Gwieździsta Puszcza
-
Jak mus, to mus. Wrócił do wnętrza chaty i rozłożył się wygodnie. Poszedł spać, starając się nie myśleć o jutrzejszej próbie.
-
Obudziłeś się rankiem, skoro świt, przez stopniowo narastający dźwięk grania na rogach i bębnach oraz śpiew tubylców.
-
“To jest jakaś ich wersja budzika czy już dzwonią na ceremonię?” Pomyślał zaspany James, rozcierając dłonią twarz. Dopiero po chwili przyszło mu do głowy, że przecież mógł być już od dawna spóźniony! W ciągu kilku sekund poprawił swoją aparycję i pędem wybiegł z chaty.
-
Nie odbiegłeś daleko, strażnicy skutecznie Cię zastopowali. Zauważyłeś, że niemalże wszyscy dorośli mieszkańcy osady, może poza grupą strażników i najstarszymi czy chorymi, opuszczali swoje domostwa dzięki prowizorycznym windom bądź spuszczając się na dół na linach czy schodząc po drzewach. Wszyscy szli w jednym i tym samym kierunku, więc możesz mieć pewność, że ceremonia jeszcze się nie zaczęła, a gdy już się to stanie, będziesz miał wielu widzów.
-
Oh, akurat publiczność mu nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, świadomość, że jest oglądanym, schlebiała mu i dodawała odwagi.
— To już? — Spytał, spoglądając na strażników. -
Jeden skinął głową i wskazał na najbliższą windę, która miała zabrać Cię na dół, do miejsca próby.
-
— Aye. — Mruknął, po czym raźnie podreptał do windy.
-
Zjechaliście na dół, a później ruszyliście dalej, klucząc wśród drzew. Jeśli masz jeszcze jakieś pytania czy wątpliwości, to teraz jest ostatnia dobra chwila, aby je rozwiać.
-
Czy James miał jakieś pytania? Raczej nie. Sprawa była prosta. Jeżeli zda próbę, przeżyje. Jeżeli nie zrobi tego, umrze. Momencik… Może oni mu powiedzą?
— Na czym to właściwie będzie polegało, panowie? — Spytał. -
- Na wszystkim. - odparł jeden z nich, a powiedziało Ci to tyle, że w sumie mógłby się nie odzywać.
- Sprawdzimy Twoją siłę, Twoją szybkość, Twoją zwinność, Twój hart ducha i Twoją mądrość. - dodał drugi, co było już nieco jaśniejszym wyjaśnieniem, ale i tak nie dawało wiele. -
— Z tym ostatnim może być problem, nigdy nie byłem szczególnie pilnym uczniem. — Głośno myślał. — Dużo osób przede mną podchodziło do tej próby?
-
- Niewielu mieszańców ma na tyle odwagi, aby wrócić do nas. - odparł ten małomówny, z widoczną pogardą wymawiając to drugie słowo.
-
— To zastanawiające, wydajecie się być otwarci. — Odpowiedział James, oczywiście mówiąc sarkazmem. Wraz z strażnikami udał się w kierunku miejsca, gdzie miała odbyć się próba.
-
Miejscem tym była wielka polana, którą otaczały drzewa z czymś na kształt drewnianych platform, gdzie zasiadali lub stali tubylcy z wioski - Twoja widownia. Byli też wojownicy i strażnicy, choć większość została, aby bronić wioski. Nie zabrakło tam również członków starszyzny. Strażnik wspominał coś, że pierwszą próbą była próba siły i rzeczywiście, do tego chyba się przymierzano, kładąc na ziemi kilka pali ze świeżo ściętych i obrobionych drzew. Nim dobrze zastanowiłeś się, jak będzie wyglądała próba, na wezwanie starszyzny, którego nie zrozumiałeś w całości, wystąpił z tłumu ochotnik, młody, postawny, silnie zbudowany, który pochwycił pal u dołu, wziął z nim krótki rozpęd i wyrzucił go w górę, a podczas lądowania ten wyraźnie zaznaczył miejsce w ziemi.
//Jeśli masz skojarzenia z tym szkockim sportem to jak najbardziej masz rację.// -
“No to klops…” Pomyślał James. Nigdy nie grzeszył szczególną siłą, a to zadanie było tak łopatologiczne, że nie mógł pomóc mu spryt czy magia. Jednak wolał przynajmniej spróbować, bo choć nie spodziewał się świetnego wyniku, tak poddanie się było po pierwsze nie w jego stylu, a po drugie na pewno nie dawało mu szans na przeżycie.
Podszedł do jednego z palów, strzelił knykciami, po czym chwycił go i naprężył się, próbując podnieść. -
To Ci się udało, zdołałeś się także wyprostować i wciąż utrzymać na nogach wraz z tym ciężarem, co jednych wprawiło w zdumienie, innych zaś rozbawiło, ile czasu musiałeś na to poświęcić.
-
— Dobra… — Mruknął do siebie, stękając z wysiłku. — To połowa sukcesu… teraz tylko… — Ugiął kolana, naprężył się i wykorzystując siłę całego ciała wyrzucił pal w powietrze, przed siebie.
-
Nie poleciał ani wysoko, ani daleko, ale tego mogłeś się spodziewać. Tak jak reakcji tłumu, gdzie chyba tylko starszyzna zachowała powściągliwość, reszta zwyczajnie Cię wyśmiała lub buczała, widząc tę próbę.
-
Oparł dłonie na kolanach i wziął głęboki oddech.
“Najwidoczniej tutaj nie oceniają za starania, masz Ci los…”
Spojrzał w bok. Czy młody, który wystąpił z tłumu, brał się za kolejny pal? -
A i owszem, choć tym razem rzucił go o wiele bliżej, to jednak i tak lepiej, niż Ty. Najwidoczniej masz więcej, niż jedną próbę. Niby dobrze, ale z drugiej strony, to czy ta druga próba coś w ogóle da?