Koszary Straży Miejskiej
-
Odgrodzone murem od reszty miasta, koszary straży miejskiej są przybytkiem stworzonym specjalnie dla strażników. Nie tylko Ci mogą tutaj wypocząć, ale też umiejscowione są tutaj biura ważnych osobistości takich jak Kapitana Straży Miejskiej. Nie brakuje tutaj miejsca do ćwiczeń zarówno walki bronią białej jak miecz, włócznią czy halabarda, ale także dystansowej w tym nowoczesnych muszkietów.
-
Klaus Il Spazzio
Klaus, wraz z swoim kompanem przybył w pobliże zabudowań Koszar Straży Miejskiej. Gdzieś tutaj spodziewał się odnaleźć werbownika, o którym była mowa w ogłoszeniu.
-
Przed wejściem do koszar stała dwójka strażników, którzy nie wyglądali na przyjemnych ani zbyt ruchliwych. Oboje mieli brzuchy, więc nie byli z tych, co to uganiają się za rabusiami, a przynajmniej na takich nie wyglądali. Kiedy tylko Klaus zbliżył się wystarczająco, to jeden z nich, ten z brodą w kolorze ciemnym, zablokował wejście halabardą.
- Godność i po co przychodzą? - zapytał tonem, który zdradzał, że już wiele razy musiał powtarzać to pytanie. -
Klaus Il Spazzio
— Zwę się Klaus Il Spazzio. — Odpowiedział, umyślnie nie dodając swego tytułu. — A to mój towarzysz, Jurko Sawicz. — Wskazał machnięciem dłoni na kompana. — Przybyliśmy w sprawie ogłoszenia o trollu, który prześladuje karawany. Chcielibyśmy się go podjąć.
-
Jurko
Skinął głową na potwierdzenie słów swojego towarzysza. Nie odzywał się, przynajmniej na ten moment, gdyż nie było takiej potrzeby.
-
Jurko & Klaus
Strażnik zmierzył dwójkę wojów dokładnym wzrokiem jakby chcąc ocenić ich szanse, po czym oznajmił.
- Kapitan Straży Benedykt Pierwszy rodu Farenhauf zwany po wsiach Żelaznym Baronem czeka w pierwszym budynku na lewo, tam ma swoje biuro i to on wyznaczył nagrodę po tym jak troll zabił pięciu naszych. - powiedział i zabrał swoją halabardę z przejścia, a drugi strażnik uczynił to samo. Teraz dwójka dzielnych wojaków mogła iść dalej. -
Klaus Il Spazzio
Klaus jedynie kiwnął głową, słysząc te rewelacje i minął strażników, idąc w wskazanym kierunku. O wiele bardziej od ich gadaniny interesowała go postać wspomnianego kapitana straży, a raczej tego, skąd wziął się jego przydomek ,Żelaznego Barona" - od żelaznej ręki wymierzonej w bandytów czy w uciskanie wieśniaków?
//Wybacz za tak długą zwłokę. Nie mam ostatnio głowy do PBFów. //
-
Jurko
Żelazny Baron? Nigdy o takim człowieku nie słyszał, kiedy Sine Wody jeszcze istniały. Niemniej, warto byłoby się zapoznać z kapitanem straży, bo w końcu to od niego otrzymają więcej informacji na temat zlecenia. Ruszył więc za Klausem w stronę budynku, o którym mówili strażnicy.
-
Dotarliście do budynku, a przy okazji minęliście masę ćwiczących strażników. Jedni trenowali walkę bronią białą najczęściej halabardami, drudzy sięgali po kusze, a trzecie grupy po bardziej nowoczesną broń - muszkiety. Wszyscy w pocie czoła zasuwali. Kiedy Jurko i Klaus trafili do budynku to przypominał on małe biuro, zaś za biurkiem siedział człowiek. Starszy mężczyzna. Na głowie nosił czepiec skórzany, brodę miał to z lekką siwą w połowie, a wyżej czarną, a do tego posiadał protezę ręki. Nie byle jaką, bowiem śmierdziała ona magią na kilometr, na co wskazywały runy świecące się na nią. Proteza była normalnego kształtu, żadnych tam wygibasów i robienia wielkiej pięści zagłady. Kiedy Żelazny Baron was zobaczył to spojrzał z zaciekawieniem.
- W jakiej sprawie przychodzicie? Oby to było coś ważnego. - powiedział przewracając kolejną stronę z dokumentami. -
Klaus rzucił prędkie spojrzenie na protezę, a raczej na przyciągające uwagę swoim światłem runy, którymi była pokryta. Zagadka tego skąd wziął się przydomek dowódcy wydawała się w tym momencie już w sporej części wyjaśniona. Szybko jednak odwrócił wzrok. Nie chciał się gapić jak prostak.
— Jesteśmy tu w sprawie ogłoszenia na trolla. — Odpowiedział. — Podejmiemy się go.
-
Osłonięty od pewnej śmierci przez kapelusz i cień rzucany przez jeden z budynków oraz otoczony przez stertę wypalonych i zdeptanych przez lata petów, Jeremy zajął swoje ulubione miejsce pod murem - w lokacji specyficznie wybranej, by nie być widzianym z okna komendanta - i zapalił któregoś już dzisiaj z kolei papierosa, obserwując w ciszy masakrujących bezbronne słomiane manekiny strażników. Zasadniczo obecność jego i Stonka nie była tutaj oczekiwana przez jeszcze kilka godzin, kiedy to mieli wstawić się i zameldować początek nocnego obchodu, ale w życiu Jeremy’ego działo się poza pracą dosyć mało, a ściemnianie na placu treningowym było nie gorszym sposobem marnowania czasu, niż siedzenie w karczmie i rozpaczanie znowu nad tym jak potraktowała go żona, więc co mu to szkodzi. Oparty o mur, zaczął wypatrywać wzrokiem swego nieumarłego kompana, chcąc zaprosić go do wzięcia udziału w jego krótkiej nieregulaminowej przerwie.
-
Stonko widząc że jego przyjaciel stoi w tym samym miejscu co zawsze i odpala jednego papierosa od kolejnego wygrzebał się ze sterty liści w której leżał bez ruchu ostatnie parę godzin (jako ambush predator/padlinożerca z natury dość dużo czasu spędza siedząc bez ruchu) i omijając coraz mniej liczne plamy światła podszedł do Jerry’ego.
“Czołem, Jeremi. Znowu nie masz co robić przed zmianą?” wycharczał, po czym gestem poprosił kolegę o bucha. -
Jeremy wzdrygnął się lekko i już zaczął sięgać do pasa po swój dzwonek ręczny (jak można przypuszczać, by wezwać wsparcie), kiedy zdał sobie sprawę, że to nie żadna atakująca bestia, tylko zniekształcony ludożerczy ghul leżący w stercie liści.
- Kurwa mać Posterunkowy, jeszcze chwila a o mało bym was potraktował pałką - powiedział mimo tego, że pałka znajdowała się po przeciwnej stronie niż ta, do której sięgał ręką. Na czas rozmowy przeniósł palonego papierosa z ust do ręki, ale nie podał go proszącemu o bucha przyjacielowi. Ba, nawet nie dał po sobie znać, że zauważył wykonywany przez Stonka gest, odwracając wzrok w innym kierunku w podobny sposób, jak wtedy, gdy ktoś popełnia przy nim przestępstwo kilka minut (albo godzin) przed fajrantem - To nie tak, że nie mam co robić, Posterunkowy. Mam bardzo bogate życie towarzyskie, tak się składa. Po prostu żem uznał, że ktoś powinien tutaj przyjść i poduczyć trochę młodziaków, jak to się macha halabardą, o - jego głos zdradzał, że sam nie wierzył w swoje słowa, ale nie chciał otwarcie powiedzieć, że nie miał żadnych planów od dnia, w którym wyrzuciła go żona - A ty? Jakieś plany? W sensie, poza leżeniem w liściach? -
“Jeszcze nie na służbie a już się rządzi.” mruknął Stonko i golnął sobie dla otuchy z maniery, po czym zaczął obserwować trening. “Widać twoją fachową instruktorską rękę, faktycznie. Czasem nawet trafiają w cel a nie w dupę kolegi. Ja nie mam planów. Skupiam się na kompteplacji. Czasem tak sobie leżę w liściach i sobie przemyśliwuję różne rzeczy. Możesz ze mną następnym razem ale w innych liściach bo w tych samych było by dziwnie.”
-
Skinął głową na zgodę. Miał wrażenie, że leżenie całym dniem w stercie liści było dosyć dziwne nie ważne, czy robiłeś to z kolegą, czy samemu, jednak nie chciał tego wypominać Stonkowi. Kwestia różnic kulturowych. Ghul nigdy nie oceniał go za hobbistyczne wiszenie do góry nogami ani spanie w trumnie (a przynajmniej nie robił tego na tyle głośno, żeby było go słyszeć), więc czemu Jeremy miałby odpłacać mu się osądzaniem?
- Mogę - rzucił krótką, niezobowiązującą odpowiedź, wciąż nie patrząc na Stonka - A nad czym sobie tak kompletujesz, Posterunkowy, jeśli spytać mogę?
Przez cały czas nie dał po sobie znać, że usłyszał, jak jego partner bierze łyka z manierki na terenie miejsca pracy. Umiejętność Jeremy’ego do ignorowania przewinień swych współpracowników była nie do pokonania nawet wśród najstarszych stażem członków straży miejskiej. -
“Nic konkretnego. Tak ogólnie że tak powiem.” Stonkowi, zdecydowanie nie wybitnemu konwersjonaliście, skończyły się rzeczy do powiedzenia więc dodał: “Idziemy do karczmy po warcie?”
-
Włożył papierosa z powrotem do ust zastanawiając się nad propozycją swego towarzysza. No, niby przyszedł tutaj, żeby właśnie nie skończyć w karczmie użalając się nad samym sobą, ale miał wrażenie, że pójście do przybytku z Stonkiem było w jakimś stopniu bezpieczniejsze. Jeremy wiedział (a przynajmniej miał nadzieję), że jego partner powstrzyma go od depresyjnego grania pieśni romantycznych w kącie czy mówienia nieznajomym z łzami w oczach o swoich problemach związkowych.
- W sumie czemu nie, możemy iść - zdecydował w końcu i zaczął rozglądać się za kimś, komu mógłby zgłosić, że opuszcza koszary. Nie było to wymagane, zważywszy na to, że jego zmiana oficjalnie się nie zaczęła, ale z tym nowym komendantem to wszystko było niepewne i wolał nie mieć potem problemów. -
Jeremi & Stonko
Nieopodal placu treningowego Jeremi dostrzegł zastępcę kapitana straży Mściwoja z Raviken, który właśnie ochrzaniał jednego z waszych znajomych, niejakiego Filipa, jak się okazało, co można stwierdzić po samej obserwacji, mężczyzna przyszedł wstawiony na służbę.
-
Pomyśleć by można, że widok ten nie był najlepszym znakiem dla wampira, który szukał kapitana właśnie w celu ogłoszenia, że zamierza iść z Posterunkowym Stonko do karczmy, zanim zacznie się zmiana nocna. Nie dość, że Mściwoj był znacznie wyżej w hierarchii od Jeremy’ego, to był dość porządnie wkurzony, co zmniejszało szanse powodzenia misji “uchlać ghula” jeszcze bardziej. Jednak, przeszkody takie, jak te, nie stanowiły w cale tak dużego wyzwania dla doświadczonych markierantów Złotobrzeskiej straży nocnej. Ba, bajerowanie wyższych rangą było umiejętnością podstawową dla osób planujących zostać w wygodnej pozycji posterunkowego lub sierżanta na zawsze, a przez lata wprawy Jeremy i Stonko stali się w sztuce tej dość utalentowani.
- To jak, na co bierzemy go tym razem? - spytał szeptem nachylając się lekko w bok, by być bliżej uszu ghula - Osobiście jestem wielkim fanem “oh, panie kapitanie, proszę pozwolić nam odprowadzić młodego do domu”, ale jestem otwarty na sugestie." -
Stonko zmarszczył twarz w zamyśleniu, co nadało jej jeszcze bardziej groteskowy wyraz.
“Jak chce ci się silić na kreatywność to możemy na dobrego strażnika i złego strażnika. Ty powiesz to co tam chciałeś, a ja zasugeruję że młodego otrzeźwimy i jeszcze na patrol z nami weźmiemy celem edukacji. Można lekko zasugerować że mu wpierdol spuszczę, wiesz że kapitan lubi sposoby proste i fizyczne. Tak czy owak, już nie jego problem, a to przecież o to mu chodzi.” -
Skorzystał z faktu, że i tak musiał dopalić papierosa przed podejściem do Mściwoja, by dopracować w głowie plan. W sumie nad propozycją Stonka nie było co się nawet zastanawiać - dobry strażnik i zły strażnik jest w końcu klasykiem z pewnego powodu. Problem polegał bardziej na tym, że Jeremy wyglądał mniej na dobrego strażnika, a bardziej na bardzo smutnego niewyspanego strażnika, więc wejście w rolę zajęło mu trochę czasu. Przejechał przez włosy ręką, splunął trochę na napierśnik i otrzepał porządnie uniform, zanim dokończył fajkę i dodał ją do jednej z dziesiątek leżących pod murem wypalonych stert.
- Dobra, wiesz co robić Posterunkowy - kiwnął Stonkowi głową po czym zaczął człapać do przodu żwawym, pewnym siebie krokiem. Zatrzymał się dopiero przed Mściwojem, uderzając wpierw bokiem prawej stopy o lewą, by zdobyć jego uwagę, a potem boleśnie dłonią o czołu w najporządniejszym salucie, na jaki było go stać - Sir, czy jest jakiś problem z Posterunkowym Filipem, sir? -
Zastępca straży spojrzał na was z gniewnym wyrazem twarzy.
- Problem? Problem to można mieć jak chce się szczać podczas bitwy w zbroi płytowej. To jest, kurwa, porażka. - powiedział nie ukrywając swoich emocji co do aktu bezczelności, do których posunął się szeregowy Filip. - Jebany, to nie jest jego pierwszy raz. Swoją drogą mało, że to nie jest pierwszy raz. To już trzeci raz w tym tygodniu. Bez żadnego wytłumaczenia przychodzi najebany. - powiedział przedstawiając wam w zwięzły sposób sytuację Filipa, na co sam pijany mężczyzna zaczął coś bełkotać pod nosem.
- Panie kapitanie to się wyklepie! - powiedział szeregowy i czknął, nie jeden, nie dwa, a dokładnie trzy razy. -
“Kaptanie, zgłaszamy się z Jeremim na ochotników. Dobry wizerunek straży to obowiązek każdego z nas.” wychrypiał Stonko i zasalutował niechlujnie. “Weźmiemy młodego na rześki spacer, ocucimy, urządzimy pogadankę umoralniającą i weźmiemy z nami na patrol coby się nie pałętał.” Stonko co prawda nie wiedział w jakim wieku jest Filip, rozpoznawanie oznak wieku u innych gatunków zawsze sprawiało mu problem, ale był on na pewno młodszy od Jeremiego, a poza tym miał krótszy staż
-
Energicznie kiwnął głową na słowa swego towarzysza.
- Sir, że tak powiem, łańcuch jest tylko tak silny jak, bez obrazy Szeregowy, jego najsłebsze ogniwo. Wysłanie go na samemu wartę w takim stanie byłoby zagrożeniem nie tylko dla niego samego, ale całego miasta. Naprawdę, ja i Stonko bylibyśmy bardziej niż szczęśliwi, by tutaj Panu pomóc, sir - powiedział, stale utrzymując idealnie wyprostowaną postawę wraz z salutem. Jego wzrok, jak zazwyczaj w czasie rozmów z przełożonym, skupiony był nie tyle na Mściwoju, co przestrzeni gdzieś na lewo od jego głowy, coby nie spotkać przypadkiem oczu zastępcy kapitana. -
//Klaus i Jurko nie dostali odpisu dla siebie.//
-
Jurko & Klaus
Mężczyzna słysząc, że podejmiecie się zabicia trolla jedynie przeczesał kilka papierków i wyciągnął kilka formularzy.
- Trolla tak? - prychnął do siebie. - Nie powiedziałbym, że to troll, ale tak musieliśmy go nazwać w dokumentacji. Nie wiadomo, czym dokładnie jest bestia z ogłoszenia, a obecnie nikt nie przeżyłby konfrontacji z nią, aby opowiedzieć. - oznajmił niezbyt zachęcająco. - Ale wiedźcie, że mości panujący nam komendant zwiększył nagrodę z siedmiuset do ośmiuset złotników, a także my w straży zrobiliśmy zrzutkę, wyjdzie z jakieś dziewięćset złotników. - próbował zachęcić dwójkę poszukiwaczy przygód z użyciem złota.Jeremy & Stonko
- HĘ?- odpowiedział jedynie na wasz widok zastępca kapitana straży. Widać, że zaskoczyła go dwójka strażników, która po raz pierwszy decyduje się pomóc pijaczynie. Mściwój spojrzał na wszystkich kolejno pokutnym wzrokiem, a następnie przeszedł do swojej standardowej kwestii.
- Byleby tego obszczymura kapitan straży nie zobaczył. Macie minutę na opuszczenie koszar. - powiedział. Znany był z tego, że zawsze piecze dwie pieczenie na jednym ogniu, a skoro pozbył się problemu to ruszył w stronę swojego biura, żeby zatrzymać się po ledwie pięciu krokach i dać do zrozumienia, że to nie jest jego ostatnie słowo.
- Jeszcze raz zobaczę pijane Filipa, a wy razem z nimi dostaniecie tydzień karceru. - pogroził palcem i kontynuował chód. -
Jurko
Najwidoczniej zlecenie będzie bardziej skomplikowane, skoro to, na co polują, nie tylko nie jest trollem, ale również niewiadome jest to, czym konkretnie ma być bestia z ogłoszenia. Pocieszające w tym wszystkim wydawało się to, że ze zlecenia dwójka awanturników miała uzyskać 900 sztuk złota, a więc solidną zapłatę. Tylko, że nie było to szczególnie pocieszające dla Jurko, który jedynie spojrzał niemrawo na Klausa, pozostawiając mu ostateczną decyzję co do tego, czy rzeczywiście podejmą się tego zlecenia.
-
Klaus Il Spazzio
Wygnaniec skrzyżował ręce, patrząc na mężczyznę z góry spojrzeniem swojego jedynego oka. Jego klina rozpłatała już trzewia wielu wrogów, czymże był kolejny, którego krewz zrosi glebę Złotej Doliny? Zaś z sumą 900 złotników mógłby chociaż przez dłuższą chwilę żyć tak, jak przystało na jego osobę. Prawdziwy dach nad głową i prawdziwa strawa na stole zamiast zmęczonego podróżą śpiwora i pomyjów w przydrożnej karczmie.
— Możesz zapewnić mości panującego nam komendanta, że wrócimy tutaj z głową bestii, czymkolwiek ona jest. — Odpowiedział, bez krzty zawahania w swych słowach.
-
Postura Jeremy’ego rozlóźniła się natychmiastowo po tym, jak Mściwoj się obrócił tylko po to, by wrócić do stania na baczność, kiedy ten groził strażnikom palcem. Po raz kolejny dokonał bolesnego zderzenie swojej dłoni z czołem.
- Ta jest, sir, zajmiemy się tym, sir! - wyrzucił z siebie i, by dać zastępcy jeszcze jeden pokaz swej pracowitości, od razu rzucił się do trzymania Filipa pod ramieniem, człapiąc swym ikonicznym rześkim krokiem ku bramie wyjściowej koszar.
Tak szybko, jak twarz mężczyzny znalazła się poza polem widzenia swojego przełożonego, pojawiły się na niej wszelkie oznaki zmęczenia, jakie wywołało na nim odgrywanie posłusznego strażnika. Czuł potrzebę znalezienia się poza koszarami tak szybko, jak to tylko możliwe, by móc spokojnie zapalić i przedyskutować dalszy plan działania ze Stonkiem. -
Jeremy & Stonko
W czasie, kiedy dwójka strażników przytakiwała kapitanowi straży, ten zdążył zniknąć z pola widzenia za drzwiami swojego biura. Problem był z szeregowym Filipem, który zaczął coś bełkotać.
- Jebać gwardię miejską! Jebać! CHWDGD chuj w dupe gwardii miejskiej- krzyczał na całe koszary najebany szeregowy Filip wymachując głośno rękami w nieskoordynowanym amoku pijackim.Jurko & Klaus
- Miło to słyszeć. - odpowiedział kapitan straży zadowolonym tonem, w którym czuć było udawane emocje, jakby dwójka poszukiwaczy przygód miała wrażenie, że mówi to już nie pierwszy raz i nie pierwszej grupie gotowej zabić potwora. Mężczyzna wyciągnął z szuflady biurka mapę okolicy i otoczył w pętle obszar wokół wschodniego mostu przecinającego rzekę.
- To obszar grasowania trolla, a raczej potwora. Tam zaczynają się i kończą zaginięcia od prostych myśliwych po całe karawany handlowe. Jednego jesteśmy pewni. To nie są buntownicy ani dezerterzy, wykluczyliśmy dawno również bandytów. - oznajmił kapitan straży. -
“Trzepnąć młodego, Jeremi?” Stonko spojrzał na kolegę pytająco. Jego podejście do dydaktyki było raczej nieskomplikowane. “Jakoś go trzeba ocucić żeby się w ogóle dało rozmawiać.”
-
Ledwo wyraz twarzy Jeremy’ego przekształcił się z godnej pochwały determinacji w zmęczenie, a już został zastąpiony przez niepokój, gdy tylko do wampira dotarły krzyki Filipa. Przyglądając się setkom różnych rozwiązań w przeciągu sekundy, rzucił się do akcji, zanim w jego głowie uformował się jeszcze w pełni jakikolwiek plan - ręka mężczyzny wystrzeliła nagle w kierunku ust Filipa, starając się złapać go za język i powstrzymując go od zamknięcia ust. Nie zwracając zbytniej uwagi na stan swoich gryzionych palców, rozejrzał się nerwowo po okolicy, sprawdzając, czy zastępca kapitana zdążył oddalić się wystarczająco daleko, nim dotarły do niego okrzyki młodzika.
-Um, co? - obrócił się do Stonka, dopiero teraz rejestrując fakt, że ten się odezwał - Oh, ta, jasne. Weź, zabierzemy go tylko najpierw z koszar, zanim coś jeszcze odpierdoli.
Mówiąc to zaczął już iść w kierunku bramy, ciągnąc za sobą młodego za język, szukając wolną ręką papierosa w swojej torbie. -
Jurko
Pokiwał głową, spoglądając raz jeszcze na mapę. Wiedział już, gdzie mają szukać trolla lub przynajmniej gdzie mogą znaleźć ślady jego aktywności. O ile nie obawiał się bandytów, bo z nimi miał już do czynienia sporo razy w swoim życiu, tak dezerterzy czy buntownicy, o których Jurko w zasadzie nic nie wiedział, mogliby stanowić poważniejszy problem, szczególnie gdyby mieli przewagę liczebną… zakładając, że mogą się tam pojawić zamiast potwora.
– Buntownicy? O co z nimi chodzi? - zapytał kapitana straży.
-
Przysłuchałem się uważnie kolejnym słowom kapitana. Czyżby Komendant Złotej Doliny nie przez wszystkich był szczególnie mile widziany u władzy?
-
Jeremy & Stonko
Na całe szczęście kapitan zdążył się oddalić nim dotarły do niego krzyki. Jeremy dotarł z młodzikiem pod bramę prowadzącą do portu, a o dziwo pijany strażnik tylko raz się potknął o własne nogi, co w przypadku jego stanu jest niezwykle imponujące. W międzyczasie padły ze strony Filipa obelgi kierowane zarówno w stronę Jeremiego jak i całej gwardii miejskiej, jednak nie były one zbyt głośne, przypominając bliżej pijacki bełkot.
Jurko & Klaus
Kapitan zrobił się niemal cały czerwony na pytanie o buntownikach. Było widać, że to drażliwy temat, o którym nie tak łatwo rozmawiać, jakby się wydawało. Z tonem pełnym wściekłości mężczyzna przemówił.
- Jebani buntownicy, ale to zwykli bandyci z tą różnicą, że są finansowani przez innych włodarzy oraz wrogów komendanta, a także nieoficjalnie mówi się o rodzie Reinhauf. Wiecie, a może nie wiecie, ale Ród Reinhauf nie może rządzić doliną po utracie twierdzy Karaka
Kahrak oraz dwóm przyległym tam bastionom, dlatego władza jest w rękach miłościwie panującego nam komendanta. Nie podoba się to wszystkim, więc wrogowie komendanta ładują złoto w uzbrojenie buntowników, stąd mają oni lepszy sprzęt i nie mówi się o nich jako bandytach.- Mężczyzna przerwał wypowiedź, żeby nabrać powietrza w płuca i kontynuował. - Sprawa jest skomplikowana, a my mamy dużo roboty. Lasy nie są już tak bezpieczne, kiedyś eskorta skutecznie odstraszała byle chłopów i elfów uzbrojonych w miecze oraz łuki, ale dzisiaj, kiedy minotaur dostaje zbroję płytową i wielki topór dwuręczny na nic zdaje się eskorta, a część transportów ze Srebrnotoku przechwytywana jest przez buntowników. -
,Nie może rządzić czy tą władzę im odebrano?" Pomyślał Klaus, przypominając sobie postać Wulfgara, którego spotkali w karczmie.
Marny był z Reinhaufów ród, jeżeli władzę odebrał im byle jaki Komendant bez przodków, bez krwi. Marny był Wulfgar, jeżeli sam po swój miecz nie mógł się wybrać…
Ale teraz mało to obchodziło Klausa. Nie miał wiele do wyciągnięcia z tej scysji, choć jedna rzecz go interesowała.
— Kto przejął tą twierdzę? Karak a Khrak? — Zapytał, nie zmieniając tonu.
-
Kapitan straży podrapał się protezą po łbie i odpowiedział na pytanie.
- Jebani podziemni. To ogólne określenie na podziemne rasy: orkowie, gobliny, ale w głównej wiekszości skettowie, dzikie krasnoludy, kamiennej krasnoludy. Od chuja tego jest, ale tak jak mówiłem to głównie skettowie. - oznajmił rzeczowo kapitan straży, po czym jego dłoń powędrowała po figurkę przedstawaiającą osobnika nieznanej
rasy.
- Tak wyglądają skettowie. Występują tylko w Złotej Dolinie. Jebane podziemne abominacje. - wyrażał się w dalszym ciągu kapitan straży o abominacjach. -
Klaus spojrzał na przestawioną my figurkę z mieszaniną odrazy i zaskoczenia. Nie miał pojęcia, że tak… demonicznie wyglądające istoty zamieszkiwały tę z pozoru normalną dolinę.
— Coś szczególnego powinniśmy o nich wiedzieć? — Zapytał, przykładając dłoń do brody.
-
- Przeciętny mieszkaniec Złotobrzegu nie widział ich nigdy na oczy, a ma do nich najbliżej. To podziemna rasa, która woli przesiadywać w swoich jaskiniach. - powiedział komendant rzeczowo informując Klausa o ryzyku spotkania sketta. - To wszystko czy są jeszcze jakieś pytania? Obowiązki mnie wzywają.
-
Jurko
Fakt, że mieszkańcy Złotobrzegu są relatywnie blisko całych tych skettów, nie napawał Jurka optymizmem, a że dwójka najemników wiedziała tylko tyle, że skettowie wolą przesiadywać w swoich jaskiniach, nie poprawiał sytuacji. Młodzieniec chciał wierzyć w to, że Straż Miejska ma sytuację pod kontrolą odnośnie skettów, lecz w myślach pojawiała się inna teza - o niekompetencji Kapitana Straży Miejskiej, który naraża życie tych, których ma chronić. Może ten cały bunt ma jakiś sens? Nie dowie się tego, póki nie spotka buntowników.
Jurko spojrzał przez chwilę na Klausa. Raczej już nie zdobędą więcej informacji ze strony Kapitana, a jeśli będą chcieli to zrobić, to musieliby przybyć po wykonaniu zlecenia. A zapewne więcej informacji o buncie czy okolicy byłoby przydatne. Szczególnie, że podobno w tych okolicach mieszkał jego nauczyciel Magii Ognia, Rannick.
– Nie, nie mamy więcej pytań. Bynajmniej nie ma ich z mojej strony. - odpowiedział na pytanie Kapitana.
-
Klaus Il Spazzio
— Ani z mojej. — Klaus odpowiedział zdawkowo, kiwając głową. — Zajmiemy się problemem.
To mówiąc, Klaus odwrócił się niemalże o idealne 180 stopni na pięcie i odmaszerował w kierunku wyjścia, licząc, że Jurko podąży za nim. Mieli zadanie do wykonania i nie chciał tracić czasu na to, aby się nim nie zajmować.
-
Jurko
On także zdecydował się wyjść, wpierw kłaniając się Kapitanowi Straży Miejskiej, po czym szybkim krokiem poszedł za swoim towarzyszem. Nie planował na ten moment zagadywać Klausa - lepiej będzie, jak wpierw wykonają zlecenie.
-
Jurko & Klaus
Obaj mężczyźni ponownie znaleźli się na głównym placu koszar, gdzie obecnie strażnicy ćwiczyli strzelanie z broni palnej, arkebuzów, garłaczy oraz muszkietów.
-
Klaus Il Spazzio
Broń palna była dosyć przydatnym bibelotem. Nie była honorowa jak ostrze miecza, lecz honor nie zawsze był potrzebny… Zwłaszcza, gdy chodziło o bestie, a prawdopodobnie z taką, lub z ich całą garścią przyjdzie im się zmierzyć. Dlatego Claus miał przy sobie swoje pistolety. Jeżeli nie mógł dosięgnąć czegoś klingą miecza, chciał mieć pewność że ołów rozmaże mózg potwora po całej okolicy.
— Od razu ruszymy w kierunku wschodniego mostu. — Powiedziałem, spoglądając na Jurko. — Gotowy?
-
Jurko
Spojrzał przez chwilę na trenujących gwardzistów. Tak jak broń palna rzeczywiście była przydatna, tak dla Jurko na ten moment zaznajomienie się z obsługą broni palnej nie było potrzebne - nie tylko był dobrym łucznikiem, ale i również znał Magię Ognia, co mogłoby pomóc w razie braku broni dystansowej.
– Tak, to jedyna postawa, jaką muszę obecnie obrać. - odpowiedział, odwracając się w stronę Klausa. Rzeczywiście, musiał być gotowy na walkę z groźnym przeciwnikiem, jakim był troll, lecz wierzył w to, że wraz ze swoim towarzyszem osiągną zwycięstwo. - Chodźmy.
-
Klaus & Jurko
Dwójka wojaków dzielnie wyruszyła w drogę opuszczając tym samym koszary straży miejskiej i bezpieczne mury miasta Złotobrzegu.
//Zmiana tematu zacznę we wschodni most//