Gospodarstwo na Równinie
- 
//Panimajesz już? // 
- 
Radio: 
 //Masz to, co wyniosłeś z więzienia i nic więcej, ale możesz zajrzeć i przypomnieć, co to dokładnie było. Co do amunicji to masz wolną rękę, ale za dużo też tego nie może być. Możesz dodać jakąś prostą broń białą, która na pewno jest dostępna w gospodarstwie, i z jedną czy dwie bonusowe pukawki, choćby jakieś rewolwery.//
 Mogłaś ukryć broń, ale miałaś pewność, że zostaniesz przeszukana, więc ukrycie ich było trudne, a kto wie, jak zareagują tamci, gdy zobaczą kolejnego asa w rękawie?
 Max:
 Niewolnik majaczył coś przez sen, ale nic nie zrozumiałaś, a on szybko przestał, więc rzeczywiście mogłaś skupić się na pracy.
 //Od Ciebie zależy, jak chcesz to rozegrać. Ja ze swoim wątkiem poczekam, aż Radio opuści temat, teraz możesz coś pisać, możesz nie, ja nie wnikam, dopóki Radio znów Cię nie wyciągnie.//
- 
Tak więc Jannet wzięła z sobą prosty nóż bojowy (wsadziła go w but) i scyzoryk. Scyzoryk ukryła w rękawie tak, by w razie czego mogła ukryć go przed wćibskimi rękami, a także by po chwili wiercenia się mogła zrzucić go prosto w swoją dłoń. Pokerzystę wsadziła za pas razem z toporkiem, Marksmana do kabury, a niezawodną dubeltówkę przygotowała do przewieszenia przez plecy. Do tego W&L Needle, którego schowała dla odmiany u swojego boku i tradycyjny Smithson 1590 w drugiej kaburze. Do tego szeroki pas amunicyjny z sześćdziesięcioma czterema nabojami rewolwerowymi i kolejny na udo, z dwudziestoma nabojami do strzelby. Po kieszeniach schowała zapasowe 6 śrucin i laskę dynamitu. Jannet wracała do akcji pełną gębą. 
 Przygotowawszy wszystko, zjadła szybką, ale obfitą kolację i udała się do snu. Jutrzejszy dzień będzie ważny. Bardzo ważny. Jannet czuła się przygotowana.
 Była?
 To się okaże.
 //I siup. Jeżeli z czymś się pomyliłem, to i tak wystaw post, tylko napisz mi co mam zedytować, a zedytuję. //
- 
//Poczekam więc na radia. 
- 
Max: 
 Praca zajęła Ci resztę dnia, później musiałaś zająć się swoim nowym podopiecznym i pracę postanowiłaś kontynuować jutro. Tak też się stało i rano, po śniadaniu, wszystko było gotowe.
 Radio:
 Obudziłaś się dziwne rześka, wesoła i wypoczęta, jak na osobę, która idzie ryzykować swoje życie przystało. Ale na śmierć nie wypada iść z pustym żołądkiem, miałaś więc czas, żeby zjeść śniadanie i odpocząć, gdy Lilieth skończyła wreszcie swoje zadanie.
- 
Podziękowała Lilieth za opaskę i sprawdziła, czy wszystko działa tak jak powinno (//w tym miejscu zakładamy, że wszystko działało, by lekko przyspieszyć wszystko//). 
 — Dziękuję. — Schowała ją do kieszeni.
 “Chyba już wszystko mam. Najwyższy czas wyruszyć.”
 — Posłuchaj mnie, Lilieth. — Zwróciła się do mivvotki. — Wyjeżdżam na kilka dni, może trochę dłużej. Nie ważne jak długo by mnie nie było, nie szukajcie mnie, jasne? — Przewierciła szaroskórą spojrzeniem jedynego oka. — Gdy wrócą Liwiusz i Rose, przekaż im to samo. — Powiedziawszy to, ściszyła głos. — Jeżeli te zbiry będą Ci się naprzykrzać, zabarykaduj się w pokoju z tym niewolnikiem i czekaj na powrót Rose, kapujesz? U mnie powinna zostać jeszcze jakaś broń, weź ją.
- 
//Jak Maks odpisze to śmiało możesz ruszać w drogę.// 
- 
//Leciiim! 
 Już samo “posłuchaj mnie” sprawiły że ta zaczęła się obawiać następnych słów. Jak się przekonała, słusznie. Świadomość, że ma zostać sama z tymi oprychami nie była zbyt optymistyczna. Do tego jeszcze możliwe zaginięcie lub śmierć Jannet i prośba i niepodejmowanie kroków ku odnalezieniu jej. Tyle dobrego, że nie chce w to wciągać tej dwójki, więc będzie sama może parę godzin… Ale wizja, że musiałaby wziąć broń, też nie była zbyt optymistyczna… Jej samej zaś jedynie kiwnęła głową.
- 
Jannet poklepała ją po ramieniu i uśmiechnęła się lekko. 
 – Trzymaj się. —
 Poszła do wiaty na konie i zaprzęgła wóz. Odjechała w stronę samotnej ruiny na wielkich preriach.
- 
//Zmiana tematu. Zacznę Ci, gdy będziesz na miejscu. A Max może wrócić do swojego wątku, jeśli chce.// 
- 
Patrzyła się jeszcze chwilę w horyzont, jakby upewniając się, że na pewno nie wróci. W końcu jednak pobiegła do ich gościa, sprawdzić jego stan. 
- 
O dziwo, był już przytomny, i w miarę sprawnie podniósł się na ramionach ze swojego posłania, rozglądając się wokół mętnym wzrokiem. 
- 
Usiadła na łóżku jeśli mogła, w rogu, a jak nie to przysunęła krzesło. 
 - Jak się czujesz? Jesteś w stanie odpowiedzieć na parę pytań?
- 
Pokiwał głową, sama widziałaś, że czuł się o wiele lepiej, niż wczoraj, choć pewnie wciąż było mu daleko do silnego osobnika swojej rasy w tym wieku. Mimo to był to jednak zauważalny postęp, który na pewno oddalił od niego widmo śmierci. 
- 
-Więc… Skąd pochodzisz? Jak daleko jesteś od swojego poprzedniego domu? Będą cię szukać? Co to za znak? Nie byłam w stanie go uleczyć magią. 
- 
Pokręcił głową i westchnął, widocznie zbierając siły, jakby odpowiadanie na Twoje pytania rzeczywiście stanowiło dla niego jakiś wysiłek. 
 - Daleko… Lasy i gwiazdy. Tam się wychowałem. Stamtąd zabrali mnie ludzie. Mnie i wielu innych, wszystkich, którzy nie zginęli i nadawali się do pracy. Potem inni też ginęli, gdy żar lał się z nieba, gdy trzeba było pracować, gdy trzaskał bat, gdy huknęła ognista broń…
- 
Hm. Teraz zdała sobie sprawę, że “skąd pochodzisz” ma tak wiele znaczeń, zależnie od sentymentu… Ale skoro już to wie, to orientuje się przynajmniej co to może być za miejsce? 
 - A miejsce do którego Cię zabrali? Jak daleko stąd? - Chyba lepiej będzie pytać się pojedynczo. Fakt, mówił, był sprawny, ale fizycznie. Do tego zawsze to jakieś traumatyczne przeżycia…
- 
Słyszałaś kiedyś o czymś takim, daleko stąd. Tubylcy i ci ludzie, którzy znali ich język, mówili na nie Gwieździsta Puszcza. Czy jakoś tak. 
 - Uciekałem dzień i dwie noce… Ale nie jestem pewien, może po drodze spałem? Ale to daleko, pośród niczego, z daleka od puszcz i lasów.
- 
Daleko… ciekawe jak było naprawdę, bo konno pewnie ten dystans można pokonać szybciej. Do tego to “pośród niczego” ją niepokoiło. Co to znaczy? Majaczył? Miał ograniczony widok? 
 - Co to za znamię? Nie mogłam go wyleczyć… - spytała się, wskazując na owe znamię.
- 
Lub po prostu wychował się w Gwieździstej Puszczy, pełnej drzew, a potem trafił tu, w okolice Wielkich Równin, gdzie były rzadkim widokiem. To mógł mieć na myśli, gdy mówił o tym, że żył “pośród niczego, z daleka od puszcz i lasów”. 
 W odpowiedzi jedynie pokręcił głową, widocznie obawiając się odpowiedzieć na Twoje pytanie.
 


