Wielkie Równiny
-
Kuba1001
‐ Jakbyś ważyła te osiemdziesiąt kilo mniej, to może byśmy się dogadali, ale tak to pozostaje wymyślić coś innego… Jest taki jeden bandyta, który szlaja się właśnie po Wielkich Równinach, a Ty wyglądasz na taką, co zna te tereny dość dobrze. Pomożemy Ci, a Ty w zamian będziesz naszym przewodnikiem dopóki nie schwytamy tamtego drania. Pasuje? Ewentualnie możesz nam zwyczajnie zapłacić, ale wątpię, żebyś miała przy sobie tyle gotówki.
-
Radiotelegrafista
Przemilczała uwagę na temat jej sylwetki, uważnie przysłuchując się słowom Clarka. Jego układ brzmiał całkiem nieźle, potrzebowała tylko kilka szczegółów więcej:
— Wszystko mi pasuje, ale dla jasności: Najpierw znajdujemy moją zgubę, później szukamy waszego bandytę. — Powiedziała tonem, który zdecydowanie bardziej stwierdzał fakt, niż pytał. -
-
Radiotelegrafista
Zastosowała się do polecenia, popędzając Bimba za jego koniem. W środku była różnokolorowa. Z jednej strony coraz bardziej wierzyła w dużą szansę na znalezienie Patrici całej i zdrowej, a z drugiej strony nie ufała do końca tym gościom, choć nie miała aż tak wyraźnego powodu do tego. Niemniej, byli oni jej najlepszą i być może jedyną drogą do dziewczyny.
-
Kuba1001
Twoje przypuszczenia co do najlepszej i jedynej drogi sprawdziły się po kilku godzinach jazdy konnej, kiedy Clark zarządził postój i posłał przodem dwóch zwiadowców, którzy wrócili po niecałym kwadransie.
‐ Są jakieś pół kilometra stąd, cholerne dzikusy. ‐ powiedział jeden i splunął na bok, a jego kompan tylko mu przytakiwał. ‐ Na oko z dziesięciu, ale może po okolicy kręci się więcej… Jest z nimi też kilku ludzi. -
-
Kuba1001
‐ Raczej powinniśmy ich rozwalić, bierzcie gnaty, chłopaki. ‐ powiedział tamten i sam odszedł na ubocze, aby porozmawiać z tamtymi zwiadowcami, pewnie żeby dowiedzieć się więcej i opracować porządniejsza taktykę, niż tępa szarża prosto na ich obóz, a potem strzelanie do wszystkiego, co się rusza i ma jakieś nadprogramowe kończyny.
-
Radiotelegrafista
W tym czasie Jannet zajęła się sprawdzaniem każdej z swoich broni, by ewentualnie uzupełnić w nich amunicję, bądź doczyścić jakiś brud. Zaczęła od obu obrzynów, następnie sprawdziła dwa Webleye, kolejno malutkiego, skrytego W&L Pocket Needle i na samym końcu obejrzała laski dynamitu, choćby trzeba było naprostować knot. Pewności nigdy nie za wiele, szczególnie, że chodziło o Patricię i miała chwilę na sprawdzenie swego uzbrojenia.
-
Kuba1001
Niestety, jak się okazało, nie dało się w tak krótkim czasie opracować dość dobrego planu, zwłaszcza że teren nie sprzyjał zasadzce. Dlatego Clark wysłał trzech swoich ludzi, w tym jednego ze zwiadowców, najlepszych jeńców w całej bandzie łowców nagród, najemników, czy kim oni byli, aby podrażnili trochę dzikusów, a potem zwabili ich tu, żeby dało się ich wystrzelać i ruszyć do obozu, aby dobić tych, którzy zostali.
-
-
-
Radiotelegrafista
Prawda. Jannet udała się tam wraz z swoim zwierzęciem. Obawiała się tylko, że plan zawiedzie w jednym punkcie: Zachęcone do ataku na grupkę ludzi Ubairgi mogą posłać za nimi jedynie kilku, a reszta, jeżeli tylko usłyszy strzały, weźmie ludzi za zakładników bądź zacznie uciekać z nimi. Niemniej, lepszej taktyki na tą sytuację sama nie potrafiła obmyślić. Gdy była już na pozycji, wzięła w dłonie obydwa Webleye. Tubylcy zauważą zasadzkę, gdy trafią na szczyt wzniesienia, a to zbyt daleko na strzał z obrzynów. Tutaj przysłużą się potężne kule rewolwerów.
-
Kuba1001
Pozostali również wydobyli z kabur swoje sześciostrzałowce, niektórzy mieli też niezawodne karabiny Harlk. Tak czy siak, po kilkunastu minutach Twoje obawy okazały się raczej płonne, bo sądząc po strzelaninie oraz dzikich wrzaskach tak ludzi, jak i dzikusów, przynęta spełniła swoja rolę i pognała za nią większość Ubairgów.
-
Radiotelegrafista
Czas na nieco strzelania, prawda? Naciągnęła kurki rewolwerów, bacznie obserwując szczyt wzgórza. Nie miała zamiaru oddawać strzału dopóki nie będzie miał czystego, pewnego strzału na Ubairgów. Choć cholera wie, jeżeli pozostali zaczną strzelać, to i ona może nieco śmielej strzelać. Wyczekiwała pojawienia się tubylców.
-
Kuba1001
Trójka puszczonych przodem zwiadowców objechała wzgórze z lewej, to stamtąd też nadciągnęła piątka Ubairgów, dzikusów, którzy nie potrzebowali własnych wierzchowców, aby doganiać jeźdźców, którym najwidoczniej skończyła się amunicja. Tamci, którzy ich gonili, mieli głównie broń białą, taką jak włócznie i miecze, ale trzech innych, którzy wdrapywali się właśnie na wzgórze, dzierżyli wielkie łuki, na które napięli już po jednej lub nawet dwie strzały.
-
-
Kuba1001
Jeden strzał na takie wielkie bydlę to stanowczo za mało, gdybyś była teraz sama, to najpewniej już zostałabyś przeszyta strzałami lub pozbawiona ważniejszej kończyny, ale na szczęście miałaś swoich tymczasowych kompanów, którzy zasypali wszystkich tubylców gradem kul z rewolwerów, nielicznych karabinów i strzelb, szybko dziurawiąc ich jak sita. Po chwili od tej masakry, bo ciężko nazwać to walką, Clark dał znak wszystkim, aby ruszyli do obozu, zapewne obawiając się, że jeśli ktoś przeżył, to może uciec lub zacząć mordować jeńców, co było wśród nich powszechną praktyką.
-
Radiotelegrafista
// Lubisz krem?//
Tego też obawiała się Jannet. Nie chowając broni, dosiadła Bimba i popędziła go w stronę obozu, choć dobrze wiedziała, że zostanie w tyle za ludźmi Clarka. Tak czy inaczej, chciała być tam tak szybko, jak to możliwe.
-
Kuba1001
//Dumny Ty jesteś z siebie?//
Tak szybko, jak to możliwe, okazało się za późno. Gdy dojechałaś do obozu, składającego się z kilku przenośnych skórzanych namiotów i ogniska otoczonego kamieniami, dostrzegłaś kolejne zwłoki Ubairgów, podziurawione kulami jak pozostałe, co oznaczało, że nikt nie uciekł. Niestety, ze wszystkich jeńców, których było pięcioro, przeżył jedynie jakiś mężczyzna w stroju typowym dla rolnika i Patricia, Twoja zguba, która siedziała na skraju obozu, dziwnie milcząca, obejmując rękoma kolana podwinięte pod brodę. -
Radiotelegrafista
Trudno byłoby opisać, jak bardzo Jannet ucieszyła się na widok tego, że jedna z najbliższych jej osób, jeżeli nie najbliższa, żyje. Z drugiej strony, zmartwił ją jej stan. Milcząca Patricia to nie jest dobry znak, absolutnie nie.
Podeszła i uklękła przed nią, próbując spojrzeć w oczy białowłosej: ‐‐ …Patricia? ‐‐ Zapytała, martwiąc się.