[Metro-Zdzieszowice] Tunele
-
Metro nie istniałoby bez tuneli, które łączą każdą z jego stacji, a także piwnice, podziemne magazyny czy dawne schrony, tworząc jeden, pulsujący życiodajnym oddechem, organizm. To nimi prości ludzie odbywają podróże, a kupieckie karawany transportują dobra na rozklekotanych wozach.
Jednak tunele kryją w sobie wiele, wiele zagrożeń, których wraz z upływem czasu nie ubywa. Wiele z nich było budowanych tak, by maksymalnie zaoszczędzić na środkach, więc teraz, po ponad dwóch dekadach od ich ostatnich napraw, ryzyko zawału jest realniejsze niż kiedykolwiek. Mutanty także przysparzają kłopotów, gnieżdżąc się w opuszczonych studzienkach i odwodnieniach. Ich ataki nieraz sprawiały, że nawet silnie bronione karawany przepadały bez śladu. Ramię w ramię z nimi bezpieczeństwu zagrażają bandyckie szajki, które zawsze znajdą dla siebie miły kąt w licznych zakamarkach i nie zmarnują żadnej okazji na wzbogacenie się kosztem zwykłych podróżnych. Chociaż nawet oni nie są w stanie nic zrobić, gdy wiosenne roztopy zalewają tunele wodą po pas… -
Szczurołap [T- 4 (Dzień 0)]
— Może poleję mu mordę wodą? — Spytał Strzałomiot, trącając spitego na cacy członka drużyny.
— Marnować? Wodę? — Kulawy spojrzał na niego z politowaniem. — Zwiesić do góry nogami, krew napłynie do mózgu.
— Te, chłopaki. — Drab wstał z przykucu, po czym rozciągnął ramię. — Może ja po prostu mu przypierdolę?
Cała trójka spojrzała się pytająco na szefa.
Sytuacja nie przedstawiała się najlepiej. Dlaczego?
Otóż banda Szczurołapa miała do wykonania niedawne zlecenie od stałego klienta, “Rozkołysanych Ramion.”. Proste, należało pochwycić względnie urodziwą, młodą blondynkę i dostarczyć do burdelu. Pierwszą część zadania przebiegła bezbłędnie. W tunelu między Kościelną, a Galeryjną pochwycili taką, gdy szmuglowała alkohol dla Arkowców. Strasznie żywotna i krzykliwa, dopiero gruby knebel zdołał ją uciszyć. Po tym ekipa Szczurołapa zaciągnęła ją do swej kryjówki, na tym samym odcinku. Szybki przystanek, tylko by nabrać zapasów i sił przed dalszą drogą. Jednak, pojawił się pewien problem. Młody z dużym entuzjazmem zaopiekował się ognistą wodą blondynki, w skutek czego po pół godzinie znaleźli go pijanego jak Messerschmitt w jednym z kątów siedziby. Wypadałoby, żeby na czas podróży był co najmniej przytomny. No, chyba, że Szczurołap planuje zostawić go samego w kryjówce, gdy reszta pójdzie oddać zlecenie. -
//Mogłeś mnie jakoś poinformować, gdzie zaczynam i że w ogóle zaczynam.//
W takim stanie nawet stado głodnych szczurów mogłoby go zabić, więc zostawienie go samego nie wchodziło w rachubę, zwłaszcza jak zrobi coś głupiego, a to potrafił robić bez alkoholu.
- Spróbujcie najpierw z wodą, a jeśli nie zadziała to zastanowimy się nad innymi metodami. - odparł i w międzyczasie sprawdził jak trzyma się pochwycona przez nich kobieta, wolał mieć pewność, że nie ucieknie im, gdy będą cucić tamtego kretyna. -
// No cóż. //
Maruder [T-8(Dzień 0)]
Koła drezyny miarowo stukały na wysłużonych szynach, co jakiś czas podrzucając i kołysząc pasażerami. Wadliwy reflektor co wybój gasł, to znowu zapalał się, oświetlając głębię tunelu, wraz z jej dziurawym orurowaniem i smętnie zwisającymi kablami. Niekiedy mijali ściany pełne śladów po kulach, bordowe od dawnej lub świeżej krwi. Lud metra nie zawsze czekał na wyrok sądu, by wymierzyć karę. Egzekucje często przeprowadzano szybko, efektywnie i co najważniejsze, bez zbędnych świadków.
W pewnym momencie najechali na rozjazd torów, mijając przy tym niewielki podest techniczny. Kilka metrów od nich, na torowisku, leżała kobieta, obwąchiwana przez kilka szczurów.
— Stać. — Kulpecki wydał komendę podnosząc dłoń, a jego podkomendni łagodnie zatrzymali platformę. — Pójdę to sprawdzić.
Kapral zwinnym ruchem zeskoczył z drezyny, mierząc w ciało z Szczyglika. W poświacie migającej lamy wyglądał niemalże surrealnie, niczym zjawa, która z każdym mrugnięciem oka przybliżała się do swej ofiary. Gryzonie odstąpiły dopiero, gdy się zbliżył. Uklęknął, obrzucił kobietę uważnym wzrokiem, po czym, gdy światło ponownie rozbłysło za jego plecami, zupełnie niespodziewanie wymierzył broń przed siebie.
Bang! Bang! PM wystrzelił dwukrotnie, ukazując upadającą sylwetkę w oddali.
— Do broni! Tyły! — Wrzasnął, rzucając się na torowisko.
Wtedy nad głową Marudera świsnęła strzała, nadlatująca zza pojazdu.Szczurołap [T- 4 (Dzień 0)]
W czasie, gdy jego podkomendni zaczęli wylewać na twarz Młodego mniej lub bardziej delikatne strumienie wody, Szczurołap mógł w spokoju doglądnąć stanu kobiety.
Grzecznie leżała w celi, którą ekipa skonstruowała z złomianych odpadów i drewnianych desek. Jej ręce były związane za plecami, na kostkach również zaciśnięto jej sznur. Knebel, jaki trzymała w ustach, skutecznie tłumił jej błagalne jęki, zaś opaska na oczach uniemożliwiała jej dojrzenie czegokolwiek. Najmilszy widok dla handlarza żywym towarem. -
Kimkolwiek byli, chcieli zabić jego pracodawców, a więc pozbawić go źródła dochodu. Nie żeby mu to przeszkadzało, od pierwszego wejrzenia znienawidził ich wszystkich, ale ktoś musiał przeżyć, żeby wypłacić jego nagrodę. No i, co gorsza, przymierzyli się na jego własne życie, a tego już nie miał im zamiaru darować. Odwrócił się do tyłu z naładowaną kuszą, którą oparł o ramię i przystawił do policzka, chcąc ułatwić sobie celne strzelanie. Uklęknął na drezynie i spróbował dojrzeć jakiś cel, posyłając bełt do pierwszej zauważonej sylwetki.
Z zadowoleniem poklepał ją po pośladkach, już wyczuwając niemały zysk, a może i premię, jaką dostaną od tamtego alfonsa. Po ostatniej wizycie w “Rozkołysanych Ramionach”, tak w ramach załatwienia interesów, jak i upłynnienia na rozrywkach nadmiaru gotówki, naszła go myśl, którą chętnie podzieli się ze swoim pracodawcą. Szczurołap ostatnio nie narzekał na brak zleceń, a wręcz przeciwnie: Musiał odsyłać niektórych klientów z kwitkiem, wreszcie mógł pozwolić sobie nie na branie wszystkiego, jak leci, żeby związać koniec z końcem, ale na wybieranie zleceń, które były prostsze, bezpieczniejsze, lepiej płatne czy zwyczajnie dawały więcej przyjemności, jak choćby to tutaj. Taka sytuacja mu coś uświadomiła: Albo był dobry, jeśli nie najlepszy, w tym fachu, albo miał już odpowiednią renomę, albo brakowało konkurencji, albo wszystko na raz, inaczej ludzie nie waliliby do niego tak tłumnie. Dlatego uznał, że przy okazji dzisiejszej wizyty w burdelu omówi ze znajomym alfonsem plan, który już od dawna kołatał mu się po głowie… Bo choć był sierotą i bandziorem bez szkoły, to miał coś, czego nie miało wielu jemu podobnych degeneratów: Plany na przyszłość, a przede wszystkim ambicję. Ale na to przyjdzie pora później, teraz jeszcze upewnił się, że knebel, opaska i więzy kobiety są odpowiednio mocno zaciśnięte, poprawiając je w razie potrzeby, a następnie wrócił do swojej bandy, ciekaw czy zdołali już docucić Młodego.
-
Maruder [T-8(Dzień 0)]
Przy rozbłyskach strzałów Maruder bez problemu wypatrzył kilka sylwetek, wybiegających z miniętej platformy na torowisko, natomiast strzała trafiła wprost w twarz ponad dwumetrowego olbrzyma, posyłając go na ziemię z opętańczym krzykiem.
Walka była wyrównana, bo choć tamtych było więcej, to pościg nadrabiał to w jakości.
Kulpecki zneutralizował zagrożenie z drugiej strony i teraz walił zza drezyny, oszczędnie, ale celnie. Trafiony drab dostał od niego kilka kulek, a gdy pomimo tego dalej trzymał się na nogach, pojedyncza kula Pogodzika przeszyła jego skroń i utknęła w mózgu, rzucając go na tory.
Młody Kotuński wychylił się zza osłony i oddał kolejną, długą serię do wroga.
TUF! TUF! TUF! TUF!
Dźwięczał Szczyglik, roztaczając w okół siebie chmurę dymu.
TUF! TUF! Cyk. Cyk. Cyk. Cyk…
Broń szeregowego przestała strzelać, a ten spojrzał się na nią z zdziwieniem. Milisekundę później kula przeszyła jego bok.
— Argh! — Zawył z bólu i upadł do tyłu.
Widząc to, Grzybnia ukryła się za burtą drezyny, a następnie wychyliła się zza niej z dziwacznie wyglądającą, zapaloną strzałą naciągniętą na kuszę.
"Granat?‘’ Zdążyło przemknąć Maruderowi przez umysł.
Kobieta wycelowała ładunek w strop tunelu i spuściła go z cięciwy. Od razu w miejscu trafienia utworzył się ognisty deszcz, rzęsiście skapujący na bandytów. Ci wycofali się w popłochu o kilka metrów, ale pomimo utraty trójki ludzi nie ustępowali, przechodząc do oddawania bardziej ostrożnych strzałów zza rogu podestu technicznego.Szczurołap [T- 4 (Dzień 0)]
Wszystkie więzy i knebel trzymały się tak, jak należy; solidnie i ciasno. Nie wyglądało na to, by blondwłosa zdobycz bandy mogła samodzielnie oswobodzić się w najbliższym czasie. Dlatego Szurołap mógł z zadowoleniem obrócić się na pięcie i powrócić do swoich chłopaków, którym, jak się okazało, nie szło już tak różowo.
Gdy przywódca powrócił do pomieszczenia, zastał swoich podkomendnych w podobnych pozycjach. “Lekkie pochlapanie twarzy” skończyło się tak, że większość torsu Młodego była przemoczona, choć z pewnym skutkiem; chłopak już bełkotał, a do tego kręcił głową, która sennym ruchem przetaczała się z jego jednej strony na drugą. Jednak to nie wystarczało, by uznać go za przytomnego, prawda?
— O, szef. — Drab zauważył powrót Szczurołapa. — To mogę mu już przypierdolić? -
Sam postanowił skorzystać z okazji i skrył się za jakąś osłoną, aby nie eksponować się tak na strzały przeciwnika, a następnie załadował tam kuszę i ocenił, czy będzie w stanie celnie trafić jednego z bandytów czy kim oni tam byli.
- Jak tak o tym myślę, to lepszy jednak będzie nieprzytomny niż obity, zwłaszcza przez Ciebie… Dobra, robimy tak: Jeden zostaje z nim na ochotnika. Nie pójdzie wtedy do burdelu, ale dostanie połowę wypłaty Młodego. A jak ochotnik sam się nie znajdzie, to ja go znajdę, jasne?
-
Maruder [T-7(Dzień 0)]
Akurat nadarzyła się okazja, gdy Gwardzistów zajmowało kilku kolejnych strzelców, jacy pojawili się na tyłach. Jeden z bandytów wybiegł na torowisko, gotowy do miotnięcia w drezynę koktajlem Mołotowa, którego płomień już buchał w jego wyciągniętej dłoni.
Szczurołap [T- 4 (Dzień 0)]
— Ehhh, szef to się w ogóle nie umie… — Mruknął Drab w odpowiedzi na propozycję. Na moment obecny nikt szczególnie nie rwał się na ochotnika, ale może bardziej konkretna oferta za zostanie z Młodym ich przekona.
-
Wycelował i spróbował strzelić tak, aby trafić w butelkę. Liczył na to, że w ten sposób mieszanka wyleje się na niego i zapali. Śmierć to śmierć, ale nie mógł wiedzieć, ile jeszcze jest przeciwników do pokonania, a coś takiego mogło ich bez dwóch zdań odstraszyć. Od razu przeładował też kuszę, strzelając do kolejnego wroga, a jeśli poprzedni strzał nie odniósł odpowiedniego efektu, to od razu wystrzelił drugi raz w bandytę, teraz jednak celując tak, aby zabić go tradycyjnie.
- Mówiłem, że sam znajdę ochotnika, nie? Dlatego mówię: Pół wypłaty Młodego… A, niech stracę: Noc w burdelu z jakąś kurwą z wyższej półki na mój koszt. - dodał, nie mając zbytnio wiele innego do zaoferowania, a liczył, że tutaj da radę wymigać się przysługą od płacenia, znał się w końcu z alfonsem i były na to jakieś szanse, zwłaszcza, gdy dostarczy mu dokładnie taką kobietę, jaką chciał.
-
Maruder [T-7(Dzień 0)]
Uwolniona strzała pomknęła do celu, rozbijając butelkę w dłoniach rzezimieszka, gdy ten brał zamach. W efekcie nie tylko stracił broń, ale jeszcze rozchlapał płonący olej na samym sobie. W pierwszej chwili wydawał się być po prostu zaskoczony tym faktem, przyglądał się skrawkom płonącej odzieży, ale już sekundę później zaczął opętańczo biegać w koło, powtarzając jak mantrę krzykliwe “Palę się! Palę się! Palę się!”. Uciszył go kolejny grot wypuszczony z ręki Marudera, który co prawda nie był przeznaczony dla niego, ale tor lotu strzały zetknął się z nim na swojej drodze do kolejnego bandyty.
Wtedy na drezynie pojawił się Kulpecki, rzucając na deski ciało młodej kobiety. Po tym jak w tańcu, płynnie dobył Szczyglika, po czym oddał kilka kul w kierunku napastników atakujących od frontów.
— Łapcie wajchę, wyjeżdżamy stąd! — Krzyknął, nie przerywając ognia. Pogodzik jeszcze przez chwilę ścierał się z wrogim ogniem, po czym także wskoczył na pojazd i złapał za metalowy drąg. Drezyna ruszyła, ale znacznie wolniej, niż powinna. Druga osoba była potrzebna przy wajsze, Kapral osłaniał grupę, a Kołtuński był ranny, nie mógł pomóc. Grzybnia posłała Maruderowi szybkie spojrzenie, jasno pytające “Ty czy ja?”Szczurołap [T- 4 (Dzień 0)]
— …Nie no, szef to jednak się umie. — Odpowiedział Drab po chwili zadumy. — Skoro szef mi załatwi niunię, to mogę zostać.
Kulawy spojrzał na Szczurołapa, jakby stwierdzał, że w takim razie do “Rozkołysanych Ramion” przejdą się w dwójkę, nie licząc towaru. -
Westchnął i klnąc coś pod nosem, choć głównie dla samej zasady, pomógł napędzać pojazd, byleby ruszyć dalej.
- Nowa panienka? - zapytał Kulpeckiego, parskając śmiechem. Robienie sobie żartów to dobry sposób na odreagowanie po bitwie, a na dodatek robienie sobie jaj ze Świńskiego Ryjka było obowiązkiem i przyjemnością w jednym.Nie była to najlepsza opcja, ale te tunele znali jak własną kieszeń, a sami stali tu niemalże na szczycie łańcucha pokarmowego, więc nie powinien się aż tak obawiać. Aż tak, bo odrobina niepokoju powinna towarzyszyć im obu, żeby nie czuli się zbyt pewnie, bo to bywa zgubne.
- Miej oko na Młodego i pilnuj dobytku. - powiedział, świadom, że choć niezbyt inteligentny, to jednak lojalny, a przede wszystkim silny i odpowiednio groźny, podwładny poradzi sobie z tym zadaniem, a rzeczywiście obawiał się napadu na ich kryjówkę prawie tak samo, jak na niego i Kulawego, a może i bardziej.
- Pakuj graty i idziemy. - poinformował Kulawego i odszedł, aby samemu zebrać cały ekwipunek, z czego większość rzeczy schował do plecaka i narzucił go na ramiona. Może i nie było to do niczego potrzebne, ale nauczył się, że w Metrze, a zwłaszcza tunelach, trzeba być gotowym na każdą niespodziankę. Nie spakował do środka tylko broni, z czego maczugę i nóż przypiął sobie do pasa, spakował pociski do plecaka, aby były w odpowiednim miejscu, gotowe do użycia, samą broń wziął do lewej ręki, a na koniec poszedł po kobietę, którą przerzucił sobie przez ramię, złapał ręką za tyłek, aby nie spadła, i udał się w kierunku wyjścia, oczekując na Kulawego. -
// Czy mógłbym Cię prosić o podpisywanie, który fragment tekstu odnosi się do której postaci? Niby nic, a jednak znacznie mi pomoże, bo zamgliło mi szkła maski. //
Maruder [T-6(Dzień 0)]
Drezyna ponownie zaskrzeczała starymi mechanizmami, ale posłusznie przyspieszyła, z coraz większą prędkością prąc przed siebie.
— Te! — Odezwał się Kulpecki, waląc precyzyjnymi strzałami w uciekających z torowiska delikwentów. — Bardzo, do cholery…
Wtedy rozpędzony wagon huknął w coś, podskoczył i zatrzęsło nim, ale na całe szczęście pozostał na szynach. Gdy Maruder odwrócił na chwilę wzrok zobaczył, że tą przeszkodą w rzeczywistości był jeden z bandytów, który na swoje nieszczęście nie zdążył uciec w bok.
— …dobrze podsumowane. — Dokończył Kapral, z zadowoleniem oglądając się na szybko powiększającą się plamę krwi w oddali.
Po chwili zostawili walkę za sobą, teraz widzieli już tylko nieśmiało pełzające po ścianach cienie dogorywających języków płomieni. Grzybnia zajęła się rannym Kotuńskim, tak samo jak dziewczyną, która zalegała obecnie na platformie. Widać było, że ostatnie dni musiały być dla niej torturami. Na jej ciele widniały liczne zacięcia, jej skóra byłą pokryta sińcami, krwiakami, a na domiar wszystkiego przypaleniami po papierosach. Oddychała bardzo płytko, nie wiadomo było czy jej płuca nie zostały w jakiś sposób uszkodzone. Jej ubrania także były w strzępach, choć wrzucono na nią jakieś zdecydowanie za wielkie, stare szmaty. To była ta sama dziewczyna, którą znaleźli na torach w roli wabika.
— Kurna… — Zaklnął niespodziewanie Kulpecki, spoglądając na ułożoną w pozycji leżącej dwójkę. — Trzeba będzie doprosić się u dowództwa o dodatkowe patrole na tym odcinku… — Przetarł twarz dłonią.// 1-2 posty i spadamy na Galeryjną. //
Szczurołap [T- 4 (Dzień 0)]
Dziewczyna najwidoczniej poczuła, że ktoś ją niesie, bo wzdrygnęła się, ale nie walczyła z Szczurołapem, najwidoczniej nie była najsilniejszej woli. Jedynie cicho łkała, ale to nie było zbytnio uciążliwe, knebel świetnie radził sobie z wyciszeniem płaczu.
Kulawy już czekał, w pełni gotowy do wyruszenia na Perłę. Na ramieniu oparł sobie domowej roboty buzdygan, sklecony z solidnie wyglądającej pały i kilku naostrzonych, zatkniętych w nią zębatek rowerowych. Brr, nieprzyjemna broń. Nawet gdyby przeżyć oberwanie takim cielakiem w tors, to zszywanie ran zajęłoby długie godziny i pochłonęło metry nici, a przecież i tak w Metrze było jak na lekarstwo osób, które taką operację mogą przeprowadzić.
— Panienka jest, to lecim. — Bardziej stwierdził, niż zapytał wspólnik Szczurołapa, jednak posyłając mu krótkie spojrzenie, by upewnić się, że rzeczywiście tak jest. -
//Ech.//
Maruder
Wzruszył ramionami. Sprawa Dyktatora i Gwardii, nie jego. Był najemnikiem i wolnym strzelcem, wszystko to mu wisiało i powiewało, dopóki nie godziło w jego własne interesy. Dalej machał łapami, za odstrzeliwanie przygodnych bandytów nikt mu nie płacił, a szkoda, więc mógł jedynie spróbować opuścić to miejsce jak najszybciej.Szczurołap
- Lecim na Szczecin, bo na Radom kurwy jadom. - odparł, odpowiednio wymawiając pierwsze i ostatnie słowo, tak jak pewien bandzior, dla którego w młodości pracował, a który powtarzał to przy każdej możliwej okazji. Tak czy siak, i oni polecieli, nie było co tracić czasu, tak więc udali się tunelami do burdelu, korzystając z dobrze znanych sobie, czyli przestępcom, ścieżek, gdzie nikt strzegący prawa i porządku nie powinien pojawić się zbyt często lub w ogóle. -
Maruder [T-6(Dzień 0)]
Na głośne myśli Kaprala nie odpowiedział także nikt inny.
Po kilkunastu kolejnych minutach jazdy Maruder dojrzał w odległej ciemności tunelu tlące się światło, przybliżające się z każdą sekundą. Gdy zbliżyli się jeszcze bardziej, dołączyło do niego kolejne, o wiele silniejsze - reflektor. Dotarli do posterunku na Galeryjnej.
Oboje odpuścili siły, a platforma kolejne kilkadziesiąt metrów pokonała samodzielnie, po czym miękko się zatrzymała. Posterunek przy wjeździe na Galeryjną być może nie prezentował się najokazalej, ale na pewno znakomicie spełniał swą funkcję. Na chodnikach technicznych ustawiono worki z piaskiem, zbudowano niewielkie ceglane mury, a po obu stronach stacjonowało po dwóch ludzi, uzbrojonych w Szczygliki i karabiny jednostrzałowe. Pod stropem tunelu zawieszono kładkę, na której znajdował się jeszcze jeden Gwardzista, wodzący po przyjezdnych długą lufą Burzy. Całość odgrodzono od tunelu prostą, lecz ciężką bramą z stalowych belek, otwieraną na zewnątrz.
— Kto jedzie? — Rozbrzmiał głos zza strumienia światła.
— Sierżant Kulpecki, mamy zadanie pościgu za obywatelem! — Dowódca zwinnie zeskoczył na torowisku i pomaszerował do posterunku z jakimś papierem w dłoni.
Zamienił kilka słów z strażnikami, uścisnął dłoń jednego z nich, po czym powrócił na drezynę, dając Pogodzikowi znak, by ten ruszył. Pojazd powoli wtoczył się na stację.Zmiana tematu na [Metro-Zdzieszowice] Stacja Galeryjna.
Szczurołap [T- 4 (Dzień 0)]
Skoro ich cel znajdował się na Perle, to najoczywistsza droga prowadziła najpierw tunelem na Galeryjną, a następnie na rozjazdach prawą bocznicą, która kończyła się w tunelu łączącym Perłę z Galeryjną. Jednak ta droga przechodziła blisko dwóch posterunków stacyjnych, nie mówiąc o tym na Perle, jednym z najlepiej strzeżonych w całym Metrze. Istniała jeszcze opcja wykorzystania korytarzy awaryjnych, biegnących niemalże równolegle z tunelami. Najczęściej poruszali się nimi przemytnicy, bandyci, ale także nierzadko dało się tam spotkać mutanty. Jednak schody zaczynały się przy Perle, gdzie Gwardia kontrolowała korytarze. Nie wolno jednak zapominać o opcji numer trzy: przesmykach odpływowych pod tunelami. Przed wojną służyły do tego, by odprowadzać wodę gromadzącą się w podziemiach, biegły nimi także kable i instalacje techniczne, ale gdy nastąpił Koniec, ludzie doszczętnie je rozkradli. Przesmyki były niezwykle ciasne, często trzeba było się nimi czołgać, a niektóre mutanty uwielbiały się w nich gnieździć, jednak miały jedną, niewątpliwą zaletę; nikt do nich nie zaglądał, a przynajmniej nikt, kto mógłby zagrozić Szczurołapowi i jego bandzie.
-
//Jak wybiorę jedną trasę to muszę się jej trzymać czy mogę ją zmienić? Przykładowo da się iść korytarzami awaryjnymi i ominąć później Gwardię przy pomocy przesmyków?//
-
// Nie, możesz zmieniać trasy, kombinować, wymyślać. Ba, nawet możesz przejść się powierzchnią. Twój wybór. //
-
Choć przesmyki najbardziej mu odpowiadały, to przejście nimi z żywym towarem nie byłoby zbyt szybkie czy komfortowe, dlatego postanowił część trasy pokonać korytarzami awaryjnymi, do których to się od razu skierował.
-
Szczurołap [T- 3 (Dzień 0)]
Na całe szczęście jedno z wejść do korytarzy znajdowało się niezwykle blisko kryjówki Szczurołapa, a nawet równolegle do niej. Wystarczyło przejść kilkanaście metrów, by znaleźć się w wąskim przejściu.
Wilgotne, zaszłe zaciekami ściany pokrywała coraz śmielej ekspandująca pleśń, a dusząca woń stęchlizny nie opuszczała towarzyszy ani na moment. Pomimo tego, że korytarzami przemieszczała się nie tak mała liczba osób, to nikt nie garnął się do ich uprzątnięcia czy niedoczekanego remontu. Światło latarki co rusz ogarniało swoim snopem smętnie zwisające z sufitu rury, przebiegające między nogami, wielgachne szczury i dziesiątki walających się tu śmieci, zgniłych i nikomu nie przydatnych.
Poruszając się naprzód, Szczurołap w pewnym momencie poczuł na swym ramieniu rękę Kulawego.
— Stój. Słyszysz? — Szepnął, wskazując placem punkt w oddali. Początkowo herszt nie mógł wyłapać o co chodzi jego towarzyszowi, ale po chwili całkowitej ciszy dotarł do niego dźwięk podobny do stłumionego bulgotania. -
Skinął lekko głową. Ostrożnie odłożył na ziemię kobietę, którą niósł, aby oburącz złapać za swoją broń, którą wycelował w kierunku dźwięku. Niestety, choć jeden taki kołek powinien wystarczyć do zabicia przeciwnika, najpewniej mutanta, to musiał trafić, a może nie mieć czasu na przeładowanie, więc zamiast strzelać na ślepo, zaczekał.
-
Szczurołap [T- 3 (Dzień 0)]
Czekanie nie przyniosło zmiany sytuacji: z głębi korytarza wciąż dochodziły niepokojące dźwięki, ani nie zbliżające się do trójki, ani nie oddalające od niej.
— Podejdźmy tam. — Zaproponował Kulawy, łapiąc swą “halabardę” w obie dłonie. — Osłaniam, w razie czego. -
- Ja mogę go ustrzelić, Ty nie. Sam idź. - odparł, a nie była to oznaka tchórzostwa, bo rzeczywiście poszedłby, ale w jego głowie to on lepiej wyglądał jako ten osłaniający, skoro miał czym osłaniać.
-
Szczurołap [T- 3 (Dzień 0)]
— No ta, dobra. — Odpowiedział.
Kulawy ruszył do przodu, poszczękując protezą. Pomimo niesprawności jego ruchy miały w sobie pewną grację, której nie można było mu odmówić. Każdy z jego kroków był perfekcyjnie odmierzony, dzięki czemu sztuczna noga nie wydawała się problematyczna, a wręcz przeciwnie, chłopak nierzadko używał jej na swoją korzyść, wiedząc, że metal jest znacznie wytrzymalszy od ludzkich tkanek.
W pamięci bandyty wciąż pozostawał obraz jednej z walk, kiedy jego towarzysz celowo wycelował kopnięcie wprost w środek paszczy mutanta, a ten zacisnął rzędy ostrych jak brzytwa zębów na zimnym metalu. Proteza wytrzymała, a Kulawy wykorzystał skonfundowanie bestii na zatopienie noża głęboko w jej czaszkę. Co za gość.
W końcu dwójka podeszła na tyle blisko, by zobaczyć co było źródłem dziwnych dźwięków.
Pokryta grzybiastym nalotem ściana nosiła na sobie nienaturalne, mięsiste wybrzuszenie. Padający na nią strumień światła co rusz odbijał się, jakby w tej masie znajdowało się lustro, bądź inny, wypolerowany przedmiot. Szczurołap mógł także dostrzec kilka obwisłych odrośli, przywodzących na myśl ludzkie kończyny.
— No przecież, to tylko kielich. — Odezwał się Kulawy z ulgą w głosie, najwidoczniej nie widząc tutaj żadnego niebezpieczeństwa. -
- Teraz są w tych tunelach rzeczy, jakie nie śniły się nam na powierzchni. - odparł i machnął swoją bronią. - Odsuń się i bądź gotów. Strzelę w to kołkiem, cholera wie czy to nie jakiś drapieżny grzyb, który się na nas czai. - odparł, widocznie nie podobało mu się skojarzenie z kończynami. Jego intuicja czy też przesadna ostrożność w niektórych sytuacjach ratowały życie, więc wiedział, że Kulawy wykona rozkaz. Gdy tylko się oddalił i przygotował, Szczurołap odetchnął głębiej, wycelował w sam środek owego wybrzuszenia i nacisnął spust, posyłając tam kołek.
-
Szczurołap [T- 2 (Dzień 0)]
Kołek z charakterystycznym świstnięciem opuścił prowadnicę i trafił niemalże w sam środek wybrzuszenia, zatapiając się w nim z miękkim mlaskiem. Masa zadrgała kilka razy, poruszyła się nieznacznie, po czym… wchłonęła w siebie pocisk.
— Luz, szefie. — Odezwał się Kulawy zza pleców Szczurołapa. — To tylko kielich, do tego najedzony, coś tam trawi. — Wskazał palcem mięsistą narośl. — Damy radę przejść obok.
-
Mruknął coś pod nosem, żałując, że tamten nie powiedział tego wcześniej, tak jest jeden kołek w plecy, bo zwykle był w stanie wyjmować je z ciał zabitych wrogów czy mutantów, tu nie ma co na to liczyć. Ale przynajmniej może być pewien, że tym czymś martwić się nie musi. Szybko nabił broń ponownie, znów przerzucił sobie kobietę przez ramię i wznowił przerwaną wędrówkę, nie było sensu spędzać w tunelach więcej czasu, niż to niezbędne.
-
Szczurołap [T- 1 (Dzień 0)]
Ruszyli więc dalej, jedynie Kulawy zatrzymał się jeszcze na sekundę przy samej narośli, zaskoczony czymś, co zwróciło także uwagę samego Szczurołapa.
W objęciach pulsującej masy znajdował się człowiek, a raczej zwłoki, które co najwyżej jeszcze tydzień temu mogły być człowiekiem. Odrośla, które herszt wcześniej zauważył, były jego kończynami, obecnie trzymającymi się przy ciele dzięki sile wysuszonej, wyzutej z tkanki skórze i strzępom strawionych ubrań. Twarz trupa - powoli pochłaniana przez mutanta, doszczętnie pozbawiona wszelkiej witalności, z ściągniętymi mięśniami i pękającą skórą, odsłaniającą wysysane mięso - prezentowała się wręcz demonicznie. Mężczyzna zastygł z wyrazem przerażenia na twarzy, jego usta otwierały się w wyrazie tytanicznego bólu, rozdzierającego duszę i ciało równocześnie.
Najciekawszą częścią tego osobliwego obrazu był nóż wbity w masę. Siedział w niej niemalże po samą rękojeść, więc można było dostrzec jego błyszczące ostrze - zapewne wykute z stali nierdzewnej- inicjały “J. W.” wybite na rączce i same okładziny z drewna, jakiego Szczurołap nigdy w życiu nie widział, nieznajomo ciemnego. Na rękojeści wciąż zaciskała się dłoń nieszczęśnika, choć wygięta w dziwaczny, nienaturalny kąt. Pośmiertne skurcze zapewne odpowiadały za to.
— Cacko, co? — Rzucił Kulawy, wzdychając nad ostrzem.
-
- Teraz już takich nie robią. - przyznał Szczurołap, wpatrując się w ostrze. Byłby w stanie wyciągnąć je tak, aby nie sprowokować w żaden sposób narośli?
-
Szczurołap [T- 1 (Dzień 0)]
Narośl nie dotykała bezpośrednio noża, lecz widząc los trupa, konsekwentnie trawionego przez mutanta i wciąż zaciskającego dłonie na klindze, trudno było ocenić czy broń była warta tego ryzyka.
-
Warta to ona była niejedno i szybko znalazłby się na to kupiec, o ile Szczurołap nie zdecydowałby się zostawić broni dla siebie lub podarować komuś z bandy. Ale o wiele bardziej cenił swoje życie i zdrowie niż kolejny nóż do kolekcji, więc odpuścił, choć zanotował w głowie, aby poszukać czegoś, co ułatwiłoby mu bezpieczne wyciągnięcie broni, gdy już zajmie się swoją robotą. Niemniej, teraz poprawił chwyt na przerzuconej przez ramię kobiecie, w drugą dłoń wziął kołkownicę i dalej kontynuował swój marsz, nic pożytecznego nie wyniknie z dalszego stania i gapienia się na to coś.
-
Szczurołap [T- 11 (Wydarzenie)]
Wiec ruszyli dalej, a droga przebiegała im bez większych zakłóceń, jeżeli nie liczyć by biegających tu i ówdzie szczurzych stadek oraz kilku nieco większych, gryzoniowatych mutantów, które popiszczały groźnie, ale finalnie zawsze uciekały.
Problem napotkali dopiero przy omijaniu Stacji Galeryjnej. Tego, że znajdowała się zaraz za ścianą, można było domyślić się po charakterystycznym, przytłumionym gwarze handlu i negocjacji, jaki dobiegał od jej strony. Jednak nie było to jedyne, co słyszeli…
— …Dobrze wiesz, że był niewinny! Jest niewinny, nie może skończyć w więzieniu! — Burzył się wysoki, żeński głos.
— Świadkowie potwierdzili winę twojego brata. Oczywiście, mogę sprawić, że wycofają swoje zeznania, a Anton zostanie uniewinniony… za odpowiednią sumą. — Tu z kolei przemówił głos o wiele dojrzalszy, męski.
— …Ile?Rozmowa dochodziła zza łuku tunelu, lecz był on na tyle łagodny, by Szczurołap z łatwością mógł wychylić się i spojrzeć w tamtym kierunku, choć wtedy tamci także byliby w stanie go dostrzec. Jednak co ważniejsze, blokowali swoją obecnością korytarz, przez co łowca musiał szukać drogi dookoła, o ile oczywiście nie chciał być zauważonym. Opcji było wiele, mógł wykorzystać przesmyki odpływowe bądź w jakiś sposób przejść przez teren stacji.
-
//A mogę po prostu zaczekać, aż skończą negocjować, i wtedy iść dalej? Wciąż niezbyt orientuję się w tych wszystkich trasach.//
-
// Hmm, ciekawe rozwiązanie. Możesz. //
-
Nie miał zamiaru ryzykować. No, może gdyby właśnie wracał lub szedł bez towaru, to wtedy by się wychylił, tak zwyczajnie obawiał się tego, że zostanie przyłapany na handlu ludźmi, z czego mogła wywiązać się bijatyka, strzelanina albo płacenie za milczenie, które wcale nie było pewne. Dlatego oddał kobietę Kulawemu i kazał mu się nieco cofnąć, ale na tyle, aby wciąż byli w zasięgu słuchu i wzroku, obawiając się, że kobieta może jakoś spróbować wołać o pomoc pomimo knebla i zainteresować tamtych. Sam zaś przyczaił się i czekał, aż tamci skończą negocjacje i odejdą, nasłuchując, bo może dowie się czegoś ciekawego? Nie tracił jednak czujności, w razie gdyby tamci mimo wszystko postanowili iść w jego kierunku.
-
Szczurołap [T- 10 (Wydarzenie)]
— Pomyślmy, pomyślmy… — Odpowiedział mężczyzna. — Świadkowie niechętnie zmieniają zdanie, więc myślę, że będą potrzebowali koło stówy na głowę…
Kobieta jęknęła.
— Ale kolejna rozprawa, zwoływanie ławy, urzędników z Perły, poprawki w raporcie dla Dyktatora… Sama rozumiesz Tatiano, dla mnie, rewizora, to ogrom dodatkowego zachodu. Tysiąc. Czyli łącznie wychodzi nam… Fiu, fiu, fiu, całkiem tanio. Tysiąc trzysta waluty.
Szczurołap szybko przekalkulował to w głowie. Facet prosił o sporo. Naprawdę sporo. Więcej niż roczny zarobek sporej części społeczeństwa. Więcej, niż koszt niektórych niewolników. Ale jeżeli mówił prawdę… To do cholery, był rewizorem. Urzędnikiem nadzorującym prawo i porządek na stacji, odnoga władzy Perły. Tatiana, kimkolwiek była, nie mogła zbyt wiele zdziałać. Rewizor miał wszystkie asy w swoim rękawie.
— T-to… To niedorzeczne! Nie mam takich pieniędzy! Czego ty oczekujesz?! Że będę się sprzedawała po kątach i ciemnych alejach?!
— Cieszę się, że wychodzisz z inicjatywą, ale to nie będzie konieczne. Mieszkanie.
— …Co?
— Sprzedaj je, zapłać mi, a Anton wyjdzie na wolność.
— Ty… Zapomnij o tym! Tyle lat krzątaliśmy się z ojcem po peronach tylko po to, żeby żyć jak ludzie. Nie sprzedam, po moim trupie!
— A nie trupie twojego brata? W końcu nie będą czekali z wyrokiem przez wieczność, Tatiano.
— Ty… Ty… Ty żmijo oślizgła! Ty przebrzydła, zakrawacona żmijo!
Głośny trzask. Krótki pisk kobiety.
— Uważaj na język, ja nie jestem jedną z twoich peronerii.
Kobieta dyszała głośno, lecz milczała.
— Decyduj. Dostanę moje pieniądze, a Anton wróci do Ciebie czy zostawisz go w więzieniu, by zgnił?
Chwila ciszy.
— Daj mi kilka dni. Muszę pomyśleć.
— Kilka dni? Ojej… No dobrze. Jednak radziłbym się pospieszyć. Wyciągnięcie twojego braciszka z Stalagu będzie już znacznie trudniejsze, no i kosztowniejsze, oczywiście.
— Trzy dni. Daj mi trzy dni. Błagam.
— Nadużywasz mnie Tatiano… Ale niech będzie. Za trzy dni przyjdziesz tutaj, a ja rozwiążę wszystkie twoje problemy. Miłej nocy.
W końcu zza łuku dobiegły oddalające się kroki. Jedna, dwie, nie, trzy pary stóp. Trzy pary męskich stóp odchodziły w głąb stacji, zostawiając za sobą dźwięk cichego, żeńskiego łkania.
-
//Czyli ona tam została, tak? I jak pójdę dalej to na nią wpadnę?//
-
// Mhm. //
-
Sytuacja rzeczywiście była nieciekawa. Na szczęście kobieta trafiła na bohatera metra, człowieka o wielkim sercu, obrońcę słabych i uciśnionych, który rabuje bogatych i daje biednym… A, nie, chwila, nie do końca, Szczurołapa gówno to obchodziło na dobrą sprawę. Zamiast o tym, kim jest ta kobieta, w co się wplątała, a tym bardziej jak jej pomóc, zastanawiał się nad czymś innym: czy jeśli zniknie, to tamten gość, rewizor, może więcej na tym zyskać, i nie wnikać w szczegóły, czy jednak straci na tym tyle, aby spróbować śledztwa. Nie żeby Szczurołap nie obawiał się posiadania wrogów, ale może niekoniecznie takich jak on, musiał mieć o wiele więcej, niż żądał od tej całej Tatiany, a za tyle mógł wynająć całą zgraję wrednych najemników.
-
Szczurołap [T- 10 (Wydarzenie)]
Po chwili namysłu, jego co najmniej na pewno nie szczurzy mózg wysunął następującą teorię: Jeżeli zniknięcie kobiety mogłoby przynieść rewizorowi zysk, to dlaczego sam by tego zniknięcia nie spreparował? W końcu człowiek zawierający takie układy na pewno wiedziałby do kogo uderzyć, by Tatiana zniknęła na zawsze z scenerii stacji. Potrzebował jej, choć łowca nie mógł wiedzieć jak bardzo. Czy na tyle, by zapłacić za nią sporą sumką w walucie? A może wręcz przeciwnie, jego zainteresowanie kobietą było na tyle niewielkie, że jej zaginięcie potraktowałby wzruszeniem ramion? To wiedział tylko on sam i duchy tuneli…
-
Jakby tego nie przedstawić, w obu wypadkach był to dla niego zysk: jeśli mężczyzna się nią nie zainteresuje i uzna to za kolejny problem z głowy, Szczurołap zarobi na niej, sprzedając ją do burdelu lub dostanie pieniądze za okup, jeśli dobrze to rozegra, co gwarantowało większe zyski, ale i większe ryzyko. Tak czy siak, kto nie ryzykuje, ten nic nie zdobywa, więc postanowił postawić na tę niepewną kartę. Odłożył lekko kołkownicę na ziemię, dał znać kompanowi, aby został tam, gdzie stał, sam zaś dobył maczugi i ruszył szybkim krokiem w stronę kobiety, bez zbędnych wstępów, licząc na element zaskoczenia i to, że w jej stanie nie za bardzo będzie mogła się bronić, wymierzył jej cios maczugą, który wyważył tak, jak wiele innych w swojej karierze: aby trafić w głowę, na tyle lekko, aby jej nie zabić czy trwale oszpecić, ale przy tym odpowiednio mocno, aby upadła bez przytomności na ziemię.
-
Szczurołap [T-10 (Wydarzenie)]
Nawet nie zauważyła nadchodzącego zagrożenia, klęczała na zimnej posadzce, odwrócona tyłem do Szczurołapa. Maczuga uderzyła ją w tył czaszki, odrzucając do przodu bez przytomności.
Herszt bandy przyjrzał się jej. Jeżeli Tatiana miała być jego inwestycją, to chyba nieźle trafił. Miał pod swoimi nogami dwudziestoparę, może trzydziestoletnią kobietę o słomianych włosach uwiązanych w kucyk. Jej twarz była proporcjonalnie ładna i jasna, choć nieco stłamszona trudem pracy. Jej policzki pokryte były piegami. Nosiła błękitną chustę na głowie, wełniany sweter w romby i prostą suknię opadającą do jej stóp.
-
Dał Kulawemu znak, aby podszedł bliżej, a sam odłożył maczugę, biorąc za to do rąk liny i nóż. Odciął ze sznura kilka mniejszych fragmentów, krępując z ich pomocą nogi kobiety w udach, łydkach i kostkach, a ręce za plecami w nadgarstkach, ramionach i przedramionach. Na koniec wepchnął jej do ust jedną ze szmat, drugą obwiązał usta, a kolejną zawiązał oczy. Sprawdził też, czy jego uderzenie nie wywołało zbyt wielkich obrażeń.
-
Szczurołap [T-10 (Wydarzenie)]
Na potylicy kobiety powoli wzrastał guz, lecz nie był inny od pozostałych, jakie Szczurołap nabił w swojej karierze, więc nie musiał się nim martwić. Nie było krwi, skóra kobiety nie siniała, wszystko wydawało się w porządku.
— Dwie lalunie na jednym ogniu, co? Szkoda, że w Metrze nie ma tyle bezpańskich nóg, co bezpańskich bab, eh… — Kulawy westchnął zza jego pleców, przyglądając się Tatianie.
-
- Może za nią dostaniemy więcej, niż jakbyśmy ją po prostu sprzedali do burdelu. - odparł z paskudnym uśmiechem na gębie. - No, wyjaśnię później. Idziemy dalej.
Schował broń i wszystko inne na swoje miejsce i przerzucił sobie kobietę przez ramię, kontynuując marsz. -
Szczurołap [T-8 (Wydarzenie)]
Dalsza trasa nie nastręczała trudności. Przewijali się drożnymi korytarzami technicznymi, szybko posuwając do przodu. Czasem napotykali drobniejsze mutanty, uciekające przed samym światłem ich latarek, za to żadnej ludzkiej duszy. Choć oczywiście było im to na rękę, to zwykle napotykało się tu przynajmniej kogokolwiek, szmuglerów alkoholu czy całe grupy najemników, mijanych w milczeniu i wymianą napiętych spojrzeń. Mały ruch?
Problemy napotkali dopiero zbliżając się do swego celu, Perły.
Nie więcej niż pięćset metrów od bocznego wejścia na stację, korytarz którym dotychczas pokonywali swoją trasę okazał się… zamurowany. Przed Szczurołapem i Kulawym wyrastała ściana z czerwonej cegły, zaprawiona solidną ilością betonopodobnego spoiwa.
— Cudo. Chce Ci się przeciskać przez odpływy? — Zapytał jego towarzysz, przyglądając się to murowi, to szefowi.
Odpływy pod tunelami. Używało się ich tylko wtedy, gdy nie pozostawały żadne inne opcje. Wypełnione brudem i siedliskami mutantów, rzadko kiedy oferowały więcej przestrzeni niż metr wysokości i odpowiednio metr szerokości. Przeciskanie się przez nie wymagało od groma wysiłku, ale było możliwe. Niektórzy próbowali zejść jeszcze niżej, do kanalizacji, jednak ta trasa była najbardziej ryzykowna z wszystkich. Półświatek już dawno chciał wytyczyć tam trasy, jednak zawiłość burzowców, studzienek i wąskich rur pozbawił życia tylu wysyłanych tam badaczy, że nawet najbogatsze mafie zrezygnowały z tego pomysłu lata temu.
-
Nim odpowiedział, zastanowił się nad innymi opcjami. Poza tym, że musieli przejść obaj, a Szczurołap był byczym chłopem, zaś Kulawy mógł mieć trudności przez swoją protezę, to musieli przecisnąć przez odpływ również obie kobiety. Wizja brudu go też nie urządzała, choć o wiele bardziej obawiał się mutantów. Może i nic wielkiego tam nie wlezie, ale i tak ciężko odganiać się od takich małych pokurczów w takich warunkach. Więc co poza odpływem?
-
Szczurołap [T-8 (Wydarzenie)]
Powierzchnia. Szczurołap dobrze wiedział o przejściu w piwnicy jednego z biurowców położonych na przekątnej placu Powstańców, a także o studzience przy zawalonej restauracji, do której przebito korytarz łączący podziemia z powierzchnią.
Nie wiedział jednak, jakie warunki panowały teraz ponad warstwą betonu i ziemi oddzielającą ich od miasta. Jeżeli niedalekim włazem wyszliby wprost w zamieć i wiatr świętej Anny, mogłoby być nieciekawie. Jedyne, czego mógł się domyślić, to tego, że teraz panowała tam noc.
-
//Podsumowując: Moje opcje to przeciskanie się tunelem, wyjście powierzchnią, a potem przekradnięcie się tamtędy i coś jeszcze?//
-
// Tak, przekradasz się powierzchnią do ukrytego przejścia i cyk, jesteś na Perle. Przy czym wspomniałem o dwóch opcjach, przejściu w biurowcu i studzience przy zawalonej restauracji.
Btw zawsze możesz iść na solo z Gwardzistami, o ile chciałbyś się pozbyć postaci. //
-
//Nie, nie mam zamiaru zabić tej postaci, choć taka walka to pewnie byłoby coś.//
Nie widząc wielu opcji, skreślił kompanowi plan i zabrał się za jego wykonanie. Mianowicie postanowił spróbować przebić się powierzchnią, uważając to za lepszą opcję, jeśli alternatywą był tunel, w którym ciężko się poruszać, a co dopiero obronić, przyspieszyć lub kompletnie się wycofać. Zwłaszcza, że musieli przenosić jeszcze dwie kobiety. Dlatego wybrał powierzchnię, a dokładniej piwnicę w biurowcu. Lepsza opcja, bo jeśli na zewnątrz warunki pogodowe nie sprzyjają, to przynajmniej nie wlezą w jakieś gówno ot tak, a będą mieli jeszcze czas się wycofać lub przeczekać tam na poprawę pogody. Tak czy siak, plan był, trasa obrona, ruszyli więc w drogę. -
Szczurołap [T-8 (Wydarzenie)]
Korytarze techniczne co rusz wyzierały na powierzchnię, czy to dawnymi otworami wentylacyjnymi czy włazami, więc cofnięcie się do najbliższego nie stanowiło żadnego problemu. Po krótkiej wspinaczce po szczeblach ruściejącej drabinki Szczurołap mógł podważyć prowizoryczną pokrywę i wyjrzeć na zewnątrz.
Tym, co mógł stwierdzić z całą pewnością, był fakt tego, że jest ciemno. A jeżeli na powierzchni jest ciemno, to znaczy że trwa noc. Skoro trwa noc, mutanty będą chętniej szukały żarełka, ale z tym liczył się już wcześniej. Bardziej interesujące były inne elementy: mniej więcej w połowie jego drogi do biurowca wyrastały strażnice chroniące bram Perły. Reflektory nie oświetlały okolicy, co miało swoje pozytywy, bo na pewno ułatwiało Szczurołapowi niezauważone przejście tamtą okolicą, ale też nieco utrudniało sprawę, bo będzie zmuszony do poruszania się w kompletnej ciemności. Przynajmniej nie miał przed sobą trudnej drogi, mógł przejść ją dosłownie w prostej linii, mijając stopy samego Klaudiusza (//pomnik Powstańca//) i tak trafić do biurowca.