Los Angeles [USA]
-
Również się pożegnał i od razu odwrócił do kilku klientów, którzy zajęli twoje miejsce. Co do ciekawych rzeczy, to musiałeś przyznać, że nie widywałeś tak często policyjnych patroli, czy to radiowozów, czy chodzących parami lub trójkami funkcjonariuszy. Raz nawet minęła cię opancerzona furgonetka antyterrorystów. Poza tym jednak nic szczególnego nie przykuło twojej uwagi.
-
Lue
Australijczyk stanął na chodniku przed lotniskiem. Rozejrzał się dookoła. Był tutaj. Wreszcie, po kilku godzinach lotu, był tutaj! Zaciągnął pełną pierś powietrza i… Zakaszlał, nieprzyzwyczajony do takiej ilości spalin w powietrzu.
— Crikey. — Mruknął do samego siebie, odsuwając ramię od ust. — I to jest miasto!
Na dobry początek wypadałoby zgłosić się gdzieś, jako niezależny bohater. Hmm… Mógł to przemyśleć nieco lepiej. Ale hej, od czego są punkty informacji turystycznej i nie wiem, policjanci? Na pewno oni mu z tym pomogą.
Tak myśląc, wziął swoją torbę pod pachę i udał się pieszo w kierunku centrum, wypatrując miejsca lub osoby, u której mógłby zasięgnąć informacji.
-
Funkcjonariusze ochrony i zwykli policjanci kręcili się na lotnisku w o wiele większej ilości, niż w Australii, ale nie wiedziałeś, czy jest tak w każdym mieście w USA, czy może tylko tutaj. Tak czy siak, mogłeś zapytać o drogę któregoś z nich, ale już na lotnisku odnalazłeś tak biuro informacji, zawierające ogólne wskazówki dla podróżnych, oraz małą budkę z typowo turystycznymi mapami, broszurami i tym podobnymi.
-
Czyli dokładnie to, czego potrzebował! Udał się do budki, siadając w środku i zabrał za przeglądanie ulotek, mając nadzieję, że któraś z nich powie coś na temat spraw bohaterstwa w mieście. Jeżeli nie znalazł tego w ulotkach, spojrzał na mapę. Może z niej dowie się czegoś więcej.
-
Niestety, superbohaterzy nie byli tu atrakcją turystyczną, a budka oferowała tylko i wyłącznie tego typu materiały, więc ta próba znalezienia informacji spaliła właśnie na panewce.
-
— Bugger. — Wymruczał do siebie pod nosem, odkładając ulotki. Udał się w takim razie do biura informacji turystycznej.
-
Nie było ono szczególnie oblegane, więc nie czekałeś długo, aż przyjęła cię całkiem ładna, młoda blondynka z szerokim uśmiechem na ustach. Pewnie obdarzała nim każdego, a lata praktyki sprawiły, że wyglądał prawie jak autentyczny.
- Dzień dobry panu. Witamy w Los Angeles. W czym mogę pomóc? -
— Cóż, na sam początek mogłaby mi pani powiedzieć gdzie w Los Angeles jest jakiś… urząd? Siedziba? — Pstryknął palcami. — Pal licho co, ale jakieś miejsce, w którym facet może zgłosić się do walki z przestępczością.
-
Przekrzywiła lekko głowę i zamrugała kilkakrotnie. Zdziwienie malujące się na jej twarzy z pewnością było o wiele bardziej szczere, niż uśmiech.
- Cóż… Nie dostaję zbyt często takich pytań, ale mogę pana zapewnić, że nasze służby doskonale sobie radzą, choć z pewnością doceniliby pana… pomoc. -
— Też tak myślałem, w końcu gdyby było inaczej, to ta cała Agencja nie prosiłaby o pomoc, nie? — Zaśmiał się. — To gdzie mam iść?
-
//Jak rozumiem gość nie załapał aluzji i dalej drąży ten sam temat, tak?//
-
// Tak jest. Chyba. ale tak. //
-
- Tak jak mówiłam, nasze służby porządkowe i funkcjonariusze Agencji radzą sobie dobrze. - powtórzyła, z nieco większym naciskiem. - Ale jeśli potrzebowaliby pana pomocy, na pewno by się odezwali.
-
— Oj, ale skoro o Agencji mowa - przecież sama apelowała o pomoc. Widziałem na własne oczy, w internecie!
-
Z westchnięciem, które miało oznaczać, że cierpliwość się jej kończy, wręczyła ci jeden z przewodników turystycznych, na których zaznaczyła coś wcześniej długopisem.
- To, z tego, co mi wiadomo, główna siedziba Agencji w mieście. Proszę tam iść i z porozmawiać właśnie z nimi. - powiedziała. -
— No, o to chodziło, dzięki! — Zasalutował żartobliwie z uśmiechem na ustach, wychodząc z biura informacji turystycznej. — Do zobaczenia!
Gdy tylko stanął na zewnątrz zbadał przewodnik i spróbował zorientować się w terenie, by następnie udać się w kierunku siedziby Agencji.
-
Dobrym punktem wyjścia będzie opuszczenie lotniska. Później możesz udać się na miejsce pieszo, to około trzy, może trzy i pół kilometra, ale nic (poza ograniczonymi funduszami, które na obecną chwilę posiadasz) nie stoi na przeszkodzie, żeby skorzystać z miejskiej komunikacji albo złapać taksówkę, zwłaszcza, że zarówno autobusy jak i taksówki odjeżdżają spod samego lotniska.
-
Taksówka to, autobus tamto… Miał parę nóg, to ich użyje, pieniądze jeszcze się przydadzą. W końcu to nie tak, że obtarcia wywrą na nim wrażenie, nie? Wrzucił uśmiech na usta i najpierw postarał się opuścić lotnisko, a później ruszył w kierunku swego celu.
-
Około połowę drogi przebyłeś spokojnie, całkiem solidnym tempem, a ładna pogoda tylko utwierdzała cię w przekonaniu, że to był doby wybór. Spokojną atmosferę przerwało nagłe wycie syren, które pochodziło od kilku gnających ulicą radiowozów lokalnej policji. Minęły cię, a ludzie wokół zdawali sobie nic z tego nie robić, więc to nie może być nic poważnego… Prawda?
-
Nic poważnego?! Przecież nie widział takiej ilości radiowozów od lat (choć to raczej miało związek z tym, że większość życia spędził na odludziu), coś na pewno się stało! Tym bardziej biorąc pod uwagę, że właśnie Los Angeles było miastem, w którym sytuacja nie była prosta. Pobiegł za radiowozami, przeczuwając, że może będzie to sytuacja, w której jego para rąk się przyda.