Rhea
-
“Wiesz przecież, że nie wiem więcej niż ty,” Odparła Brush. “I nie mam pojęcia, gdzie jest ich wódz, ani nawet czy jakiegoś mają. Ale zacząć tańczyć… to akurat jest jakiś pomysł. Chcesz prowadzić?”
-
Kiss the Alderman nie umiała tańczyć. Oczywiście, nie miała zamiaru się do tego przyznać. Zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu szukając wzrokiem innych tańczących osób, by móc kopiować ich ruchy i udawać, że wie, co robi.
“Jasne, czemu nie” powiedziała wyciągając rękę do 5 Dollar Varghese Brush.
-
Brush chwyciła swoją lokatorkę za dłoń i we dwie zaczęły tańczyć. A przynajmniej miał to być taniec, niestety Brush nie miała ani trochę większych umiejętności tanecznych niż Kiss. Zamiast tego było dużo deptania sobie po stopach, nienaturalnych ruchów i zwracania na siebie uwagi całej sali.
W pewnym momencie oczy wszystkich oderwały się od dwóch dziewczyn i zamiast tego skupiły się na podium. Stanęła na nim zamaskowana postać… nie, o ile ów postać jak każdy miała czarny płaszcz i dziób ptaka, w jej przypadku dziób był prawdziwy, zrośnięty z twarzą jak u fauna. Wyglądało to niemal śmiesznie, z tym że ani człowiekowi-ptakowi ani reszcie sali wyraźnie nie było do śmiechu. Część zamaskowanych ludzi uklękła przed podium, większość po prostu wpatrywała się w jego stronę.
-
Russel wpatrywał się w Rheę przez sztuczne okno desantowca. Miał całkiem dobry widok na całą północną półkulę księżyca, w tym na jego stolicę, tysiącletnie miasto Magna Mater w którym mieściły się siedziby wszystkich gałęzi Rhea Industries. To że statek był w stanie zbliżyć się tak bardzo do powierzchni bez narażania się na wykrycie. Szkoda tylko że ta funkcjonalność przyszła kosztem rozmiaru - poza małym kokpitem statek miał tylko jedno pomieszczenie, w którym upchanych było wszystkich jedenastu członków drużyny siódmej.
“Jak tam nastroje, komandosi?” Zapytał Sierżant Itsuki, głównodowodzący oddziału który zaraz miał dokonać szturmu na powierzchnię. “Gotowi napisać historię?”
-
“Nie bez powodu nazywają nas Najwierniejszymi sierżancie!” Zawołał głosem przepełnionym zapałem w odpowiedzi. Był zwarty i gotowy, w końcu przygotowywano ich do tego rok. Wiedział że zapewne z tej misji już nie wróci ale to nie umniejszało jego zapału.
Lepiej zginąć za trzech bogów i dobro ludzkości niż żyć dla samego siebie, myślał Russel. -
Pozostali żołnierze odpowiedzieli pomrukiem poparcia. Wszyscy zgodzili się podjąć tej misji, lecz żaden nie dorównywał Russelowi entuzjazmem.
“I tak ma być!” Klasnął sierżant. “I nie bójcie się, za kilka godzin odetniemy głowę węża. Nie mówiłem o tym dotąd z obawy o… podsłuchy wroga, ale przydzielono nam specjalny sprzęt do skoków z orbity niskiej. Skurwiele nie mają z nami szans!”
Na to żołnierze odpowiedzieli mniej pozytywnym pomrukiem. Przed misją była mowa o niebezpiecznym desancie, ale żeby skakać z samej orbity? Takich manewrów praktycznie nie wykonywano poza symulacjami.
-
Russel przez chwilę zastanawiał się czy pozostali komandosi aby na pewno zasługiwali na tytuł Najwierniejszych, ale z drugiej strony skoki z orbity były bardzo niebezpieczne i jest naprawdę wiele rzeczy które mogłyby pójść nie tak. Cóż, wykorzystał te kilka chwil by w głowie pomodlić się jeszcze raz do Yeyr’a o ochronę, by dotrzeć do powierzchni księżyca bezpiecznie i siłę do walki, by zabić jak najwięcej plugawców.
-
“Nie martwcie się, poza wsparciem bogów mamy obliczenia wskazujące na powodzenie operacji,” Powiedział sierżant, wyciągając z bagażnika duży i wyraźnie ciężki plecak. “Z tym sprzętem będziemy w stanie automatycznie zwolnić, wykorzystując tarcze magnetyczne miasta. Jedyny problem to kopuła dachowa przez którą trzeba się przebić, ale dlatego mamy uzbrojony okręt. Wybijemy dziurę w ich dachu i skoczymy prosto przez nią. Spadochrony mają wbudowany mały napęd odrzutowy, więc nawet jeśli nie wycelujemy idealnie będziecie mogli dokonać poprawek w locie. Jakieś pytania?”
-
Russel nie miał żadnych pytań, w głowie odmówił jeszcze tylko kilka modlitw i czekał na rozkaz do założenia spadochronów.
// Sorry że mnie tu długo nie było -
“Znakomicie,” Sierżant powiedział z uśmiechem. “Załóżcie wasze spadochrony i ustawcie się przy wejściu. Jeden za drugim, obojętnie jak byle się nie bić o zaszczyt bycia pierwszym na dole.”