Gospodarstwo na Równinie
- 
- Widziałam, ten tu już prawie pod stołem leżał, prawda? - Odparła, trochę na żarty, a trochę serio. No, serio w kontekście tego, że akurat tego typu teksty niezbyt mogły na nią działać. - No, to ja jeszcze się upewnię czy mam wszystko i mogę wyruszać. - Odparła, zbierając się do wyjścia, jednak czekając jeszcze na jakiś komentarz od Jannet. Tak, ewidentnie cała złość już Rose przeszła. 
- 
— Powodzenia. — Jannet jedynie cicho mruknęła, odwracając głowę od blondynki. Nie chciała się afiszować z tym, że szczerze życzyła Rose, by jej misja się powiodła, a ona sama wróciła cała i zdrowa. 
- 
Rose 
 W takim razie nie zostało jej nic innego jak tylko zacząć szykować się na wyprawę. Wyruszyła sprawdzić zapasy pożywienia, stan swojej broni, amunicji i inne tego typu niezbędne rzeczy, by mieć pewność, że idzie przygotowana.
- 
Radio: 
 I odeszła, więc i Ty mogłabyś się czymś zająć.
 Wiewiur:
 Wszystko było gotowe, choć lepiej będzie wziąć ze sobą konia lub nawet cały wóz, jeśli nie czujesz się zbyt pewnie w siodle, bo rzeczywiście w Imperium może być różnie, a nawet bez towarzyszki ściganej listem gończym jest tam zwykle nieprzyjemnie, choć lepiej niż w Dodge.
- 
Rose* 
 Kłótnia ze swoją intuicją zwykle nie ma sensu, więc ruszyła po wóz, którym przyjechała tu Jannet, ładując zapasy na niego i zmieniając konia. Kiedy wszystko było gotowe zwyczajnie na niego siadła i odjechała na poszukiwania Liwiusza. Cóż, teraz to on wydawał jej się najważniejszy.
- 
//Zmiana tematu. Zacznę Ci w Imperium, gdy będziesz na miejscu.// 
- 
Jannet odczekała, aż Rose wyjdzie z pomieszczenia, po czym westchnęła z czymś, co mogłoby być ulgą, gdyby nie cały psychiczny ciężar jaki przygniatał ją w ostatnim czasie. Nie, Jannet była bardzo daleka od ulgi, szczególnie, że była świadoma tego, jak bardzo bolesne dla niej mogą być konsekwencje starcia z Mięśniakiem. Musiała jakoś odgonić myśli na ten temat albo przynajmniej dowiedzieć się co właściwie tutaj zaszło, że Liwiusz postanowił scalić ich szajkę z Krwawą Dłonią. Dlatego poszła do Lilith, z nadzieją, że bez towarzystwa zbirów będzie ona nieco bardziej otwarta i opowie prawdziwą wersję wydarzeń. 
- 
//To ja czekam, bawcie się dobrze.// 
- 
// Kiedy nawet nie wiem czy znalazłem, a jak już to w jakich okolicznościach znalazłem Lilith. // 
- 
//No to piszę, że czekam. Na Maksa konkretniej.// 
- 
//Toć ja za nic nie wiem jak ma tam zareagować… 
- 
//Spróbuj chociaż zareagować na mój poprzedni odpis czy coś?// 
- 
- On jest zmęczony. Potrzebuje pomocy… - szepnęła niemrawo. 
- 
Max: 
 - Znamię? - powtórzył, unosząc lekko brew. - Jakie znamię?
 Radio:
 Po postawnym bandziorze nie było śladu, ale słyszałaś jakieś głosy na górze, które na pewno nie należały do niego.
- 
Czyli musiał to być ten drugi. 
 Westchnęła.
 Czas trochę odciążyć Lily.
 Udała się na górę, tam gdzie słyszała rozmowę.
- 
//To teraz niech mu Maks odpisze i wtedy Radio może dołączyć.// 
- 
Pokazała mu. Oczywiście nie jakoś szybko i od razu, w końcu cały czas się bała. 
- 
Dostrzegłaś, jak na ułamek sekundy na twarzy mężczyzny pojawiło się zrozumienie, a później coś jakby lęk… Jednak minęło to równie szybko, jak się pojawiło, a on znów przybrał kamienny wyraz twarzy. 
 - Faktycznie, zbiegły niewolnik. - powiedział tylko, może chcąc dodać coś więcej, ale dostrzegł nadchodzącą Jannet i najwidoczniej nie miał zamiaru kontynuować.
- 
Jannet, widząc Lilieth, zbira, a do tego zupełnie nieznajomą jej osobę na łóżku, podniosła brew w pytającym geście. Jednak wytłumaczenia wolała usłyszeć od mivvotki, dlatego też spojrzała na trapera, chcąc się dowiedzieć czy ma zamiar pozostać w tym pokoju. Dała mu wzrokiem do zrozumienia, że wolałaby go poza nim. 
- 
Nie mogłaś liczyć na to, że Ci się podporządkuje w zupełności, więc nie masz co cieszyć się z tego, że po chwili rzeczywiście wyszedł, przy okazji obdarzając Cię pogardliwym spojrzeniem… Nawet nie, nie pogardliwym. Wprost wrogim, jakbyś zrobiła wobec niego coś okrutnego, złego czy bezlitosnego. 
 



