Gospodarstwo na Równinie
-
Wiewiur, Radio:
//Kontynuujcie sobie.//
Max:
Bandyci nie przejęli się tym zbytnio i wrócili do posiłku. Ty zaś przyglądałaś się całej tej scenie (czyli wszystkiemu, co tamci dwaj wcześniej napisali), aż Twojej uwagi nie przykuł dziwny dźwięk na górze, dokładnie tam, gdzie siedział gość, o którym nikt nic do tej pory nie wiedział. -
Poczekała wpierw na reakcję bandytów. Jeśli zaś nic nie robili, poszła tam.
//Nie mają piętra i tak naprawdę mogłaby go trzymać u siebie i Rose, jak tak teraz myślę. -
Ten post został usunięty!
-
//Gdzie jest o Patrici, zaciekawiło mnie to. Kurde, tu powinien być znak zapytania, czy kropka? W sensie w tym pierwszym zdaniu :V //
Rose
Rose w ogóle nie była dostosowana do pocieszania ludzi, czy jakiegokolwiek okazywania im czułości. W związku z tym, nie bardzo wiedziała do mogła zrobić teraz z Jannet. Może ją zostawić samą sobie, okazać jej wsparcie, czy może lepszym wyjściem byłaby zmiana tematu rozmowy? Zostawienie jej i pójście, to chyba najgorszy ale i najprostszy sposób na poradzenie sobie z nią. Tylko czy faktycznie Rose byłaby zadowolona z tego wyjścia? Okazanie wsparcia, czy jakiejkolwiek czułości może być trudne dla Rose, w końcu jej wcześniejsze zachowanie nijak nie wskazywało na to, że byłaby do czegoś takiego zdolna…
- A…A… - zaczęła, w sumie samej nie wiedząc, co chciałaby konkretnego powiedzieć. Informacja o tym, że Patricia nie wróci nieco Rose zdziwiła, nie spodziewała się, że Jannet będzie w stanie wrócić bez niej. - Może odpoczniesz w przyczepie Liwiusza? - Zaproponowała, zdając sobie sprawę, że jej pokój zajęli bandyci z Krwawej Dłoni. Cóż, teraz nieco otwiera się przed Jannet, pokazując nieco normalniejszą swoją stronę, póki co w sumie nie wiem co mogłaby innego zrobić. -
Jannet przetarła oko i spojrzała na nią lekko nieobecnym wzrokiem. …O co jej chodziło? Nieważne, musiała się zająć inną sprawą. Wzięła wdech, próbując się uspokoić. Dopiero po tym zapytała: — M-mówił, że wróci dziś wieczorem lub jutro z rana, tak? — Dopytała się cichym głosem.
-
Rose
- W teorii tak, ale może mu się to przedłużyć… Tak czy siak, z pewnością by zrozumiał, czemu śpisz u niego. - Odparła i ruszyła w stronę przyczepy ich szefa. -
— Nie o to chodzi! — Podniosła głos w ślad za blondynką. — Cała milicja w Imperium staje teraz na uszach żeby znaleźć winnych po ucieczce z kicia, a on pojechał prosto w ich łapy! — Krzyknęła. Zupełnie nie wiedziała co począć, miała nadzieję, że Rose coś wymyśli. W końcu ona zawsze była tą lepszą…
-
@Maxwell napisał w Gospodarstwo na Równinie:
Poczekała wpierw na reakcję bandytów. Jeśli zaś nic nie robili, poszła tam.
//Nie mają piętra i tak naprawdę mogłaby go trzymać u siebie i Rose, jak tak teraz myślę.Widać, że na pewno ich to zaciekawiło, ale nie aż tak, aby próbować oderwać się od posiłku i zawracać sobie głowę czymś takim. Jeśli zaś chodzi o Twojego nowego znajomego, to znalazłaś go na podłodze, gdy wił się z bólu, trzymając się za dziwną ranę, tudzież znamię lub piętno, które wcześniej jakby odtrąciło Twoją próbę pomocy.
-
Cholera. Zaczęła gorączkowo szukać medykamentów. Skoro magią nie dawało rady, może uda się klasycznie? Oczywiście jeśli jej poszukiwania zapędziły ją w okolicę draba i trapa (zostawiam tak coby się pseudo rymowało :V), próbowała udawać spokojną, ale nie przestawała szukać.
-
Nie mieliście tego wiele, głównie bandaże i ziołowe maści, wykorzystywane na poparzenia, otarcia i do szybszego gojenia ran, prostych bandytów mieszkających na odludziu nie było stać na coś lepszego.
-
I to starczy. Wzięła w pierwszej kolejności maść na poparzenia.
-
Rose
Po usłyszeniu słów Jannet, Rose natychmiast się zatrzymała, odwracając się w kierunku jednookiej.
- Czemu mi tego nie powiedziałaś najpierw?! - Wydarła się w kierunku Jannet. Oczywiście, dla niej najważniejsze jest jej dobro, a Liwiusz idzie na drugi plan… Ciekawe czy w ogóle wspomniałaby kiedykolwiek, że Imperium nie jest obecnie najbezpieczniejszym miejscem i że właśnie tam udał się Liwiusz. Cholerna, nędzna, gruba świnia. - Co tu jeszcze robisz, musimy jechać i sprawdzić czy jeszcze żyje! - Po tym udała się w kierunku bandytów, do domostwa. Szybko postawi wszystkich na nogi, byleby wiedzieć cokolwiek o obecnym stanie ich szefa. -
Max:
Udało Ci się.
//Przyspiesz to jakoś i idź do niego od razu z lekami, sam widzisz, że odpisuję rzadko, więc po co to jeszcze przedłużać?//
Wiewiur:
Odnalazłaś ich w jadalni, przy posiłku. Jak na typowych drabów największej organizacji przestępczej w kolonii przystało, Wami, zwykłymi bandziorami, w ogóle się nie przejmowali, pozwalając toczyć się życiu w gospodarstwie tak, jak do tej pory, dopóki było im to na rękę. -
//Wzięła w znaczeniu użyła, sądziłem że zrozumiesz skrót i sam nim pójdziesz.
Nałożyła więc maść
Jeśli ona nie podziała, próbowała każdego innego leku po kolei, oczekując odpowiednią chwilę, coby nie zszedł na przedawkowanie lub zażycie zbyt wielu różnych lekarstw… -
Nałożyłaś tylko jedną maść, gdy usłyszałaś pukanie do otwartych drzwi. Odwracając się, zobaczyłaś jednego z bandytów, na szczęście nie tego osiłka, tylko jego co bardziej rozumnego kompana, patrzącego z rozbawieniem na scenę dziejącą się właśnie na jego oczach.
- No, no, co my tu mamy. Im dłużej jestem w tym domu, tym więcej ciekawych osób spotykam: Najpierw baba z listem gończym, który wart jest tyle złota, ile ona ma zbędnych kilogramów, a teraz jakiś tubylas. Co potem? Amaksjanin w kurniku? -
Stała sparaliżowana, ale i nieco rozluźniona. Tak, wydawał się mądrzejszy od swojego kompana, ale czy znaczy to że nie był zwykłym bandytą…?
- Z… Znalazłam go niedawno, chwi-chwilę po waszym wyruszeniu. Ma jakieś dziwne znamię… Nie wiem co to. Jak tylko wyzdrowieje, będzie można go puścić. Nie musi być tu cały czas - mówiła, czasami się zacinając lub jąkając. Uważała, że lepiej będzie się usprawiedliwić, niż przemilczeć całość, dodając do tego zapewnienie, że nie musi z nimi zostać na stałe. Chociaż chciałaby, w końcu inny towarzysz niedoli… -
Jannet stanęła jak wryta, niemo obserwując odchodzącą Rose.
"— Jak miałam wiedzieć, że on w ogóle wyjechał?! — Wrzasnęła w myślach. Przecież nawet nie przyszłoby jej do głowy, że on może szukać jej, jej! — Genialny pomysł Rose, pojedźmy prosto do Imperium, niech drugi raz wsadzą mnie do więzienia, arogancka pindo! — "
Dopiero po chwili do niej doszło, że mogłaby nazwać rywalkę każdym wyzwiskiem z swojego słownika, ale to nawet trochę nie pomoże powrócić Liwiuszowi do gospodarstwa. Chwilowa buta opadła, a jej miejsce zajęło gorzkie poczucie bezradności. Nie może szukać Liwiusza, ani pomóc w jego poszukiwaniach. Cała nadzieja leżała w Rose i ludziach Czarnej Ręki. Czas odrzucić pozory, Jannet.
Poszła w ślad za blondynką, i gdy już ją znalazła, zdecydowanie oznajmiła:
— Nie skończyłam z tobą rozmawiać. — -
Rose
- Ja wręcz przeciwnie - odparła do Jannet, po czym zwróciła się do bandziora. - Tą dorożką co ją złowiliśmy zajmiemy się później, mamy ważniejszą misję… Gdzie Twój kumpel? - Zwróciła się do bandziora, ignorując mniej dynamiczne działania, jakie mogłaby w tej chwili podjąć Jannet. Ta ruda szmata już dostatecznie wkurzyła ją przed chwilą, ciekawe jakie teraz informacje chce przekazać? Że właśnie mijała Liwiusza zakuwanego w kajdany? -
"— Chciałam po dobroci. — Pomyślała Jannet. Dziewczyna nie zostawiła jej wyboru.
Wpiła dłoń w jej ramię i jednym, silnym ruchem obróciła ją do siebie.
— Teraz posłuchaj mnie do cholery, jasne? — Patrzyła na Rose stalowym wzrokiem, cały czas boleśnie zaciskając palce na jej drobnym obojczyku. -
Rose
Blondynka odruchowo chciała chwycić za swój rewolwer, ale gwałtowny obrót nieco jej to uniemożliwił.
- Czego? - Syknęła w jej stronę, trochę z powodu bólu, a trochę z powodu obecnej niechęci do tej kobiety. Zupełnie zapomniała że jeszcze kilka minut temu bardzo jej współczuła i chciała nawet dać jej przyczepę Liwiusza…