patrzeć na pełen obraz zbrodni - chciał zamknąć oczy, tylko ręką wyczuwać puls, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Musiał widzieć czy wśród ciał nie było tego młodej kobiety z charakterystyczną blizną na twarzy.
//Przyjemnie mi się ostatnio gra. Chyba będę myślał o drugiej postaci. //
-
W tej wielkiej mogile nie było nikogo żywego, ciała Owcy także nie znalazłeś. Z trudem przedzierałeś się przez trupy, mimo iż miękkie i bezwładne, to jednak nie było to chodzenie po piasku. Przypominało raczej żwir, co chwilę traciłeś równowagę i brodziłeś we krwi po kostki. A że po śmierci puszczają także i zwieracze, to na podłodze zrobiło się wyjątkowo nieprzyjemne bajoro. Wizja gangreny i tężca na chwilę maskowały prawdopodobne obrazy minionych zdarzeń w tym miejscu. Z pewnego rodzaju otępienia wyrwał cię dopiero huk. W dalszej części magazynu kilka osób zostało powieszonych pod samym sufitem, a jedna z lin pękła. Chociaż po dłuższym zastanowieniu nie był to huk, a obrzydliwe mlaśnięcie czegoś miękkiego i mokrego o drugą podobną powierzchnię - innego trupa.
-
Starając się nie myśleć o tym, w czym brodzi, wmawiając sobie, że swąd to tylko uczucie, które można zignorować, powstrzymując pojawiający się co chwilę odruch wymiotny, przewlókł się w dalszą część magazynu. Tam też musiał sprawdzić - musiał być pewien.
-
Odnalazłeś jedynie trupy, kibole skrupulatnie wykonali swoją robotę. Na tym końcu pomieszczenia dotarłeś do kolejnych drzwi, już ostatnich przed korytarzem, który miał być wykopany do ostatniego bloku przed ziemiami zajmowanymi przez dresiarzy.
-
Nie był pewien tego czy chciał wchodzić do tego pomieszczenia. Najzwyczajniej w świecie bał się tego, co tam zobaczy. Czuł jak drży. ale musiał przezwyciężyć swój strach, jeżeli miał szansę na wyciągnięcie z tej kaźni choć jednego, żywego człowieka. Zaciśniętą pięścią naparł na ostatnie drzwi, by je otworzyć.
-
Drzwi ustąpiły razem z futryną, a ty znalazłeś się w korytarzu, który był dość szeroki, jak na obecne standardy kopania. Jednak cały ten Goya i jego “Okropieństwa wojny” na nic ci się zdały, bo ledwo po kilku metrach trafiłeś na zawał. Najwyraźniej karki wysadziły za sobą tunel podczas ucieczki, i to pokaźnym ładunkiem.