Morze Grafitowe
- 
— Na pewno warto zacząć od Shizuo. To taki wysoki blondyn, zazwyczaj łatwo go znaleźć po tym, ile hałasu narobi. 
- 
Zanotowała imię mężczyzny w pamięci. 
 -Okej, nie powinnam chyba już panu przeszkadzać, skoro zbliżamy się już do Seyo. Dziękuję za odpowiedzi na moje pytania - uśmiechnęła się lekko.
- 
Zdjął na moment kapitańską czapkę i nawet lekko się ukłonił. 
- 
Nie była do końca pewna, jak odpowiedzieć na ukłon, dlatego sama lekko się ukłoniła. Oparła się o poręcz i obserwowała zbliżające się powoli miasto czekając, aż dobiją do portu. 
- 
Zmiana tematu 
- 
Ksiu Zasnął dosyć szybko. Odpłynęli. Kiedy się obudził, lekko go mdliło. Słyszał szum morza i rechot tego drugiego marynarza. 
- 
- Jezu, aż mi się desant w Saharze Zachodniej przypomina… - Złapał się za brzuch i wykonał kilka ćwiczeń oddechowych, by pozbyć się nieprzyjemności. 
- 
Nikt mu na to nie odpowiedział. Było słonecznie i dość spokojnie. Śmiechy ucichły. Ojciec Eveline i ten drugi marynarz rozmawiali. 
- 
Przysłuchał się rozmowie i rozejrzał się wokół. 
- 
Widział w oddali wybrzeże, od którego się oddalali. Mężczyźni rozmawiali o jakiejś kobiecie, chyba barmance, którą Dokja napotkał. 
- 
I co o niej mówili? 
- 
— Ładna dupa jest. Temu twojemu zięciowi też by mogła ładnie popalić. 
 Kapitan znów się zaśmiał.
- 
- Ale z charakteru wredna. Chociaż kapitanowi lizała dupę równo, to można podbijać myślę. 
- 
Popatrzyli na niego. Kapitan westchnął, grubasek parsknął śmiechem. 
 — Podobno wojak jesteś — rzucił po chwili, gdy przestał się śmiać.
- 
- Byłem. 
- 
— A co, zdezerterowałeś? 
- 
- Nie. Zdechłem tak jakby. 
- 
— Ciekawe. Ale nie z własnej woli? 
- 
- Miałem wracać do kraju, ale jakieś skurwysyny akurat napadły bazę, gdy się pakowałem. Dostałem kulkę w łeb i wstałem tutaj. - Pokazał bliznę na czole. 
- 
— Takiej wersji jeszcze nie słyszałem. Zazwyczaj jak ktoś po śmierci tu trafia, to sam się zabił. 
 


