Federacja Starej Huty
-
“Ona chociaż jej dosięga…” pomyślał, ale nie odważył się wypowiedzieć tych słów na głos.
— Tą przyjemność możesz sobie zostawić na później, a skoro to już jest ustalone, musimy znaleźć kolejnych herosów, którzy zasilą Drużynę Pierścienia. Jakieś pomysły? — Spojrzał na Wikinga.// Ile osób mogę sobie dobrać tak wgl? //
-
Ten post został usunięty!
-
- Najlepiej jakichś wielkich drabów, dresiarze lubią siedź bawić maczetami i pałkami - Strzelił karkiem i zaczął poprawiać oporządzenie, typowe dla każdego stalkera, chociaż zadbane. W okolicy robił się zamęt, reszta także dobierała sobie ludzi, federałowie biegali tam i z powrotem, szykując się do wykonania nowego rozkazu.
-
“Drab będzie się bił z drabem, ale nic z tego nie będzie.” Pomyślał.
Wspiął się na coś trochę wyższego i spojrzał z góry na cały tłum. Wzrokiem wyszukał tych osób, które były inne, wyróżniały się spośród szarego tulmutu. Interesowali go jedynie Ci, którzy jeszcze pamiętali tamten świat.
“Owca miała rację.” Pomyślał, szukając swojej Drużyny Pierścienia. -
Pradawnych było jeszcze sporo, jednak wszyscy pod wezwaniem Federacji. Stalkerzy i przydzielone im siły Huty składały się z nowego już pokolenia. Spośród nich, odznaczali się w zasadzie tylko ci ciężko ranni i tacy, których oporządzenie było warte więcej, roczny pobyt w najlepszych lokalach u Kupców.
Jedynie chłopaczek, na oko piętnastoletni, w zbyt dużym mundurze przypominającym ten od Kolejarzy, stał w kącie i z ciekawością przyglądał się krzątaninie. -
Marley zawahał się. Może był staroświecki, ale jakoś tak… Ni stąd, ni zowąd znowu zabolało go to, jak szybko młode osoby zostają zaślubione z wojną. Nie powinno tak być. O wiele łatwiej jest patrzeć jak umiera ktoś w jego wieku, a nie ktoś, kto przed tym całym tałatajstwem jeszcze nawet nie mógłby kierować samochodem. Źle, aj źle, ale Marley wcale nie dobry…
Po chwili jednak podszedł do chłopaka, zagadując:
— Na coś czekasz? -
Ten post został usunięty!
-
- Na przygodę - zawadiacko wyszczerzył zęby. Spojrzał na ciebie bystrym okiem, momentalnie cię ocenił i chyba szybko doszedł do wniosku, z kim ma do czynienia. Z bliska wyglądał na starszego, niż wcześniej, nawet wąs zaczął mu się puszczać.
-
// Wybacz. W kwietniu przeniosłem się z laptopa na PC i Stalowa Wola zniknęła mi z zapisanych kart. Do tego doszedł mętlik z nadchodzącą wtedy maturą, później szukaniem pracy i załatwianiem wszystkiego do niej i tak jakoś zupełnie wyleciało mi to z głowy. //
Przewrócił oczami.
— A która to będzie z twoich “przygód”, jeżeli pana — oOtatnie słowo wymówił z wyraźnym przekąsem. — Można spytać? -
Wzruszył ramionami.
- Odpowiednia - Wymijająco rzucił odpowiedź - To chcesz mojej pomocy czy nie? Nie mamy dużo czasu, a ja się też młodszy nie robię.
Skinął głową w kierunku już formujących się grup bojowych. -
Niechętne westchnięcie wyrwało się z jego ust.
— Uznajmy, że chcę. Jak mam Cię nazywać? -
- Zwykle mówią mi “Hip”. Którędy idziemy? - Schylił się i wyciągnął z jakiejś dziury dość porządny plecak i coś, co na pierwszy rzut oka przypominało rurę od odkurzacza. Dopiero po chwili można było skojarzyć, że to jakiś samopał, ale na pewno nie był to dość elegancki muszkiet tworzony przez Federałów.
-
— Parter. — Odpowiedział, krzyżując ramiona. — Jeżeli kibolom strzeli do głowy coś, czego nie przewidzieliśmy, będziemy mieli szansę na ucieczkę.
-
- Uciec? Przed blok? To już wolę im dać dupy - Skrzywił się - Od samego początku trwa tu pojedynek snajperów, wyjście z budynku to samobójstwo. I niech ich szlag, ale dresy lepiej strzelają.
-
— A więc piętro, Hipie-Strategu? — Uniósł brew w pytającym geście.
-
- Wolę to, niż walkę w piwnicy - Wzruszył ramionami - Nie mi nic gorszego, niż walka w piwnicy.
-
— Czyli piętro, kapuję. — Odpowiedział. — W czym jesteś najlepszy?
-
- Jak dobrze zapłacą, to we wszystkim - Uśmiechnął się zawadiacko - Ale powiedzmy, że jak nie będziesz zbyt szybko biegać, to plecy będziesz mieć bezpieczne.
- (…) a tobie go utnę przy samej dupie i potem go w nią wsadzę! - Usłyszałeś krzyk Owcy, tylko ta końcówka przebiła się przez szum w okolicy, aż wszyscy na chwilę zamarli. -
Mar nie był pewien, czy w ogóle chciał wiedzieć o co chodzi. Jego sumienie jednak miało inną opinię na ten temat, wbrew jego woli sugerując mu, że przecież jest w pewnym sensie odpowiedzialny za dziewczynę. Westchnął ciężko i gestem dłoni wskazał Hipowi, że zaraz wróci do rozmowy z nim. Spojrzał w kierunku, z którego dobiegł krzyk, by zobaczyć co się działo.
-
Samej dziewczyny widać nie było, jej drobna sylwetka ginęła wśród facetów tak ogromnych, że spokojnie mogliby gołymi rękami bloki wybudzać.