Begin
- 
Spojrzała na nią uważnie przekrzywiając nieco główkę, chociaż poczuła jak przez jej ciało przechodzi dreszcz. Dreszcz ekscytacji oraz radości wywołany faktem, że nie tylko może się teraz poruszać, ale i mówić. Zdawało się to tak cudownym, wręcz nierealnym scenariuszem, że zaczęła podejrzewać jego iluzoryczność. 
 - Czy ja… śpię?
 Spytała dziewczynę patrząc na nią wzrokiem wręcz błagającym o przeczącą odpowiedź. Bo mimo przeczącego logice stanowi swego ciała wolała zdecydowanie bardziej aktualną sytuację niż tamto łóżko i wiecznie brudny sufit.
- 
— Przecież właśnie się obudziłaś, nie? Chyba potrzebujesz czegoś do jedzenia, w końcu mało kto ogarnia tuż po przebudzeniu. 
 Dziewczyna odłożyła pióro.
 — Wstajesz? Nie jestem w nastroju do przynoszenia śniadań do łóżka.
- 
// Ale czemu zaraz szajbuska  // //Odsunęła od siebie brudne talerze. 
 — U Ciebie trzeba płacić czy też jesteś komuchem? — Spojrzała na barową.
- 
//nie muszę się tłumaczyć// — Powiedzmy, że to drugie. Ostatnimi czasy coraz więcej osób określa to w ten sposób. 
- 
// Bruh. // — No coś ty. — Skrzyżowała ramiona. — Czyli ogólnie nie często witacie tutaj “nowych”? 
- 
— Wręcz przeciwnie. Czasem nawet kilka osób dziennie, zależy od danego dnia. Czemu pytasz? 
- 
— Z ciekawości. A co? To dziwne pytanie? — Spojrzała na nią. 
- 
— Z ciekawości pytam — odpowiedziała niewinnie. — Co dziś planujesz? 
- 
— Pogadać z Kizuką. — Odpowiedziała z marszu. 
- 
Pokiwała głową i życzyła Adahy powodzenia. 
- 
— Wiesz, gdzie ją znaleźć? — Zapytała bez ogródek. 
- 
— W zasadzie wszędzie i nigdzie. Pojawić może się tam, gdzie ma ochotę, ale żeby jej szukać? Najprościej pewnie byłoby odwiedzić ją w Kotrii. 
- 
Zmarszczyła brwi. 
 — To daleko? Brzmi daleko.
- 
— Dziś byś dojechała. Kilka godzin drogi wozem. Marszem niewiele więcej. Kwestia uporu. 
- 
— Spoko. — Pokiwała głową, obmyślając czy chce już dzisiaj tam wyruszyć. — W którą to stronę? Potrzebuję mapy czy droga jest prosta? 
- 
— Najprościej będzie złapać wóz do Rebel, a z Rebel na pewno będzie ktoś jechał do Kotrii. 
- 
“Rebel, Kotria, tam znaleźć Kizukę. I mam szansę jeszcze dzisiaj dojechać… Nie ma na co czekać.” Stwierdziła milcząco, w myślach opracowując plan drogi. 
 — Świetnie. — Przeciągnęła ramiona, podnosząc się z taboretu. — I dzięki.
 Od razu opuściła bar i skierowała się wprost do hotelu, by stamtąd zebrać swoje pozostałe rzeczy i udać się w drogę.
- 
Pan Hejter 
 Dimitry obudził się nagle. Czuł ból pulsujący mu w skroniach. Przez dłuższą chwilę był nim przytłoczony, jednak gdy się otrząsnął i wyszedł z otępienia, zorientował się, że coś jest nie tak. Słyszał w pobliżu konia, jednak przeczuwał, że to nie jego wierzchowiec. Było mu ciepło, pachniało sianem, a gdzieś w oddali słyszał dziecięce śmiechy. Gdy się rozejrzał, zorientował się, że siedzi w kącie stajni.
- 
Dimitrii natychmiast połączył fakty: jeśli przeżył bitwę to znaczy że jest w jakimś obozie. Ale czy został wzięty w niewole przez francuzów czy uratowali go swoi? To istotna zagadka. Udając wciąż nieprzytomnego z zamkniętymi oczami nasłuchiwał języka aby połapać się wśród jakiego narodu się znajduje. Przy okazji powoli ręką szukał swojej szabli i bandoletu, gdyby był zmuszony do samoobrony. 
- 
Radio 
 W hotelu Suseł zajęta była czytaniem książki. Spojrzała przelotnie na Adahy, ale nic nie powiedziała. W pokoju nic się nie zmieniło, raczej nikt do niego nie wchodził. Nie było wiele rzeczy do zabrania. Przez okno Adahy miała widok na morze i bawiące się na podwórzu dzieci.Pan Hejter 
 Szablę miał przy sobie, jednak po bandolecie nie było śladu. Po jakimś czasie usłyszał kroki i kobiecy głos, nucący nieznaną mu melodię. Dziewczyna przemówiła do najwyraźniej do któregoś konia, bo wspomniała, że przyniosła mu jedzenie. Jeśli chodzi o język, w jakim mówiła, to tutaj Dimitry czuł swego rodzaju dysonans poznawczy - rozumiał jej mowę, jednak z drugiej strony czuł, że nie mówi w znanym mu języku.
 



